12.31.2013

Rozdział 44: Zawsze warto próbować

*Ludmiła*
     Właśnie wróciliśmy do domu. Tomasowi nic się nie stało, po prostu był taki pijany, że jak go zepchnęłam to zasnął. Idiota...
- I co? Było tak przeżywać? Nic Ci nie jest - powiedziałam.
- Zrzuciłaś mnie ze schodów - oznajmił. A ten znowu swoje! To ja powinnam być zła!
- Tak, a Ty się nachlałeś! Wiesz co?! To ja jestem obrażona! Nie Ty! - krzyknęłam i dałam mu z liścia. - Oj, przepraszam, słonko - powiedziałam i zaczęłam głaskać jego polik. - Chwila! Należało Ci się! - stwierdziłam i znowu mu przywaliłam tylko, że tym razem w drugi polik.
     Pobiegłam do sypialni, a za sobą słyszałam jeszcze tylko krzyk mojego męża: "Co to było?!"
     Po 5 minutach, bezczynnego siedzenia, postanowiłam iść do Violetty. Wzięłam torebkę i nic nie mówiąc wyszłam.

*Naty*
     Zeszłam na dół i zobaczyłam w kuchni Maxiego, który robił sobie, chyba coś na ból głowy. Postanowiłam go trochę zdenerwować.
- CO?! GŁÓWKA BOLI?!
- Naty, ile będziesz się tak drzeć? - spytał lekko zdenerwowany.
- TYLE, ILE BĘDZIE TRZEBA, ŻEBYŚ ZMĄDRZAŁ! - krzyknęłam, wzięłam torebkę i przed wyjściem z domu dodałam. - JAK POSPRZĄTASZ, TO BĘDZIESZ MÓGŁ SPAĆ NA KANAPIE, A NIE W PIWNICY! - I wyszłam.
     Poszłam do domu Violetty.

*Leon*
     Jestem w kuchni i gadam z Val, która przed chwilą wróciła z... Sam nie wiem, gdzie była.
     Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Violetta.
- Cześć, Val - powiedziała i wyjęła z szafki torebkę herbaty.
- Dalej będziesz się tak bawić? - spytałem lekko zdenerwowany.
- Val, powiedz Leonowi, że nie mam zamiaru z nim gadać, i że on też nie ma się do mnie odzywać - powiedziała.
- Violetta mówi... - mówiła Valeria, ale jej przerwałem.
- Tak, wiem.
     Podszedłem do mojej narzeczonej i próbowałem z nią porozmawiać.
- Ile będziesz mnie jeszcze karać, za to, że się upiłem? - spytałem, a ona nie odpowiedziała. - Przepraszam, że wróciłem do domu pijany, o to Ci chodziło? - zadałem kolejne pytanie. Violetta nic nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w jakiś punkt.
- To ja zostawię Was samych - powiedziała Val i wyszła z kuchni.
- Violu... Proszę Cię, nie gniewaj się już na mnie.
- Leon, wróciłeś wczoraj strasznie pijany, gadałeś głupoty, nie mogłeś sam usiąść, i gdyby nie ja, to obudził byś się na podłodze, pod kanapą - mówiła, ale przeszkodził jej dzwonek do drzwi.

*Violetta*
     Poszłam otworzyć drzwi, i ujrzałam Naty i Lu.
- Cześć, dziewczyny. Coś się stało?
- Tak, się składa, że nasi mężowie wczoraj wrócili do domu pijani, Twój też? - spytała Naty.
     Spojrzałam na Leon i przytaknęłam głową. Wpuściłam dziewczyny. Opowiedziały mi, co zrobiły ze swoimi mężami. Podobno Ludmiła zrzuciła Tomasa ze schodów, a ten był taki pijany, że zasnął. Maxi przyszedł do domu z jakimś żulem. "Leon w porównaniu do nich, chyba aż tak się nie upił" - pomyślałam.
     Po jakiś 2 godzinach, dziewczyny wyszły. Poszłam do gabinetu. Leon siedział z jakimiś papierami. Podeszłam do niego, wzięłam mu papiery i usiadłam na biurku. Leon siedział i patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Obiecasz, że już więcej nie wrócisz, do domu pijany? - zapytałam.
- Obiecuję - powiedział i ujął moje ręce.
- W takim razie... chyba mogę Ci wybaczyć - oznajmiłam i mocno przytuliłam się do mojego narzeczonego.

*Natalia*
     Gdy wróciłam do domu, wszystko dosłownie błyszczało. Rzeczy były na swoim miejscu, podłoga była czysta jak nigdy, a na meblach nie było, ani grama kużu.
- I co? - zapytał Maxi.
- Maxi, Tty to zrobiłeś? - odpowiedziałam pytaniem, na pytanie.
- Tak, mogę dzisiaj spać z Tobą? W naszej sypialni...
- Nie, pozwalam Ci dzisiaj spać na kanapie. Czy w sypialni, to zobaczy się jutro - rzuciłam i poszłam do sypialni, zostawiając Maxiego ze zdziwioną miną.

***
Proszę, macie 44.
Przepraszam, że krótki, ale jakoś nie wiedziałam, co jeszcze napisać.
W następnym będą powinny być wieczory kawalerskie/panieńskie, no chyba, że wpadnie mi znowu jakiś pomysł xD
Następny rozdział będzie już w nowym roku! xDDD Zaciesz :D
Ten ostatni rozdział w 2013 roku dedykuję Wam wszystkim!
Bez Was by mnie tu nie było.
Kocham <3 <3 <3  

Szczęśliwego Nowego Roku!

Kochani!
Z okazji Nowego Roku chciałabym Wam życzyć: spełnienia marzeń, żebyście nigdy nie byli samotni, żeby ten rok był lepszy od poprzedniego.
Żebyście dzisiaj świetnie się bawili (tylko mi z piciem nie przesadzać xD), no i do tych, którzy mają blogi, żebyście mieli wenę, czas i chęci na pisanie.

Stary Rok mija, lecz marzenia zostają,
niech one się Tobie wszystkie spełniają
i z Nowym Rokiem niech los Ci się odmieni,
a ogród życia wnet się zazieleni.

Kocham Was :***
Nicol <3 <3 <3

12.30.2013

Rozdział 43: Zalana banda

*Violetta*
   Gdy podeszłyśmy do drzwi zobaczyłyśmy jakąś postać. Poświeciła na nią latarką. To był Leon! Zasłaniał się ręką, bo świeciłam mu w oczy. Szybko do niego podbiegłam i rzuciłam się mu na szyję.
- Leon, gdzie Ty byłeś? Martwiłam się o Ciebie - mówiłam. Po chwili poczułam zapach alkoholu. Powąchałam mojego narzeczonego. To on tak śmierdzi. Odsunęłam się od niego i spojrzałam poważnie. - Jesteś pijany - stwierdziłam.
- Co? Nie! Wypiłem jedno piwo - powiedział i pokazał na palcach liczbę 8. - No, może troszkę więcej - oznajmił i się zaśmiał.
   Razem z Val, usadziłyśmy go na kanapie. Poprosiłam ją, żeby zostawiła mnie sam, na sam, z moim narzeczonym.
   Zaczęłam odpinać guziki od jego mokrej koszuli, rozpoczęłam kazanie:
- Zachowałeś się nieodpowiedzialnie.
- Wiem, złotko - zgodził się. Jeszcze przyznaje mi racje!
- Jak mogłeś się tak upić?! Leon, ile Ty masz lat?! 5?! - pytałam.
- Nie, złotko. Tak jakoś wyszło... Kochanie, ale może poczekamy z tym do jutra? - zaproponował.
   Spojrzałam na niego pytająco, a po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że siedzę na nim okrakiem i odpinam mu koszulę.
- Ty sobie z tym poczekasz do ślubu, kochany! - krzyknęła i szybko z niego zeszłam. Odwróciłam się i już miałam iść na górę, gdy usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Spojrzałam na Leona i zobaczyłam go leżącego na ziemi. No, ekstra! Jest taki pijany, że nawet nie umie sam siedzieć!
   Powinnam teraz dać mu nauczkę i go tak zostawić, ale nie potrafię. Szybko do niego podeszłam i go podniosłam.
   Teraz siedzi na podłodze, opierając się o kanapę. Nogi ma wyciągnięte przed sobą. Usiadłam na chwilę koło niego.
- Powiedz mi, po co to robisz. Czemu, nie mogę dać Ci samemu wyjść? - spytałam, spokojniej.
- Możesz - odpowiedział krótko.
- Nie, nie mogę - stwierdziłam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. - Zrobiłam to, i co? Wracasz zalany w trupa. Nie możesz nawet sam usiąść - wytykałam mu, coraz bardziej płacząc. - Leon, myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialny. Jak wychodziłeś, mówiłeś, że kupisz garnitur, i co? Gdzie jest ten garnitur? Co? Pewnie byłeś, tak zalany, że go gdzieś zostawiłeś.
   Przez całe "kazanie" Leon siedział w ciszy. Później ściągnęłam mu mokrą koszulę i pomogłam położyć się na sofie. Przykryłam go kocem, i poszłam do sypialni. Chciało mi się wyć w poduszkę. Dlaczego on mi to robi? Jak mógł się tak upić? - z tymi myślami odpłynęłam do krainy Morfeusza.

*Leon*
   Rano obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Boże, co ja wczoraj robiłem? Poszliśmy na piwo i film mi się urwał.
   Wstałem do pozycji siedzącej i złapałem się za głowę. Koło mnie usiadła Violetta, kładąc jakiś kubek na stole.
- Wypij, może Ci pomoże. Chociaż Tobie przydałby się sprawniejszy mózg, bo ten chyba się popsuł - powiedziała, a ja wziąłem kubek i zacząłem z niego pić. Fuj! Skrzywiłem się i odłożyłem kubek na stół. - I co? Było warto? - spytała Viola.
- Violuś... - zacząłem, ale mi przerwała.
- Nie, nie Violuś. Wiesz, jak ja się czułam, gdy przyszedłeś wczoraj zalany w trupa?! Nie byłeś w stanie sam usiąść, a ja powinnam Cię zostawić, leżącego na podłodze! Mimo to pomogłam Ci! I teraz tego żałuję! Może wtedy byś zmądrzał! - krzyczała na mnie, a po policzku zaczęły spływać jej łzy. Chciałem je zetrzeć, ale się odsunęła. - To tyle. Nie mam Ci nic więcej do powiedzenia - oznajmiła i poszła na górę.
   Czułem się jak najgorszy człowiek świata. Czemu ja byłem taki głupi?!
   Z moich przemyśleń wyrwała mnie Val, schodząca po schodach.
- Wiesz, co wczoraj robiłem? - spytałem, a Valeria usiadła koło mnie.
- Około 22:00, przyszedłeś do domu zalany w trupa. Razem z Violettą usadziłyśmy Cię na kanapie. Potem Viola kazała mi zostawić Was samych i dalej nie wiem, ale po jakiejś 1,5 godzinie wróciła do waszej sypialni i chyba płakała.
- Jestem idiotą, co?
- Tak - powiedziała, po czym poklepała mnie po ramieniu i wyszła z domu.

*Natalia*
   Maxi w nocy wrócił do domu pijany. Co więcej był z nim ten żul, co ostatnio przyniósł jego dowód osobisty. Nie, no ja z nim nie wytrzymam! Menela wygoniłam, a Maxiego zostawiłam leżącego na podłodze. Co on sobie wyobraża?! Może jeszcze miałam mu pomóc?! Pff.., marzenia...
   Rano, gdy zeszłam na dół, Maxi się przebudzał. Postanowiłam zrobić mu na złość.
- AAAA!!! ONE DIRECTION PRZYJEŻDŻA DO BUENOS AIRES!!! AAA!!! - zaczęłam się drzeć, wiedząc, że teraz pewnie boli go głowa.
- Naty, po co się tak drzesz? - zapytał, łapiąc się za głowę.
- NO NIE WIEM, MOŻE DLATEGO, ŻE WCZORAJ WRÓCIŁEŚ DO DOMU PIJANY, Z ŻULEM!!! - nadal krzyczałam.
- Ale nie musisz się tak drzeć - oznajmił, wstając z podłogi.
- A WŁAŚNIE, ŻE MUSZĘ! GDYBYŚ SIĘ TAK WCZORAJ NIE UPIŁ, TO BYM TEGO NIE ROBIŁA!!! - krzyknęłam i poszłam do sypialni. Niech ma za swoje.

*Ludmiła*
   Tomas wczoraj w nocy przyszedł pijany. Na dodatek wczołgał się po schodach i chciał wejść do sypialni. Byłam zła, więc go popchnęłam, tak, że sturlał się z powrotem. Okazało się, że jest nie przytomny. Szybko zadzwoniłam na pogotowie. Po 5 minutach przyjechali i zabrali go do szpitala. Teraz z nim siedzę. Zaraz przyjdą lekarze, żeby zrobić mu jeszcze jakieś badania.
- Kochanie... ale nie jesteś na mnie zły, nie? - spytałam.
- Kotku... Ty mnie zrzuciłaś ze schodów! - zdenerwował się.
- Tak? A Ty byłeś tak pijany, że jakbym Ci o tym nie powiedziała, to byś nawet nie pamiętał - odgryzłam mu się.
- Musimy zrobić panu, jeszcze badania, które pokażą, czy nie ma pan wstrząsu mózgu - Nagle koło nas pojawił się lekarz.
- Mu to nie grozi - stwierdziłam.
- Zawsze jest taka możliwość.
- Tak, ale do tego potrzebny jest mózg, a mój mąż nie posiada tego narządu - poinformowałam go.

***
Ta dam! Oto 43 rozdział.
Coś mnie natchnęło na pijaną bandę xD
Chciałam Wam pokazać, jak radzi sobie z tym, każda z dziewczyn.
Violetta radzi sobie tak, a nie inaczej, bo moim zdaniem jest najbardziej wrażliwa.
Ludmiła radzi sobie tak, bo to mi jakoś pasowało do kobiety w ciąży. W końcu te hormony...
Naty... Drzeć się miała na początku Lu, ale wymyśliłam to zepchnięcie ze schodów, więc Naty krzyczy.
Vivien specjalnie dla Ciebie krzyczy o 1D :D No i oczywiście dla Twojej kumpeli, która mi Jorgusia obraża.
Rozdział dedykuję Teddy, bo miałam strasznego zaciesza jak zostawiłaś pod moim rozdziałem komentarz :*
Biorę się za pisanie 5 części OS. Ostrzegam, że będzie ona krótsza niż inne.
Do nastęonego :* <3  

12.29.2013

Rozdział 42: Taylor i Robert vs. Leon

*Leon*
   Wstałem dzisiaj dosyć wcześnie. Pff, dosyć wcześnie. Jest 7:00 rano! Wtf?! Leon nigdy nie wstaje przed 10:00.
   No nic, nie nudząc Violetty zszedłem na dół. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor. Nic nie leci. a może by tak... Nie! Nigdy więcej nie obejrzę "Zmierzchu". Prawda jest taka, że to ja zaraziłem tym Tomasa, a on Maxiego. Nie moja wina, że ten film jest taki ekstra. Chociaż ten cały Edward jest gorszy ode mnie. Spoko, rozumiem, że jest wampirem i w ogóle, ale kto by chciał takiego bladziocha? Jeszcze te jego zęby... Czy on nie wie, że istnieje taki ktoś, jak dentysta? Golarka też by mu się przydała. A ten cały Jackob nie lepszy. Najpierw ubiera się jak jakiś hipis, a potem w ogóle się nie ubiera. No dobra nosi spodnie, ale mógłby także ubrać koszulkę. Rozumiem, że ma fajną klatę, ale ja też mam, i jakoś noszę koszulki.
   Nagle ujrzałem gazetę Violi. Na okładce był ten cały Pattinson i Lautner. Co więcej Violetta zaznaczyła kółkiem ich twarze. Nie no! Mogą se zarywać do tej całej Belli, ale od mojej Violki im wara!
   Po chwili poczułem jak ktoś całuje mnie, od tyłu, w policzek.
- Co się stało, że mój książę, tak szybko wstał? - zaśmiała się.
- Nie wiem, tak jakoś - odpowiedziałem krótko.
   Violetta usiadła koło mnie i pocałowała mnie w usta. Odwzajemniłem pocałunek, ale po chwili się odsunąłem.
- Ej, co Cię gryzie?
- Kto ma lepszą klatę? Ja czy Lautner? - odpowiedziałem pytaniem, na pytanie.
- A co to ma do rzeczy?
- Albo kto jest przystojniejszy? Ja czy Pattinson? - zadałem kolejne pytanie.
- Uuu, chyba jednak Robert - żartowała sobie ze mnie.
- Tak, a Kristen jest lepsza od Ciebie - odgryzłem się.
- To się z nią ożeń.
- Ee, woli wampirów.
- Przecież Pattinson nie jest wampirem - zauważyła.
- To skąd ma te kły?
- Zakładają mu je tylko w filmie - powiedziała i znowu się zaśmiała.
- To znaczy, że mam jeszcze jakieś szanse u Kristen - stwierdziłem, i już chciałem wstać, ale Violetta przyciągnęła mnie do siebie za koszulkę.
   Położyła się na kanapie, a ja na niej. Całowaliśmy się namiętnie.
- Ani mi się waż do niej iść - powiedziała Viola między pocałunkami.
- Nie mam takiego zamiaru. Tu mam wszystko, co mi potrzebne - odpowiedziałem, po czym wróciłem do całowania jej.
   Moja narzeczona położyła jedną nogę, na moich plecach. Delikatnie zsunąłem z niej, górę szlafroku, po czym odwiązałem sznurek, który służył jej za pasek. Ona już ściągała mi koszulkę, aż nagle po schodach zeszła Val.
- Poranne amory, co? - Na dźwięk jej głosy, natychmiast od siebie odskoczyliśmy jak oparzeni. - Przepraszam, że Wam przeszkodziłam - dodała, lekko speszona.
- Nic się nie stało - zapewniła ją Viola, po czym obie powędrowały do kuchni w celu zrobienia śniadania. Poszedłem do nich.
- To co, Val? Idziesz dzisiaj z nami? - spytała Violetta.
- Tak, raczej tak - odpowiedziała.
- Gdzie? - zaciekawiłem się.
- Nigdzie - próbowała mnie spławić, moja narzeczona.
- Dobra, w takim razie ja też wychodzę - powiedziałem dumnie.
- Gdzie? - zapytała Viola.
- Nigdzie - odpowiedziałem i szybko się oddaliłem, żeby zadzwonić do chłopaków i się z nimi umówić.
   Poszedłem do łazienki i wybrałem numer Maxiego. Po dwóch sygnałach, ktoś odebrał. Tym kimś nie był Maxi.
- Maxi? - spytałem, żeby się upewnić.
- Nie.
- To kto?
- Edward.
- Że co? Ty głupi Pattinsonie! Kumpli też chcesz mi zabrać?! - zdenerwowałem się.
- Jaki Pattinsonie? Jestem kumplem Maxiego. Jak chcesz do niego zadzwonić, to dzwoń do Naty.
- Acha, spoko - powiedziałem, i chciałem się rozłączyć.
- Lubisz parówki? - spytał się mnie.
- Nie! - krzyknąłem i się rozłączyłem.
   Tym razem zadzwoniłem do Natalii. Umówiłem się z Maxim i Tomasem, na męski dzień. Ponte powiedział, że weźmie jeszcze jakiegoś swojego kumpla. Pójdziemy razem do sklepu, wybrać mi garnitur na mój ślub, a później na jakieś piwko.
   Powiedziałem Violetcie, że wychodzę i udałem się w umówione miejsce. Stał tam już Tomas. Chwilę rozmawialiśmy i zobaczyliśmy w oddali Maxiego. Szedł z jakimś... żulem? Przedstawił on nam go, jako Edwarda.
- Który to ten co nie lubi parówek? - spytał, a ja podniosłem do góry rękę.
- Ty nie lubisz parówek?! - zapytał Maxi, a ten cały Edward się na mnie rzucił. Po chwili Tomas i Maxi go ode mnie odciągnęli. Powiedziałem, że lubię parówki i poszliśmy wybrać mi garnitur. Wziąłem pierwszy, lepszy, czarny garniak. Później ruszyliśmy na piwo.

*Violetta*
   Razem z dziewczynami poszłyśmy wybrać mi jakąś suknię ślubną. Przymierzałam ich już naprawdę wiele, a żadna nie przypadła mi do gustu. wszystkie były albo brzydkie, albo nie wygodne.
- Violu, nie uważasz, że jesteś trochę za kapryśna? - zauważyła Naty.
- Nie ma humoru. To pewnie przez to, że przyłapałam ją i Leona dzisiaj rano, na amorach - powiedziała Val, po czym wszystkie się zaśmiałyśmy.
- Nie, to nie o to chodzi - powiedziałam. - Po prostu chcę, żeby ten dzień był idealny. Chcę wyglądać i czuć się wspaniale. To ma być najlepszy dzień w moim życiu i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik - wytłumaczyłam im, a Lu zaczęła płakać. - Co się stało, Lu?
- Po prostu... To takie piękne - mówiła, podciągając nosem.
- Znowu hormony? - spytała Naty.
- Tak - potwierdziła Lu i jeszcze bardziej się rozpłakała.
   Po powrocie do domu jeszcze nie było Leona. Trochę mnie to zaniepokoiło. Razem z Val postanowiłyśmy obejrzeć jakiś film. Była już 22:00, a Leona nadal nie było. Za oknem lało jak z cebra. Gdzie on może być?
- Co się dzieje? - zaniepokoiła się Valeria.
- Boję się o Leona - wyznałam jej. Ona powiedziała, że na pewno nic mu nie jest i mnie przytuliła.
   Po chwili wyłączyli prąd, a za oknem było słychać grzmoty. O nie! Boję się burzy jak cholera, a Leona nadal nie ma. Poszłyśmy do kuchni po latarkę, gdy nagle ktoś wszedł do domu. Przerażone poszłyśmy w stronę drzwi.

***
Ta dam! Lubię kończyć w takich momentach xdd
Znowu ktoś mi mówi, że jutro premiera V2. Ludzie, czy Wam sprawia przyjemność robienie mi wody z mózgu?
jutro się zobaczy czy będzie Violetta.
Ten rozdział dedykuję Ally, za to, że mi piszę świetne rozdziały i DIEGO JUŻ WIE!!!! 
Dobra ogar! xdd
Następny rozdział chyba jutro :**      

12.28.2013

Rozdział 41: Nowy przyjaciel Maxiego

*Violetta*
   Siedziałam na kanapie i czytałam jakąś durną gazetę. Jestem zła na Leona. nie chcę się z nim kłócić, ale nie chcę też, żeby Lara była na naszym ślubie. Dobrze, rozumiem - Lara to przyjaciółka Val, ale to nasz ślub. Nie jej. A Leon ot, tak po prostu się zgodził. Przykro mi z tego powodu. W końcu, jak ja bym zaprosiła na przykład Diego'a na nasz ślub, to byłby zły i zapewne zrobiłby mi scenę zazdrości.
   Po chwili Leon usiadł koło mnie i zaczął mnie całować po szyi. Odsunęłam się trochę, ale to nic nie dało.
- Leon, nie dziś - powiedziałam, wstając.
   Skierowałam się do kuchni i nalałam sobie soku. Odwróciłam się, a za mną stał Leon. Cała zawartość mojej szklanki znalazła się na koszuli mojego narzeczonego.
- Przepraszam - powiedziałam i sięgnęłam po ręcznik papierowy.
   Zaczęłam szybko ścierać pomarańczową plamę. Leon po chwili złapał moją rękę, i ją zatrzymał.
- Co jest? - zapytał.
- Nic - odpowiedziałam krótko. - Po prostu... ścieram plamę, którą przez przypadek zrobiłam na Twojej koszulce.
- Wiem, że nie chodzi o to - oznajmił.
   Odłożyłam ręcznik na blat i spuściłam głowę. Leon podniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy. No nie! Nie potrafię spojrzeć mu w oczy i skłamać, że wszystko w porządku.
- Powiesz mi, co się stało? - spytał. - Chodzi o Larę? - domyślił się.
   Ponownie spuściłam wzrok.
- Nie chcę, żeby była na naszym ślubie. To miał być nasz dzień - powiedziałam.
- I będzie. Bez względu na to kto na nim będzie. Liczymy się tylko my, tak? - zapytał, a ja przytaknęłam lekko głową.
- Tylko, co ty byś powiedział jak ja bym zaprosiła byłego chłopaka? Na pewno byś się obraził. Oczekujesz ode mnie czegoś, czego sam nie jesteś w stanie zrobić.
- Violuś... to nie tak. Lara to przyjaciółka Val - mówił, ale mu przerwałam.
- Ale to ma być nasz ślub, a nie Val!
- Violetta, to nie tak.
- To nie tak - powtórzyłam jego słowa. - A jak? Po prostu powiedz, czujesz coś do niej?!
- Violu, nigdy nic do niej nie czułem - Złapał mnie za ramiona i spojrzał mi w oczy. - Kocham tylko Ciebie i nikogo więcej. Chcę Cię poślubić, mieć z Tobą dzieci i zestarzeć się z Tobą, tak?
   Nic nie odpowiedziałam tylko się do niego przytuliłam.
- Przepraszam - mówiłam, nadal się do niego przytulając.
- Nie masz za co. Masz rację , na pewno zrobiłbym Ci scenę zazdrości.
- Strasznie Cię kocham - wyznałam mu.
- Ja ciebie mocniej - oznajmił.
- Chcesz się o to kłócić? - zaśmiałam się.

*Natalia*
   Maxi chodzi za mną i marudzi, że nie chcę spać na kanapie. Co mnie to obchodzi? Trzeba było się nie upijać.
   Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam je otworzyć, a moim oczom ukazał się jakiś menel.
- Przepraszam, czy tu mieszka... Maximilian Ponte? - spytał. Zobaczyłam, że w rękach trzyma jego dowód osobisty.
- Tak, znamy się? - zapytał Maxi, który pojawił się obok mnie.
   Menel wręczył mu dowód i uścisnęli się. Fujj! A ja się dziwiłam, czemu on tak śmierdzi.
- Kumplu, kiedy znowu stawiasz parówki? - spytał. WTF?! Jakie parówki.
- Jakie parówki? - nie zrozumiał.
- No te, co w nocy jedliśmy - wyjaśnił, a ja nie chcę wiedzieć, co on jeszcze robił, dlatego zaknęłam drzwi menelowi.
   Poszłam na górę, umyłam się i położyłam spać. Po chwili zasnęłam.

*Maxi*
   Gdy Naty poszła na górę, szybko wyszedłem z domu i pobiegłem za menelem.
- Ej, Ty! - krzyknąłem, na co ten się odwrócił. - Wiesz co robiłem wczoraj w nocy?
- Tak, pierw poszliśmy na parówki, a potem na piwko - powiedział.
- Spoko, słuchaj daj mi swój numer telefonu - poprosiłem go.
- Przecież ja nie mam telefonu - oznajmił.
   Po chwili namysłu dałem mu swoją komórkę i powiedziałem, że ma dzwonić do Naty, i mówić, że jest moim kumplem.
   Wróciłem do domu. Ułożyłem się na kanapie i włączyłem sobie "Zmierzch". Tomas polecił mi ten film. Jest naprawdę świetny. Myślałem o moim nowym kumplu. 
   Czuję, że to początek pięknej przyjaźni...
   

*Ludmiła*
   Wyszłam już ze szpitala. Tomas nic nie robi, tylko biega za mną. Mam tego powoli dość.
   Siedziałam sobie na kanapie i właśnie miałam położyć nogi na stolik do kawy, gdy nagle obok mnie zjawił się mój mąż. Podniósł moje nogi, wziął poduszkę, którą ułożył na stoliku, a moje stopy na niej.
- Tomas, co Ty robisz? - zapytałam się go.
- Pomagam Ci - odpowiedział krótko.
- Ale ja chciałam tylko położyć nogi na stoliku - powiedziałam.
- Ale jesteś w ciąży.
- Ale to dopiero drugi miesiąc i nawet w dziewiątym będę mogła sama podnieść nogi na wysokość łydek.
- Oj, kochanie. Nie przesadzaj. Odpoczywaj sobie i już się nie denerwuj, bo zmarszczek dostaniesz.

***
Macie rozdział 41.
Coś mam ostatnio z tym "Zmierzchem"  xdd Nwm dlaczego. Oglądałam ten film, ale nie jestem jakąś super fanką, ale cóż... To ja...
Myślałam nad tą 5 częścią OS. Jeszcze się zastanowię i spróbuję wam coś nabazgrać.
OS, rozdział, nie za dobrze macie? Może się odwdzięczycie, a jak? W formie komentarza, dołączenia do obserwatorów (obczaiłam jak ich dodać do bocznego paska. Mądra ja xdd)
Poza tym, dziękuję Wam. Myślałam, że Violetta będzie 30.12, a wy mi tu wyjeżdżacie że 13.01 Wy, Wy! I tak Was kocham.
A tak wgl. zostaję obrońcą bloggerów, więc jakby ktoś Was hejtował to piszcie xdd Obroniłam już 2 bloggerki xAdusiax i Vere.
Rozdział dedykuję xAdusiax. Kocham Cię, Ty niszczycielu Leonetty <3333 ;**  

One Shot Leonetta: Udawana narzeczona Cz. 4

   Szatyn, po naciśnięciu słuchawki, przyłożył komórkę Castillo do ucha.
- Halo?
- Przepraszam, jestem German Castillo, ojciec Violetty, a pan?
- Leon Verdas, jej szef - odpowiedział.
- A mogę rozmawiać z córką? - spytał German.
- Śpi.
- A komórkę zostawiła u pana?
- Nie, ma komórkę przy łóżku - powiedział, a German się rozłączył.
   Po chwili Verdas odłożył komórke, poszedł pod prysznic i położył się spać.

   German właśnie, myślał, że się dowiedział, jaki był prawdziwy powód wyjazdu córki. Po chwili do jego sypialni weszła Grace.
- Coś się stało? - spytała.
- Moja córka...
- Co z Violettą? - zaniepokoiła się staruszka.
- Zawracała Ci głowę, zostawiła nas tutaj, tylko po to, żeby jechać zabawiać się ze swoim szefem. Miała gdzieś Suzanne, mnie, i przede wszystkim Ciebie - zdenerwował się i nawet nie zauważył, że za drzwiami stoi mała Suzanne i wszystko słyszy.
- Nie, German, To nie, tak. Ona... - chciała wytłumaczyć córkę, ale German jej przerwał.
- Nie obchodzą mnie żadne wytłumaczenia. Wyjdź! - rozkazał.
- Ale German...
- Wyjdź!

   Szatynka obudziła się z krzycząc imię swojej siostry. Była cała mokra od potu. Leon od razu koło niej usiadł i ją przytulił. Ona wtuliła się mocno w jego tors, i nie wiedząc, czemu, płakała.
- To tylko zły sen - uspakajał ją szatyn.
- Suzanne... ona...
- Nie masz się czym martwić. Pewnie teraz śpi u siebie w pokoju i śni jej się... kucyki? - powiedział, a Violetta cicho się zaśmiała.
- Kucyki? - spytała.
- No, co? Nie wiem, co śni się takim dzieciom - mówił na swoją obronę, po czym obydwoje się zaśmiali.
   Zanim się obejrzeli zasnęli w swoich objęciach.
 
   Z samego rana, Leona obudziły promyki słońca, przedzierające się przez białe żaluzję. Szatyn chciał wstać, ale spostrzegł Violettę wtulającą się w jego tors. Postanowił poczekać, aż ta się obudzi. Leżał i się jej przyglądał. Dopiero teraz zauważył, jaka jest piękna.
   Po chwili szatynka zaczęła otwierać swoje oczy.
- Leon, co Ty tu robisz? - spytała.
- Musieliśmy wczoraj tak zasnąć - stwierdził, po czym szatynka się od niego odsunęła.
- Przepraszam.
- Za co? - nie rozumiał.
- My tak nie powinniśmy. Ty jest moim szefem, a ja Twoją asystentką, i nie powinniśmy być tak blisko.
- A co, jeśli będziemy tego chcieli? - zapytał ją, i nie czekając na odpowiedź zbliżył się do niej.
   Szatynka się nie opierała. On delikatnie musnął jej usta, swoimi. Ten pocałunek był krótki, delikatny. Jednak, gdy się oderwali, postanowili to powtórzyć. Po chwili Leon położył swoją rękę, na policzku dziewczyny. Obydwoje to czuli... Czuli się jakby cały świat w okół zniknął, i byli tylko oni. Czuli, że skoczyli by za drugą osobą w ogień. Ten pocałunek, nie był zwykłym, przeciętnym... To był magiczny pocałunek, i obydwoje to czuli.
   Po chwili do pokoju weszła Elizabeth. Leon i Violetta szybko od siebie odskoczyli, jak oparzeni.
- Przepraszam, przeszkodziłam Wam? - spytała, choć dobrze znała odpowiedź.
- Nie, nie - oboje zaprzeczyli jednym głosem.
- Przepraszam, chciałam Was tylko zawołać na śniadanie - tłumaczyła się.
- Zaraz zejdziemy - oznajmił, a jego matka wyszła.
   Oboje spojrzeli na siebie. Po chwili Violetta pocałowała swojego szefa. Ten pocałunek był bardziej namiętny. Całowali się tak chwilę, aż szatynka przerwała.
- Nie, nie możemy - powiedziała i wstała, po czym poszła do łazienki.
   Przez całe śniadanie nie odzywali się do siebie, i unikali swojego spojrzenia.

   Po śniadaniu Leon wyszedł, gdzieś ze swoim ojcem. Gdy wrócił, szatynki nie było. Zajrzał do szafy - nie było tam nic, poza jego rzeczami. Na łóżku spostrzegł białą kartkę. Podniósł ją i przeczytał.
Drogi Leonie!
Wiem, że obiecałam Ci pomóc, ale nie potrafię. Po tym, co zdarzyło się dzisiaj rano, nie mogę patrzeć na Ciebie i udawać, że nic do Ciebie nie czuję. 
Z początku myślałam, że udawanie Twojej narzeczonej będzie trudne z jednego powodu - nie będę mogła udawać, że Cię kocham. Myślałam, że nie będę mogła na Ciebie spojrzeć. Nienawidziłam Cię.
Teraz wiem, że jesteś inny. Tamten Leon to tylko Twoja maska, którą zakładasz, żeby ludzie się Ciebie bali, i Cię słuchali.
Prawdziwy Leon jest czuły, miły, kochany i troskliwy. Mówiłeś, że udajesz miłego i dobrego syna w Michigan. To nie prawda! Jesteś taki. Udajesz aroganckiego gbura w LA. Może tego nie wiesz, ale to są fakty.
Pracowałam z Tobą 3 lata. Nigdy nie dostałam wolnego. musiałam siedzieć w pracy nawet w święta! Nienawidziłam Cię za to.
Po naszej rozmowie pierwszego dnia, po naszym pocałunku nad jeziorem, po naszym tańcu przy ognisku, po tym jak razem zasnęliśmy, po naszym porannym pocałunku pocałunkach, wiem, że Cię pokochałam.
Kocham Cię, a nie powinnam darzyć takim uczuciem swojego szefa. Dlatego jeszcze dziś zabiorę z firmy swoje rzeczy.
Żegnaj
Violetta
   Po przeczytaniu listu zdał sobie sprawę, z tego, że darzy swoją pracownicę tym samym uczuciem. Spojrzał przez okno i ujrzał gości. No tak - dzisiaj urodziny jego matki.
   Wyszedł do ogrodu, a jego mama przywitała go pytaniem "Gdzie jest Violetta?"
- Muszę się do czegoś przyznać! - krzyknął do wszystkich. - Violetta to nie moja narzeczona! To moja asystentka, która utrzymuje ojca, inwalidę i młodszą siostrę! Zagroziłem jej, że jeśli nie będzie udawać mojej narzeczonej, zwolnię ją z pracy! - powiedział, po czym dał swojej mamie mały prezent, pocałował ją w policzek, i powiedział: - Wszystkiego najlepszego.
   Skierował się do wyjścia z ogrodu i pojechał na lotnisko.

   Po powrocie do LA cały dzień zastanawiał się, co powiedzieć ukochanej.
   Następnego dnia pojechał do firmy. Chciał iść do Violetty i z nią porozmawiać, ale jej biurko było puste. Poszedł do recepcji i zapytał się, co się stało z jego asystentką.
- Pani Castillo wczoraj przyszła i złożyła wymówienie, proszę - powiedziała i wręczyła mu kartkę papieru.
   Szatyn bez zastanowienia pojechał do jej domu.

   Violetta po powrocie z Michigan od razu pojechała do firmy, po czym złożyła zamówienie i wróciła do domu. Tam czekał na nią ojciec, który od razu wyprawił jej kazanie. Normalnie dziewczyna tłumaczyłaby się mu, ale tego dnia nie miała na to siły. Wróciła do swojego pokoju.

   Leon zapukał do drzwi i otworzył mu ojciec Violetty.
- Dzień Dobry, ja do Violetty - nie owijając w bawełnę, podał powód swojego przyjścia.
- Nie wstyd, panu? Tak załatwia pan awansy w swojej firmie? Przez łóżko?! - zdenerwował się, a obok niego pojawiła się Suzanne. Patrzyła na szefa, swojej siostry.
   Po chwili koło drzwi pojawiła się Violetta.
- Tato, przestań! - krzyknęła, a jej ojciec się do niej odwrócił.
- Co? Jeszcze będziesz go bronić? Wstyd mi za Ciebie! Jak mogłaś zrobić coś takiego? Nie masz już za grosz honoru! - naskoczył na swoją córkę.
- Nie, to nie tak - próbował obronić Violettę, Leon.
- Ty się nie odzywaj!
- Tato, przestań! Skończ! Myślisz, że połknąłeś wszystkie rozumy świata?! Nie rozumiesz, po co to zrobiłam, i nigdy tego nie zrozumiesz! Bo nie chcesz! Robisz sceny przy Suzanne i moim byłym szefie, nie wiedząc, o co chodzi! Proszę odejdź! - rozkazała, a jej ojciec razem z jej siostrą odeszli.
- Po co przyszedłeś? - spytała.
- Porozmawiać - odpowiedział krótko.
- Nie mam Ci już nic do powiedzenia - oznajmiła i chciała zamknąć drzwi, ale chłopak, zatrzymał je nogą.
- Ale ja mam Ci coś do powiedzenia! Kocham Cię, rozumiesz? Tak, chciałem Cię wykorzystać, żeby pokazać rodzicom, że nie jestem gburowaty i aroganckim snobem. Chciałem ich okłamać, ale zrozumiałem, że Cię kocham. Kocham Cię i nie wiem kiedy to się stało. Wczoraj rano... gdy się całowaliśmy poczułem coś do Ciebie i nie zrezygnuję z Ciebie - powiedział.
   Szatynka rzuciła mu się na szyje i go pocałowała.

***
Okey, tak się dobijaliście na asku, to teraz macie :)
Czy mi się podoba taki koniec? Nie zbyt, ale dobra...
Pobawiłam się kodami i zrobiłam mój pierwszy "prawdziwy" nagłówek.  xd
Nwm, czy się Wam podoba, ale mi tak i jestem z sb dumna xdd
Dziękuję Wam, że posłuchaliście mnie i zapraszacie na swoje blogi w specjalnej zakładce :*
Do następnego ;***  

12.27.2013

One Shot Leonetta: Udawana narzeczona Cz. 3

   Przez chwilę, obydwoje siedzieli w niezręcznej ciszy. Violetta właśnie przed chwilą wspomniała o swojej mamie. O kobiecie, o której rozmawiała tylko z ojcem, Suzanne i czasami, ale rzadko, z panią Grace. Tym razem powiedziała o niej swojemu, szczerze znienawidzonemu, szefowi.
- Tęsknisz za nią? - spytał Verdas, wstając do pozycji siedzącej. Szatynka przytaknęła głową.
   Leon wstał i usiadł na łóżku, obok Violetty. Przytulił ją. Szczerze chciał ją pocieszyć. 
   Dziewczyna się w niego wtuliła. Już mieli się od siebie oderwać, gdy do ich pokoju wtargnęła mama Verdasa. Leon szybko się położył, tak żebyśmy wyglądali, jakbyśmy razem spali.
- Przepraszam, zapomniałam zapukać. Chciałam tylko się spytać, czy niczego Wam nie brakuję? - upewniła się kobieta.
- Nie, nie. Wszystko mamy - zapewnił ją szatyn.
- Och, jak Wy słodko razem wyglądacie... Właśnie jutro organizujemy ognisko w ogrodzie. Wiecie, zjeżdża się cała rodzina, a moje urodziny są dopiero pojutrze, więc nie chcemy, żeby goście się nudzili. Przyjdziecie, prawda? - spytała z nadzieją.
- Tak, przyjdziemy - odpowiedziała stanowczo Violetta.
- Świetnie! Dobrze, ja już Wam nie przeszkadzam - powiedziała i wyszła.
   Po wyjściu blondynki, młodzi od razu odetchnęli z ulgą.
- Mało nie wpadliśmy, co? - odparła szatynka.
- Tak, mało brakowało - zgodził się Verdas, po czym wrócił na podłogę.
- Dlaczego kłamiesz? - zaciekawiła się Castillo.
- Moi rodzice mają mnie za grzecznego synalka. Myślą, że w LA jestem przyjaznym szefem, któy kocha wszystkich wokół. Uważają, że mam narzeczoną, kochamy się i chcemy razem spędzić resztę życia. Nie potrafię powiedzieć jej, że to nie prawda. To złamałoby jej serce - wytłumaczył jej.
- Więc jednak masz uczucia - powiedziała Violetta, a po chwili dotarło do niej, że powiedziała to na głos. - Znaczy... nie chodzi, o to, że...
- Dobra, dobra. Nie wysilaj się. Wiem jakie masz o mnie zdanie - oznajmił.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Słyszę jak często, siedzisz przy swoim biurku i wyklinasz mnie - odparł, a ona od razu usiadła i spojrzała na niego szerokimi oczami.
   Chłopak zaśmiał się pod nosem, po czym przewrócił się na bok i zamknął swoje powieki. Po chwili szatynka zrobiła to samo.

   Rano razem zeszli na śniadanie, wciąż udając parę. Po wczorajszej rozmowie było im jednak łatwiej. Leon zrozumiał, jak czuje się Castillo po śmierci matki, a Violetta wie, dlaczego jej szef kłamie.
   Po zjedzeniu śniadania, rodzice szatyna, postanowili pokazać młodym miasto. Zwiedzali uliczki Michigan. Leon i Violetta, wciąż trzymali się za ręce, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
   Po kilku godzinach zwiedzania, państwo Verdas zabrało młodych nad jezioro. Rozłożyli koc i na nim usiedli oglądając dzieci, bawiących się w wodzie lub piasku. Violetta siedziała obok Leona. W końcu zebrała się na odwagę i oparła głowę na ramieniu swojego szefa.
- Jak długo jesteście razem? - spytał William.
- Od jakiegoś roku - oznajmił Verdas.
- A ile pani zarabia?
- Co to ma do rzeczy? - odpowiedział pytaniem na pytanie, Leon.
- Wiesz, jest dużo kobiet, które są z mężczyznami tylko dla pieniędzy, a... - mówił, ale nie dane było mu dokończyć.
- Skończ! - rozkazał mu syn.
- Ja tylko, stwierdzam fakty - odparł.
- Dość - powiedział Leon, po czym wstał i podał rękę swojej udawanej narzeczonej. 
   Dziewczyna ją chwyciła i razem odeszli. Spacerowali brzegiem plaży.
- Przepraszam Cię za niego.
- Nic się nie stało. Przecież i Ty, i ja wiemy, że robię to w pewnym sensie dla pieniędzy - stwierdziła.
   Verdas milczał. Spacerowali jeszcze chwilę, aż znaleźli się w polu widzenia państwa Verdas. Elizabeth chciał wstać i do nich podejść, ale William ją zatrzymał.
- Mogę coś zrobić? - zapytał Leon, na co szatynka przytaknęła niepewnie.
   Szatyn odgarnął jej kosmyk włosów, z twarzy i pochylił się do niej. Violetta zamknęła oczy i przysunęła się do swojego szefa. On delikatnie musnął jej usta, swoimi. Castillo oddawała jego pocałunek. Po chwili ręce Leona powędrowały na jej talie, a Violetty na jego barki.
   Gdy się od siebie oderwali, Verdas objął ręką, swoją asystentkę i skierowali się do wyjścia z plaży. Wezwali taksówkę i pojechali do domu.
   Tam przygotowali się do ogniska. Poszli do ogrodu, gdzie już wszyscy byli. Wszyscy oprócz Williama. Od razu podeszła do nich Elizabeth.
- Tak się cieszę, że jednak przyszliście. Przepraszam Cię za zachowanie mojego męża - skierowała się do Violetty.
- Nic się nie stało - zapewniła ją szatynka.
   Po przywitaniu się z resztą rodziny. Poszli razem zatańczyć. Leciała wolna muzyka. Tańczyli przytuleni do siebie.
   Elizabeth stała z daleka i obserwowała ich. Widziała jak się śmieją z byle czego... Widziała w ich oczach to, że się kochają.
   Po chwili podeszła do niej jedna z ciotek Leona. Siostra jej męża.
- Pięknie razem wyglądają - stwierdziła.
- Tak, pięknie - zgodziła się.
   Kiedy siostra jej Williama odeszła, z domu wyszedł nie kto inny, jak jej mąż. Podszedł do swojej żony.
- Nadal wątpisz w to, że się kochają? - spytała, pokazując na swojego syna, i nie czekając na odpowiedź odeszła. William stał i przyglądał się Leonowi i Violetcie.
    Po tańcu usiedli przy ogniu. Chwilę rozmawiali, aż szatynka oparła swoją głowę na ramieniu Verdasa. Po kilku minutach zasnęła. Leon wziął ją na ręce i przeniósł do sypialni. Po chwili zadzwonił telefon Violetty, chłopak nacisnął delikatnie zieloną słuchawkę.

***
Proszę oto 3 część. Chyba na 4 skończę, ale jeśli się za bardzo rozpiszę to będzie ich 5.
Mam do Was prośbę - zapraszajcie mnie na swoje blogi tylko w specjalnej zakładce. 
Ostatnio ktoś mnie do sb zaprosił, a ja wtedy nie miałam czasu wejść. Teraz kiedy mam czas, muszę szukać tego adresu, bo nie pamiętam, pod jakim rozdziałem mnie ten ktoś zaprosił.
Do następnego :*
PS
Jeszcze 3 dni do Violetty! ^_^ 
     

12.26.2013

One Shot Leonetta: Udawana narzeczona Cz.2

   Szatyn stał i przyglądał się swojej asystentce, czekając na odpowiedź. Wiedział, że teraz to od niej zależy, czy złamie serce matki, czy nadal pozostanie jej nieskazitelnym synem.
   Violetta po raz ostatni wszystko po kolei analizowała, i w końcu wydusiła z siebie odpowiedź:
- Pojadę z szefem - powiedziała.
- Dobry wybór. Jutro o 7:00 bądź przed biurem. Stamtąd pojedziemy na lotnisko, i do Michigan - poinformował ją, po czym szatynka wyszła.
   Przez cały dzień myślała o tym wyjeździe. Wiedziała, że źle robi, ale gdyby odmówiła straciłaby pracę i nie utrzymałaby rodziny...

   Po pracy zaprosiła do mieszkania panią Grace. Jej ojciec spał, a Suzanne była u koleżanki. To idealny moment, by poprosić ją o przypilnowanie Germana i "Śnieżki". Chciała powiedzieć sąsiadce całą prawdę o wyjeździe. Co jak, co, ale akurat jej się ta prawda należy.
   Szatynka zaparzyła 2 herbaty i usiadły w kuchni, przy stole.
- Mogłaby pani... zaopiekować się moim ojcem i Suzanne w weekend? - zapytała nieśmiało.
- Oczywiście, ale czemu? Twój szef znowu każe Ci zostać po godzinach?
- Nie, ja... nie chcę pani okłamywać... Mój szef zmusił mnie do... do wyjazdu z nim, do Michigan.
- W sprawach biznesowych? - zaciekawiła się staruszka.
- Nie do końca... Muszę... udawać jego... jego narzeczoną - wytłumaczyła jej, spuszczając głowę.
- Jak to?
- Zagroził mi, że jeśli tego nie zrobię, to on... zwolni mnie z pracy.
- Przecież, on nie mo... - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć.
- Może. On może wszystko. Proszę, zaopiekuje się pani nimi? - prosiła, już ze łzami w oczach, na co sąsiadka się zgodziła.
   Staruszka próbowała jeszcze przekonać Violettę, aby nie robiła tego, ale szatynka została nie ugięta.
   Dla młodej Castillo zawsze liczyło się dobro innych. Prawie zawsze przedkładała je nad swoje.
   Wieczorem spakowała potrzebne rzeczy. Leon powiedział jej, że ma wziąć ze sobą eleganckie ciuchy. Takie też spakowała. Nie miała ich wiele, ale znalazła kilka sukni po mamie.

   Rano pojechali jego samochodem na lotnisko, a z lotniska samolotem do Michigan. 
   Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. 
   Po chwili zadzwonił telefon Verdasa.
- Tak, kicia... Po weekendzie... Przygotuj się na zabawę... - rozmawiał, a Violetta coraz bardziej go nie lubiła.
   Podczas, gdy ona haruje po godzinach, szatyn zabawia się, codziennie z innymi kobietami.

   Elizabeth i William od rana sprzątali dom. Byli uradowani przyjazdem syna z nową narzeczoną. Myśleli, że Leon w końcu się ustatkował i jest szczęśliwy z wybranką swojego serca.
   Jaka szkoda, że się mylili...

   Gdy Verdas i Castillo podjechali pod dom, szatynka otworzyła buzię ze zdziwienia.
   Piękny, duży dom, a przed nim zielony ogród.
   Verdas widząc zachwyt szatynki, postanowił się odezwać:
- Duży, co nie?
- Tak, mogłabym o takim pomarzyć - stwierdziła.
   Verdas wyjął z bagażnika ich walizki i podeszli do drzwi. Lekko zapukali, i w mgnieniu oka zobaczyli rodziców Leona.
- Część - przywitał się Leon, po czym pocałował swoją matkę w policzek i przytulił "po męsku", swojego ojca.
- Witaj - zwróciła się do Violetty, Elizabeth. 
   Podeszła do niej i ją przywitała całusem w policzek. Po niej podszedł William i ucałował rękę szatynki.
   Weszli do środka i usiedli w salonie, na drogich kanapach.
- Więc to Ty jesteś tą narzeczoną mojego syna, którą tak ukrywał - stwierdziła matka szatyna.
- Tak - potwierdziła Castillo.
- Jesteś naprawdę piękną dziewczyną - zauważyła Elizabeth. - Jak się poznaliście? - spytała.
   Verdas i Castillo przez chwilę się jąkali, aż w końcu Violetta zabrała głos.
- Kiedyś przechadzałam się po Buenos Aires, i dotarłam na plażę - opowiadała i spojrzała na Leona, on kiwnięciem głowy pokazał jej, że ma mówić. - Był wschód słońca, a plaża świeciła pustkami. Po chwili zaczepił mnie jakiś chłopak... Był natrętny i mnie podrywał... Znikąd pojawił się Leon i... widząc, że nie mogę sobie z nim poradzić... - mówiła, a Leon objął ją ramieniem, po czym dokończył:
- Udałem, że jestem jej chłopakiem i gościu odszedł. Violetta mi podziękowała i tak się zaczęło - powiedział pewny siebie.
   Rodzice szatyna byli zachwyceni tą historią. Po chwili rozmawiania, postanowili pokazać im ich pokój.
   Była to duża sypialnia, z dość sporym oknem. Białe łóżko z baldachimem, dwa fotele... Własna łazienka... O takich rzeczach Castillo, mimo ciężkiej pracy, mogła tylko pomarzyć. Wszystko było idealne. No prawie... Dzieliła ten pokój ze swoim szefem. 
   Po odświeżeniu się poszli na kolację. Rozmawiali, opowiadali... Po prostu spędzali ze sobą czas. Violetta bardzo polubiła państwo Verdas. Z resztą ze wzajemnością.
   Wieczorem ustalili, że Viola będzie spała w łóżku, a Leon na podłodze.
   Castillo wykąpała się i leżąc już w łóżku zadzwoniła do swojej siostry.
   Ani German, ani Suzanne nie wiedzieli, co robi w Michigan. Szatynka nie chciała ich tym martwić.
   Nagle z łazienki wyszedł Verdas w samych spodniach od pidżamy. Castillo od razu się rozłączyła, z niewiadomych powodów.
- Rozmawiałaś z siostrą? - zaciekawił się, kładąc się na podłodze.
- Tak, nie wiedzą, dlaczego tu jestem.
- Jak wymyśliłaś tą historię o naszym poznaniu? - spytał.
- Moi... moi rodzice się tak poznali. Jako mała dziewczynka ciągle męczyłam ich, żeby mi o tym opowiadali. 

***
Proszę, oto druga część. 
Przewiduję ich 4.
Szczerze mówiąc 1 podobała mi się bardziej.
Postaram się jutro dodać 3, no chyba, że wolicie rozdział to piszcie w komentarzach, a ja dodam rozdział i potem dokończę OS.
Zapraszam do komentowania, pisania na GG, i pytania na asku ^^
Buziaki :**   

One Shot: Udawana narzeczona Cz. 1

   Leon Verdas - światowej sławy inżynier, mieszkający w Los Angeles. W wieku 20 lat przejął firmę po swoim ojcu, który wraz z żoną przeniósł się do małego miasteczka, Michigan.
   Verdas ma wiele wad. W Michigan jest on miłym, pomocnym i współczującym synem. Natomiast w LA jest wrednym, samolubnym, aroganckim i surowym tyranem.
   Ma pieniądze, jest szefem bardzo dużej firmy, przez co uważa, że rządzi całym światem. Nie obchodzi go dobro swoich pracowników. Bardzo rzadko daje komuś urlop. Ma gdzieś to, czy ktoś w rodzinie umiera, czy ma urodziny... Często każe swoim pracownikom zostać w pracy po godzinach, albo w święta.
   Mimo, że jego rodzice sądzą, iż ma on stałą partnerkę, tak naprawdę bawi się kobietami. Codziennie sypia z inną dziewczyną.
   Ma 25 lat, i jak na razie, nie zanosi się na to, aby się ustatkował.


   Violetta Castillo - młoda, wrażliwa, skromna, miła i pomocna dziewczyna. Żyję skromnie i nie dużo zarabia.
   Pracuję w firmie Verdasa, na stanowisku asystentki Leona, już 3 lata. Jej szef wciąż ją poniża i wykorzystuje jej trudną sytuacje rodzinną. Często każe jej zostać po godzinach. Odkąd pracuje w jego firmie nie miała wolnego, nawet w święta.
   Gdyby nie fakt, iż ma chorego ojca i młodszą siostrę na utrzymaniu, dawno by rzuciła pracę. Stara się i jest pracowita. Jej szef to widzi, ale nigdy nie daje po sobie tego poznać. Nigdy w życiu nie powiedział dobrego słowa. Nigdy jej nie pochwalił. Wręcz przeciwnie, wciąż narzeka i krytykuje ją.
   Jej ojciec 4 lata temu miał poważny wypadek. Jeździ na wózku i nie jest w stanie pracować. Jej siostra ma 12 lat. Nie raz chciała pomóc siostrze, jednak ta zawsze powtarzała: "Jedynym Twoim obowiązkiem jest dobra nauka, żebyś mogła pracować gdzie chcesz, a nie tak jak Twoja siostra. Wtedy ludzie będą harować za Ciebie". Wierzyła w to, co mówiła.
   Violetta była dobrą staranną uczennicą. Była ambitna, i zawsze chciała osiągnąć coś w życiu.
   Gdy jej ojciec miał wypadek, miała zaledwie 19 lat. Była na drugim roku studiów. Rzuciła je, żeby pójść do pracy i utrzymać trzyosobową rodzinę.
   Tak, trzyosobową. Jej mama umarła na raka, gdy ta miała 12 lat. Jej siostra była jeszcze bardzo malutka. Stało się to kilka dni po pierwszych urodzinach małej Suzanne, młodszej pociechy małżeństwa.
   German sam wychował obydwie córki na porządne dziewczyny. Zawsze był silny i nigdy się nie poddawał, ani przez chwilę nie pomyślał, żeby oddać córki do adopcji lub coś podobnego.


   Tego dnia Leon przyszedł do pracy dopiero o 11:00, podczas, gdy jego młoda asystentka tyra już od 7:00 rano.
   Wszedł do gabinetu z nikim się nie witając i usiadł przy swoim bardzo drogim biurku. Nagle zadzwonił jego telefon. Szatyn wyjął, z kieszeni swoich spodni, czerwonego iPhon'a i nacisnął zieloną słuchawkę.
   Okazało się, że jego matka w ten weekend obchodzi swoje urodziny. O czym szatyn, oczywiście zapomniał.
   Elizabeth była bardzo dobrą kobietą w przeciwieństwie do swojego męża. To właśnie w William'a wdał się Leon.
   Elizabeth miała piękne, długie, blond włosy. Jej figura była idealna, poza tym miała długie zgrabne nogi. Nie jeden kawaler się o nią ubiegał. Ta jednak kochała, kocha i zawsze będzie kochać tylko William'a. Mimo jego paskudnego charakteru.
   Okazało się, że jedynym prezentem, jaki chciała otrzymać matka Leona, było poznanie jego narzeczonej.
   I tutaj jest problem. A mianowicie - ta narzeczona nie istnieje.
   Verdas, mimo swojego charakteru, bardzo kochał swoją matkę, i nigdy nie chciał jej zranić.
   Nie miał pojęcia, co ma teraz zrobić. Przecież nie może, ani powiedzieć prawdy, ani nie przyjeżdżać. Obydwie opcję złamałyby serce kobiecie.
   Jego rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknął, a do gabinetu weszła jego asystentka.
- Dzień Dobry - przywitała się, po czym podeszła do biurka i położyła na nim filiżankę gorącej kawy. Verdas tymczasem siedział z twarzą schowaną w dłoniach. - Coś się stało? - zaniepokoiła się. Mimo tego, jak traktuje ją Leon, nie potrafiła przejść koło niego obojętnie. Wieczorem, w domu, wyklinała go i wyzywała sama do siebie od różnych, jednak gdy komuś w pobliżu coś się dzieje, szatynka musi temu komuś pomóc. Nie zważając na to jaki ma charakter, czy co zrobił.
- Nie, tylko głowa mi pęka - oznajmił. Nie kłamał. Na samą myśl, o tym, że może zranić osobę najbliższą jego sercu, robiło mu się źle. Trudno w to uwierzyć, ale to cała prawda. Verdas ma wiele twarzy i to on decyduje komu chce, którą z nich, pokazać.
- Proszę poczekać, mam w torebce, coś na ból głowy - powiedziała Castillo i wyszła z gabinetu.
   Po kilku minutach wróciła z tabletkami.
- Proszę - odparła, podając szefowi opakowanie do ręki. - Mi to zawsze pomaga - dodała, zauważając, jak Leon patrzy się na tabletki.
   Po chwili wziął jedną z nich.
   Violetta już miała wychodzić z gabinetu swojego szefa, gdy Verdasa olśniło.
- Castillo, zaczekaj! - rozkazał, a szatynka od razu się zatrzymała i obróciła w jego stronę. - Zależy Ci na tej pracy? - spytał, na co Violetta niepewnie kiwnęła twierdząco głową. - W takim razie mam dla Ciebie propozycję. Siadaj - oznajmił.
   Szatynka zajęła miejsce na krześle przy biurku, na przeciwko szefa. Leon uczynił to samo. Usiadł na obrotowym siedzeniu i zaczął mówić:
- W ten weekend, nie idziesz do pracy.
- Mam wolne? - upewniła się uradowana już, Violetta. Nie pamięta dnia, w którym miała urlop, albo mogła chociaż godzinę szybciej wrócić do domu.
- Nie - zgasił jej entuzjazm.
- Ale... jak to? Nie rozumiem - stwierdziła.
- Mam dla Ciebie propozycję - oznajmił.
- Jaką?
- Pojedziesz ze mną do Michigan - powiedział.
- Po co? - nadal zadawała pytania.
- Powiem tak, jeśli będziesz przez weekend udawała moją narzeczoną przed moimi rodzicami, na urodzinach mojej matki, ja w zamian dam Ci premię - wytłumaczył jej.
- Co? Przecież ja nie jestem jakąś prostytutką - broniła się, w miarę grzecznie, Castillo.
- Przecież nie będziesz miała iść ze mną do łóżka. Po prostu poudajesz, że jesteśmy razem - próbował ją namówić Verdas.
- Nie, przepraszam, ale nie mogę - odparła spokojnie Violetta, i już miała wychodzić, gdy Leon ją zatrzymał.
- Wiem, że utrzymujesz młodszą siostrę i chorego ojca, kalekę - oznajmił, jak zwykle pewny siebie, szatyn.
- Co to ma do rzeczy? - spytała, odwracając się w stronę swojego szefa.
- Jeśli nie zgodzisz się na moją propozycję, zwolnię Cię z pracy i nie będziesz miała pieniędzy na ich utrzymanie. Przecież sama wiesz jak trudno jest znaleźć źródło zarobku. Przecież przez rok szukałaś pracy - żerował na jej trudnej sytuacji rodzinnej, Leon.
- Nie może pan tego...
- Mogę, jestem Twoim szefem i mogę Cię zwolnić nawet, za to, że nie zawiązałaś sobie buta, a co dopiero za nie wykonanie polecenia służbowego - przerwał jej Verdas.
   Szatynka milczała. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć.
- Zróbmy tak, masz do jutra czas na przemyślenie tego, albo udajesz moją narzeczoną, albo wylatujesz z pracy. Dziękuję, to wszystko - rzucił Leon, po czym wziął do ręki jakieś papiery.
 

   Po zakończeniu pracy Violetta wróciła do domu. Już u progu przywitała ją, zawsze radosna, Suzanne. Szatynka wzięła siostrę na ręce i uściskała. Zawsze starała się ukrywać swoje uczucia przed siostrzyczką i ojcem.
- Co u Ciebie, Śnieżko? - zaciekawiła się szatynka.

   "Śnieżka" - tak mówiła na swoją siostrę. Nie ze względu na miłość do książki i bajki, o księżniczce, a ze względu na bladą cerę i czarne, długie włosy.
- Dostałam dzisiaj 6 z matematyki - pochwaliła się.
- Widzisz, a tak narzekałaś na nauczycielkę. Mówiłam, że będzie dobrze.
- I miałaś rację, czemu Ty zawsze masz rację?
- Nie zawsze, Śnieżko, nie zawsze. Gdzie tata? - spytała.
- Śpi, dzisiaj był u niego lekarz.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się.
- Była tu pani Grace i tatuś źle się poczuł, więc zadzwoniła po lekarza - odpowiedziała Suzanne.
   Pani Grace to sąsiadka rodziny Castillo. Dobra dusza, która zawsze służy pomocą. Nie raz opiekowała się "Śnieżką" i Germanem, gdy Violetta musiała zostać po godzinach w pracy.
   Szatynka otworzyła drzwi sypialni swojego ojca - spał. Delikatnie zamknęła pokój i wróciła do siostry.
- Violu, czy tata umrze? - spytała ze łzami w oczach Suzanne.
- Nawet tak, nie mów. Tata nigdy nie umrze. Nawet, gdy nie będzie go przy nas pozostanie w naszych sercach i będzie nas pilnował, z nieba - powiedziała szatynka, całując siostrę w czoło.
   Po przypilnowaniu Suzanne, i położeniu jej do łóżka, Violetta wróciła do swojej sypialni. Przed zaśnięciem dostałą SMS-a od swojego szefa. W treści wiadomości była napisana dość spora suma pieniędzy i podpis: "Tyle pieniędzy dostaniesz za pomoc".


   Rano, gdy szatynka przyszła do biura od razu skierowała się do gabinetu szefa. Zapukała do drzwi i weszła.
- Podjęłam decyzję - oznajmiła.
- I?

***
Coś mnie natchnęło i postanowiłam napisać One Shot'a.
Wiem, że za pewne czekacie teraz na rozdział, ale jeśli ten OS wyjdzie mi tak jakbym chciała to będzie na prawdę fajny.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Chciałam być oryginalna i mam nadzieję, że mi się to udało.
Nwm jak wy, ale ja jeszcze takiego OS nie czytałam.
Zachęcam do komentowania ;*
Druga część powinna być jutro, ale nie obiecuję ^_^

12.25.2013

Rozdział 40: Zaproszenia

*Natalia*
   Rozumiem, że Maxi nie był sobą po tym znieczuleniu, ale ja wyszłam tylko na chwilę, do sklepu, a on wyszedł i nie wrócił na noc. Chociaż z drugiej strony... przecież nie wiedział, co robi. I co mam teraz zrobić? O ile mówi prawdę widział nagich Leona i Violettę. Będę musiała ich za to przeprosić.
- Maxi, powiedz mi jeszcze raz, co robiłeś u Leona i Violetty? - spytałam spokojniej.
- Spałem - odpowiedział krótko.
- Jak to spałeś?
- A, bo ja wiem? Po prostu obudziłem się między nimi, a oni byli nadzy, więc pewnie wiesz, co robili wczoraj w nocy.
- Śpisz na kanapie - rzuciłam i wyszłam z domu, żeby przeprosić Leona i Violettę.
   Przecież nie mogę mu to, tak odpuścić, co nie? Zawinił i niech poniesie karę. Ja teraz muszę za niego przepraszać naszych przyjaciół.
   Skierowałam się prosto do domu Verdasa.

*Violetta*
   Staliśmy chwilę z Leonem przytuleni do siebie, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otarłam łzy i poszłam otworzyć. Ujrzałam Natalię.
- Cześć, coś się stało? - zaniepokoiłam się.
- Nie, a właściwie to tak. Mogę wejść? - spytała, a ja w odpowiedzi pokazałem jej ruchem ręki, aby weszła.
   Przywitała się z Leonem, całusem w policzek i w trójkę usiedliśmy na kanapie.
- Chcesz coś do picia? Kawy, herbaty? - zaproponowałam.
- Nie, nie. Ja tylko na chwilę. Chciałam Was przeprosić za zachowanie mojego męża - powiedziała.
- Nie musisz przepraszać. Nic się takiego nie stało. Noo, prawie nic - oznajmiłam.
- On był pod znieczuleniem i nie miał wychodzić z domu, a jednak to zrobił. Pewnie dlatego wylądował u Was - wytłumaczyła nam.
- Z tego co się dowiedziałam, Leon robił już gorsze rzeczy - Mówiąc to spojrzałam na niego.
- No co? Jestem młody. Chciałem się wyszaleć - tłumaczył się.
- Ale, o co chodzi? - nie zrozumiała Naty. Czyli ona nic nie wie.
- Nie, o nic - zapewniłam ją, a ona więcej już o nic nie pytała.
   Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, aż moja przyjaciółka wyszła.
   Razem z Leonem poszliśmy kupić zaproszenia na nasz ślub. Po wybraniu ich, wróciliśmy i wysłaliśmy je do przyjaciół i rodziny. Pomogła nam w tym Val, która się dzisiaj wprowadzała. Namówiła nas, żebyśmy zaprosili na uroczystość Larę. Nie byłam z tego zadowolona, ale nie chciałam się znowu kłócić z Leonem, Jeszcze o takie pierdoły... 

***
Oto rozdział 40, a przynajmniej jego połowa. 
Chciałam go już dodać, a nie mam czasu napisać dłuższego. Sami wiecie święta i w ogóle...
Postaram się napisać kolejny rozdział u wujka na fonie. Tak, a co mam tam robić? Chyba nie będę prowadzić z nimi seniorskich rozmów, albo opiekować się kuzynkami.
Po za tym założyłam aska i twittera. Zaraz dodam to do zakładki "kontakt" i mam nadzieję, że mój ask nie będzie świecił pustkami.
Co dostaliście na święta? Jeśli jesteście ciekawi mojego gwiazdora to piszcie, a wstawię wam filmik z moim wujkiem przebranym za św. Mikołaja.
Jakby co nie mam mnie na tym filmie, ale krytykują moje zachowanie, bo nie chciałam mu usiąść na kolana. Taa, uwaga, bo w moim wieku mu usiądę.
Do następnego :**   

12.24.2013

Rozdział 39: O jedno słowo za dużo

*Tomas*
   Wysiadłem z samochodu przed szpitalem. Od razu popędziłem do recepcji, w której pielęgniarka powiedziała mi, gdzie leży moja żona.
   Wszedłem do sali. Na łóżku szpitalnym leżała cała blada, Ludmiła. W okół niej siedzieli Violetta i Leon.
- Hej, kochanie - powiedziałem.
- Hej, kochanie? - zapytała Violetta.
- Sorry za nią, ona trochę jest dzisiaj zdenerwowana - wyjaśnił Leon.
- Ciekawe przez kogo? - odparła Viola.
- Chodźs, nie będziemy się tutaj kłócić - oznajmił Verdas i razem wyszli.
   Podszedłem do mojej żony i chciałem wziąć ją za rękę, ale ona ją odsunęła.
- Mogłeś nie przychodzić - stwierdziła oschle.
- Czemu? - spytałem zdziwiony.
- Od grilla rodziców unikasz mnie. Wcześnie wychodzisz do pracy, a wracasz bardzo późno. Na dodatek śpisz na kanapie. Nie wiem, o co Ci chodzi, ale tak nie powinno wyglądać szczęśliwe małżeństwo. Spójrz na Maxiego i Naty, albo na Leona i Violettę. Nie są małżeństwem, a zachowują się lepiej niż my. Leon zawsze jest przy Violi i nawzajem się wspierają i nie obrażają się o byle co. A tacy Fran i Marco. Mimo, że musieli wyjechać zrobili to razem i są szczęśliwi. Dlaczego my też nie możemy tacy być?
- Lu, ja...
- Lu, ja. Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Nie, kocham Cię, ale ta ciąża i te hormony mnie przerastają - wytłumaczyłem jej.
- W takim razie się wycofaj - oznajmiła.
- Nie, nie wycofam się, bo Cię kocham i zrobię dla Ciebie wszystko - powiedziałem i ją pocałowałem.

*Violetta*
   Wyszłam z Leonem ze szpitala. Lu po prostu zasłabła, a to się często zdarza w ciąży. Pojechaliśmy do domu. 
- Co się stało? - zaniepokoił się Leon.
- Nic, poza tym, że dzisiaj rano dowiedziałam się o Tobie paru ciekawych rzeczy, to nic! - zdenerwowałam się.
- Violu, to nie tak... - próbował się tłumaczyć.
- A jak?! Chyba nie powiesz, że to wszystko były kłamstwa!
- Nie, ale... Jakoś Ty mi nie mówiłaś, co robiłaś po naszym zerwaniu - myślał, że jest górą.
- Bo ja byłam w szczęśliwym i poważnym związku!
- Tak, takim szczęśliwym, że Twój narzeczony katował Cię, a gdy od niego odeszłaś to Cie zgwałcił! - on też zaczął krzyczeć. Czułam jak po moim policzku zaczęły spływać łzy. - Przepraszam - powiedział i mnie przytulił. Nie opierałam się.
- To nie moja wina, ja tego nie chciałam - zaczęłam się tłumaczyć.
- Cii, spokojnie. Wiem, nie chciałem - mówił, gładząc mnie po głowię.

*Maxi*
   Wróciłem do domu, i już w progu Natalia mnie "przywitała".
- Gdzie Ty do cholery byłeś?! - krzyczała.
- Na imprezce u Verdasa - odpowiedziałem jakby nigdy, nic.
- Jakiej imprezce?
- Za bardzo to nie wiem, ale pierw widziałem kolegę Leon, potem nagą Violę, a potem znowu kolegę Leona.
- Że co?!

***
Tak, wiem. Krótki itp., ale tylko tyle mogę napisać i lepsze to niż nic.
Kolejny nie wiem kiedy. Może uda mi się coś napisać w święta, ale nie obiecuję.
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy mnie czytają, nawet jeśli nie zostawiają po sobie śladu w formie komentarza.
Jeszcze raz wesołych świąt!

Feliz Pascuas!

Hejoł!!!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i zbliżającego się Nowego Roku, chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego, bogatego Mikołaja, zdrowych, spokojnych i pogodnych świąt!




 

12.23.2013

Rozdział 38: Trójkącik...

*Violetta*
   Promienie słońca przedzierały się przez żaluzję, przez co mnie obudziły. Spojrzałam pod kołdrę - byłam naga. Przypomniałam sobie, co działo się poprzedniej nocy. Na samą myśl o tamtych zdarzeniach, uśmiechnęłam się mimowolnie.
   Odwróciłam się i już chciałam obudzić Leon pocałunkiem, ale koło mnie nie leżał mój narzeczony. Zauważyłam, że pomiędzy mną, a nim leży Maxi. Jedzie od niego piwem, ale chwila! Co on tu robi?!
- Maxi?! - krzyknęłam, budząc przy tym męża mojej przyjaciółki.
- Violetta, cześć. Zaraz, co ty tu robisz?! - spytał zaskoczony.
- Pytanie powinno brzmieć, co ty tu do jasnej cholery robisz?! - darłam się na niego.
- No wiesz... - zaczął mówić, ale ruszył przy tym ręką, tak, że uderzył Leona. Co obudziło mojego narzeczonego.
- Kochanie, później się jeszcze pokochamy, teraz chcę spać - wymamrotał. Otworzył swoje oczy i ujrzał Maxiego. "O, nie. Teraz będzie afera" - pomyślałam. - Oj, przeszkadzam wam? Weźcie się przenieście do salony, czy gdzieś tam. Byłem tu pierwszy - oznajmił. No tak - Leon, gdy ktoś go obudzi z samego rana... - Co? Może trójkącik? Nie, sorry. Raz próbowałem i szczerze mówiąc wolę duety - powiedział.
- Że co?! A kiedy do ty próbowałeś pieprzyć się w trójkąciku?! - uniosłam się, co go od razu obudziło.
- O, Violuś, kochanie... O jaki trójkącik Ci znowu chodzi? - próbował się wymigać, ale ja wiem, że kłamie. - A Ty co tu robisz naga z Maxim, co? - zmienił temat.
- Leon, spójrz pod kołdrę - rozkazałam, a on odkrył swoją kołdrę.
- Ooo, teraz będę miał koszmary! - powiedział Maxi.
- Chwila, więc ja znowu..., że z Wami? Co wyście mi dali? - zaczął gadać bzdury Leon.
- Nie, nic znowu nie zrobiłeś. Nie było żadnego trójkącika, ale jeszcze będziesz mi się z tego tłumaczyć. Gadaj ze swoim kumplem - wytłumaczyłam mu.
- No, to widzę, że u was była imprezka. To co? Zostanę wujkiem? - zadawał pytania Maxi. 
- Stary, co ty tu do cholery robisz?! - zdenerwował się mój narzeczony.
- Nie wiem, nie pamiętam - odpowiedział krótko Maxi.
- Mam was już powoli dość - powiedziałam i wstałam.
- Nie patrz! - krzyknął Leon i zakrył oczy naszemu przyjacielowi. Ja po chwili zorientowałam się, że jestem naga. Szybko wzięłam kołdrę z łóżka, odkrywając przy tym Leona.
- U was zobaczę więcej nagości niż na tych pornolach z mojego wieczoru kawalerskiego - oznajmił Maxi. Wtf?! Jakie pornole?!
- Czo nie? - zgodził się Leon, przykrywając się kocem.
- Ogarnijcie się, a z Tobą porozmawiam sobie później - mówiąc to pokazałem palcem na Leona. 
   Poszłam ogarnąć się do łazienki. Gdy wyszłam, po mnie wszedł Leon. Zeszłam na dół w celu zrobienia jakiegoś śniadania dla mnie, mojego narzeczonego i naszego niespodziewanego gościa.
   Gdy zrobiłam kanapki, razem z Maxim, usiedliśmy do stołu.
- Maxi, o co chodzi z tym trójkącikiem Leona? - spytałam przyjaciela.
- Wieczór kawalerski Marco... Były striptizerki... Dopowiedz sobie resztę - odpowiedział.
- Że co?! To on nie był wtedy z Larą?
- To z Larą, to tylko romans, nie poważny związek.
   Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż zszedł do nas Leon. Chciał mnie pocałować w policzek, ale się odsunęłam.
- No,witamy, pana "Trójkącik ze striptizerkami" - przywitałam się.
- Powiedziałeś jej o moim trójkąciku? - spytał Maxiego.
- Sam jej o tym powiedziałeś, idioto - poinformował Leona, Maxi.
- A to niby kiedy?
- Jakąś godzinę temu - włączyłam się do rozmowy.
   Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż Maxi wrócił do siebie. Właśnie miałam nawrzeszczeć na Leon, gdy mój telefon zadzwonił. Odebrałam, a to co usłyszałam zaparło mi dech w piersiach.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany Leon.
- Lu jest w szpitalu. Jedziemy do niej! - krzyknęłam i pociągnęłam Leona za rękę, po czym pojechaliśmy do wyznaczonego miejsca.

*Tomas*
    Właśnie byłem w pracy, gdy usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz - to Violetta.
- Halo?
- Tomas, idioto! Gdzie Ty do cholery jesteś?! - krzyczała na mnie Viola. Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ w słuchawce usłyszałem głos Leona:
- Kochanie, uspokój się - próbował ją uspokoić.
- Tak, mam się uspokoić i iść sobie pooglądać pornosy, albo zobaczyć jak, to jest w trójkąciku, tak jak Ty, co? - Ups! Verdas powiedział jej o wieczorze kawalerskim MArco i Maxiego.
- Chwila, pokłócicie się później, o co chodzi? - przerwałem im.
- Lu jest w szpitalu, cepie! - wykrzyczała do mnie Violetta. Rozłączyłem się i szybko pojechałem do szpitala. Jeśli coś stało się Lu, to sobie tego nie wybaczę.

*** 
Mery Christmas!
Oto mój prezent dla was na gwiazdkę!
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam i nikt się tego nie spodziewał.
Początek jest  taki dziwny, ponieważ już jest wieczór, a wieczorem mój muzg(który jest bardzo małyxdd) się przegrzewa. xD
Tak, wiem. odwala mi, więc jeszcze kilka zdań i się zamykam.
Rozdział dedykuję Vivien Verdas. Tak, wiem. Ostatnio zapominam o dedykacjach, ale się nie gniewajcie. 
Nie wiem, czy jutro będzie rozdział. Może jak będzie dużo komentarzy... 
Życzenia złoże wam jutro, bo chcę zrobić to porządnie, a nie tu pod rozdziałem.
Więc... Do następnego ;****   

Rozdział 37: Parówkowy zawrót głowy

*Violetta*
   Stałam tam jak głupia, i patrzałam na Leona. Kocham go i chcę z nim być, ale czy nie będzie lepiej, gdy każde z nas pójdzie swoją drogą.
   Po chwili zobaczyłam, że oczy Leona są zaszklone. Spojrzałam jeszcze raz na niego, a później na kwiaty.
- Leon, kocham Cię, ale... czy to ma sens? - spytałam.
- Ja też Cię bardzo kocham. Nawet nie wiesz, jak bardzo. I jeśli teraz dasz mi kosza, to wiedz, że tak łatwo nie odpuszczę i tym razem będę walczył o nas - powiedział, a ja nie miałam już wątpliwości.
- Nie będzie takiej potrzeby... - oznajmiłam i rzuciłam mu się na szyję. On delikatnie gładził mnie po plecach, po czym pocałował mój czubek głowy.
   Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy starannie przygotowaną kolację.
- A gdzie Val? - spytałam.
- Poprosiłem ją, żeby przełożyła tą przeprowadzkę na jutro, i dzisiaj nocuje w hotelu - odparł. 
   Po zjedzeniu kolacji razem pozmywaliśmy naczynia, po czym pierw Leon poszedł do łazienki, a po nim ja.
   Gdy wróciłam Leon na mnie czekał. Położyłam się obok i wtuliłam w jego tors. Po chwili zaczęłam błądzić palcami po jego klacie. Podniosłam głowę, a on mnie czule pocałował. Nasz pocałunek zmienił się w bardziej namiętny. Ściągnęłam z niego koszulkę, a on zrobił to samo z moją.(Violetta miała koszulkę Leona i bieliznę) Leon całował mnie po szyi i schodził coraz niżej, a ja cicho pojękiwałam. Zrobiliśmy TO.

*Ludmiła*
   Od czasu, tego nieszczęsnego grilla, u moich rodziców nie odzywamy się do siebie, z Tomasem. Obraził się i nawet nie chce powiedzieć o co.Wychodzi do pracy wcześnie rano, a wraca późno w nocy. Kilka razy próbowałam na niego czekać, ale zasypiałam. W ogóle się nie widujemy, a mieszkamy razem!
   Zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie kanapek. Zjadłam przygotowany posiłek i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i oglądałam jakiś durny serial. Opowiadał o szczęśliwym małżeństwie, ale gdy kobieta zaszłą w ciążę małżeństwo zaczęło się od siebie oddalać i w końcu mąż od niej odszedł. "Co za głupota" - pomyślałam, ale po chwili dotarło do mnie, że to samo dzieje się ze mną i Tomasem.
- Nie mogę na to pozwolić! - krzyknęłam sama do siebie i postanowiłam iść wyżalić się Violi, albo nie Naty, albo Violi, nie Naty!
   W końcu zdałam sobie sprawę, że nie idę do żadnej z nich. "Jednak będę musiała iść na samotny spacer" - pomyślałam i szłam dalej parkiem.
   Po chwili zrobiło mi się słabo. Usiadłam na ławce. Podeszła do mnie jakaś kobieta.
- Przepraszam, nic pani nie jest? - spytała.
- Nie, nie, wszystko w porządku - zapewniłam obcą kobietę.
- Na pewno? Może ja lepiej zadzwonię po pogotowie? - zaproponowała, ale ja nie zdążyłam odpowiedzieć, bo urwał mu się film.

*Maxi*
   Byłem dzisiaj u dentysty dał mi jakieś znieczulenie, i mówił, że niby będę się po nim dziwnie zachowywać, ale ja nie czuję się jakoś inaczej. 
   Właśnie stoję i patrze na parówki. Czy to prawda, że robi się je z kurczaka? Przecież kurczaki są taki the best! A parówki są mniej the best! Nie pozwolę, żeby zabijali mi kurczaki. Od dzisiaj ja i Natalia zostaniemy wegetarianami.
   Wziąłem zjadłem parówkę i wyszedłem z domu. Po drodze znalazłem kotka. Lubię kotki. Podszedłem do niego i chciałem go pogłaskać, ale mnie podrapał.
- Ty koci drapaczu! - krzyknąłem do niego, a oczy wszystkich przechodniów skierowały się na mnie.
   Poszedłem dalej. Zaczepiłem jednego gościa.
- Ej Ty! Lubisz parówki? - spytałem.
- No chyba! - odpowiedział i przybiliśmy se "piątkę".
   Poszliśmy rzem pierw na parówki, a potem na piwko. O 3.00 nad ranem wróciłem pijany do domu.

***
Macie rozdział 37.
Poświęciłam się i napisałam go, mimo tego, że jestem chora. Tak ja i moje szczęście - choruję 1 dzień przed świętami.
A więc tak coś mnie wzięło na parówki. Wiem, odbija mnie.
Pogodziłam Leonettę, ale niedługo znowu ją skłócę. No co? Chyba coś musi się dziać, c'nie?
Zaraz także wstawię ankietę dotyczącą ciąży Violi. Zachęcam was do głosowania w niej.
Do następnego ;****

12.22.2013

Rozdział 36: Kocham Cię odkąd uratowałem Cię na ulicy tamtego dnia

*Violetta*
   Jestem zła na Leona. Ma racje - nie powinnam proponować Valeri zamieszkania tu bez jego zgody, ale to nie znaczy, że musi się na mnie obrażać. Nawet nie potrafił mi spojrzeć w oczy...
   Zeszłam na dół, żeby coś zjeść - spał. Bezgłośnie skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę i już miałam wchodzić po schodach, gdy Leon się obudził.
- Długo jeszcze będziemy się tak zachowywać? - spytał.
- Nie mam ochoty teraz z Tobą rozmawiać - rzuciłam i chciałam pójść do sypialni, ale znowu mnie zatrzymał.
- Kiedyś będziemy musieli porozmawiać - oznajmił, pojawiając się koło mnie.
- Teraz chcesz rozmawiać?! - zapytałam, a po moim policzku zaczęły spływać łzy. - Wiem, że zrobiłam źle, ale to nie znaczy, że możesz się na mnie obrażać! Skoro kłócimy się o takie pierdoły to nie wiem, czy dobrze robimy, pobierając się - dodałam spokojniej i udałam się do pokoju. 
   Kocham Leona jak nie wiem co, ale nie jestem pewna, czy dobrze robimy pobierając się. Wystarczyła jedna głupota, a my już się kłócimy. Ja tak nie chcę. Co jeśli tak będzie częściej?

*Leon*
   Spieprzyłem całą sprawę! Wiem! Wiem, że nie powinienem się na nią obrażać! Ale czasu nie cofnę! Niestety... Muszę coś zrobić, żeby mi wybaczyła. Tylko co?
   Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. "Val" - pomyślałem i poszedłem otworzyć drzwi. Nie myliłem się - w progu stała moja kuzynka. Koło niej leżały dwie różowe walizki.
- Jesteście pewni? - spytała na przywitanie. Spojrzałem na nią pytająco, a ona pod wpływem mojego spojrzenia dodała: - No, czy jesteście pewni, że mogę się wprowadzić - wyjaśniła.
   Gdybym miał udawać kogoś innego to bym odpowiedział coś w stylu "Tak, jasne. Wprowadź się i zostań tyle, ile chcesz". Ale jestem sobą. Nie toleruję kłamstwa, więc staram się nie kłamać.
   - Wiesz... Jak dla mnie to mogłabyś zostać w tym swoim hotelu, ale nie chcę się bardziej kłócić z Violą, więc wchodź - powiedziałem i szerzej otworzyłem drzwi, a ręką wskazałem, żeby weszła.
- Pokłóciliście się? - spytała, gdy już weszła. Kiwnąłem twierdząco głową. - O co?
- W pewnym sensie o Ciebie - odpowiedziałem.
   Wiem, że to było trochę wredne, ale taka jest prawda - pokłóciliśmy się o nią. To nie była do końca jej wina, tylko moja, ale niech wie, o co chodzi.
- Jak to?
- Tak, to - odpowiedziałem, po czym opowiedziałem jej całą historię.
- Przepraszam - odparła.
- Nie masz za co. To moja wina - stwierdziłem.
   Nagle usłyszałem stukot obcasów. "Violetta" - pomyślałem i spojrzałem na schody. Nie myliłem się - to była ona. Wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle, chociaż myślałem, że to niemożliwe. A jednak. 
   Zeszła przywitała się z Valerią i chciała wyjść, ale ją zatrzymałem.
- Gdzie idziesz?
- Nie musisz się tym interesować - rzuciła i wyszła, a ja spuściłem głowę.
- Mam pomysł - oznajmiła moja kuzynka.

*Violetta*
   Przechadzałam się po ulicach Buenos Aires. Chodziłam bez wyznaczonego celu... Dlaczego zawsze, gdy jestem szczęśliwa, coś musi to popsuć? Dlaczego nie mogę żyć pełnią życia, być szczęśliwa z Leonem, mieć święty spokój?
   Po 3 godzinach wróciłam do domu. Było już ciemno, a ja bałam się chodzić po mieście tak późno...
  Gdy weszłam do domu światła były pogaszone. Nacisnęłam włącznik, a moim oczom ukazał się pięknie nakryty stół, na którym leżała kolacja. Obok stał Leon. Trzymał w ręku bukiet czerwonych róż. Podszedł do mnie, po czym mi je wręczył. Patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Wiem, że jestem głupkiem, idiotą i jeszcze długo by wymieniać. Wiem, że nie powinienem się na Ciebie obrażać. Ale wiem, też, że Cię kocham. Kocham Cię odkąd uratowałem Cię na ulicy tamtego dnia - mówił, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza wzruszenia. - Kochałem Cię za każdym razem, gdy zrywaliśmy, i gdy do siebie wracaliśmy. Kiedy wróciłaś do Buenos Aires, udawałem, że jestem zły na swoich rodziców, za kazanie nam razem pracować, ale tak naprawdę w środku skakałem ze szczęścia. Cieszyłem się, że znów Cię widzę, i że będę Cię widywać teraz codziennie. Mimo, że byłaś z Diego'iem, to ja i tak miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy razem. Nie myliłem się, a teraz gdy zdałem sobie sprawę, że mogę to wszystko stracić, mam ochotę zapłacić komuś, żeby mi dokopał. Dokopał za to, że jestem takim idiotą. Wybaczysz mi?

***
Oto rozdział 36. Miał się pojawić wcześniej, ale jechałam na zakupy.
Mimo, że miałam 6 toreb z zakupami, podczas gdy moi rodzice po jednej, abrat zero, zaprzeczam, że jestem zakupoholiczką. Po prostu mam słabość do kupowania rzeczy.
Wiem, że tylko Leonetta, ale jakoś nie mam weny na inne pary.
Rozdział dedykuję anonimowi, który podpisuje się "Kasiaa". Dziękuję kochana, za to, że po prostu jesteś i czytasz :*
Następny rozdział powinien pojawić się jutro <3    

12.21.2013

Rozdział 35: Grill u teściów

*Tomas*
   - Twoi rodzice jednak nie wiedzą, co to jest grill - stwierdziłem, rozglądając się po ogrodzie moich teściów.
   W ogrodzie stało dużo małych 4 - osobowych stolików. Każdy z nich był pięknie nakryty. Kilka sztućców, kwiat w wazonie, biały obrus, porcelanowe miski położone na eleganckich talerzach i kieliszki do wina. Cały ogród był pięknie oświetlony (było już ciemno). W basenie pływały płatki róż i świeczki. A już myślałem, że to będzie zwykły grill w ogrodzie, że będziemy tam we czwórkę, a tu co? Chyba ponad 100 gości!
   - Oj, nie przesadzaj - skarciła mnie moja żona. - Ty to byś najchętniej siedział w domu i po raz setny oglądał "Zmierzch".
- A żebyś wiedziała. Gdyby nie ty to bym wczoraj obejrzał wszystkie części, a tak to musiałem skończyć na trzeciej - robiłem jej wyrzuty.
- Gdyby nie ja to teraz miałbyś okropne wory pod oczami i wyglądałbyś jak Bella w ciąży! - krzyknęła. - Oglądałeś ten głupi film do 3 nad ranem! - kłóciła się, a ja już chciałem coś powiedzieć, ale obok pojawili się rodzice mojej żony.
- Witajcie, kochani - przywitała się moja teściowa, po czym nas przytuliła.
   Mama Ludmiły jest bardzo fajna, nie to co jej ojciec. On jest nienormalny. Przed ślubem nawiedził mnie z kosą w ręku o 4 nad ranem i powiedział, że zrobi mi tym krzywdę jak tylko skrzywdzę jego córkę. Ten człowiek ma nierówno pod sufitem! Go chyba w dzieciństwie młotkiem do kotletów ubijali.
   - Witaj, córeczko - powiedział i przytulił Ludmi. - Heredia - powiedział i wybuchnął śmiechem.
   Siedzieliśmy przy jednym stole z rodzicami Ludmiły.
- To jak Tomas? - zaczął mój teść. - Oglądałeś wczorajszy mecz? - zapytał.
- Nie byłem zajęty - odpowiedziałem.
- Niby czym? Co? Oglądałeś "Kubusia Puchatka"? - spytał śmiejąc się.
- Nie, oglądał "Zmierzch" - odpowiedziała moja żona, a jej rodzice wybuchli śmiechem. Cały wieczór był straszny. Nigdy więcej tu nie przyjdę.
   Po powrocie do domu nie odzywałem się do Ludmiły. Rozumiem ciąża, hormony itp., ale przesadziła. Przez cały wieczór mnie ośmieszała. Spałem na kanapie. Mam już powoli dość tej ciąży.

*Violetta*
   Razem z Leonem postanowiliśmy wyjść na spacer. Szliśmy uliczkami Buenos Aires nie odzywając się do siebie. Rozumiemy się bez słów. Co chwila spoglądaliśmy na siebie. Kilka razy nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechaliśmy się i szliśmy dalej.
   Nie wiem, co bym zrobiła gdybym teraz miała stracić Leona. Byłam głupia jak nie chciałam o nas walczyć. Uciekłam z Diego jak zwykły tchórz. Gdybym wiedziała jak to się potoczy, to na pewno bym do tego nie dopuściła. Dostałam nauczkę - przez cztery lata byłam katowana przez własnego narzeczonego.
   Po chwili, w oddali ujrzałam Larę. Rozmawiała z jakąś kobietą. Chwila! Ta kobieta wygląda jak kuzynka Leona - niejaka Valeria. Przytuliły się, a potem była mojego narzeczonego odeszła.
   Kątem oka zobaczyłam, że Leon im się przygląda. Pewnie będzie wściekły. W końcu, co tu robi jego byłą dziewczyna z jego kuzynką, która mieszka w Londynie?
   Gdy Lara odeszła mój narzeczony od razu pociągnął mnie za rękę do swojej kuzynki.

*Leon*
   Co robi tu Valeria? Albo nie. Czemu rozmawia z Larą? Jeszcze się przytulają. Jak się okaże, że Lara znowu coś kombinuje, to nie ręczę za siebie.
   Pociągnąłem Violettę za rękę i od razu podeszliśmy do  mojej kuzynki.
- Val! - krzyknąłem, zanim do niej doszliśmy.Dziewczyna od razu się odwróciła. Podeszła do nas i uściskała Violettę. Moja narzeczona była nieco zdziwiona, ale mimo to odwzajemniła uścisk. Valeria podeszła do mnie pocałowała mnie w policzek.
- Co tu robisz? - zapytałem podejrzliwie.
- Tak, też Cię dawno nie widziałam. To chyba ja powinnam zadawać pytana - powiedziała.
- O co Ci chodzi? - nie rozumiałem.
- Nie mówiłeś, że się pobieracie. Tak mi się odwdzięczasz? Przecież to ja powiedziałam Ci, że Święty Mikołaj nie istnieje - oznajmiła, po czym razem z Violą się zaśmiały.
- Wiesz o tym od Lary? - zmieniłem temat.
- Tak, a co? Przecież się zawsze przyjaźniłyśmy i to, że z nią zerwałeś nie oznacza, że ja też mam przestać się z nią spotykać.
- Po co przyjechałaś? - spytałem.
- Przeprowadzam się do Buenos Aires.
- A gdzie mieszkasz? - wtrąciła się Viola.
- Na razie w hotelu - odpowiedziała Valeria.
- To może zamieszkasz u nas? - zaproponowała moja narzeczona.
- Wiesz, wątpię, żeby to pasowało Leonowi.
- Tak, ja też - powiedziałem, a Violetta mnie szturchnęła. - Znaczy... Tak, wprowadź się jeszcze dziś - odpowiedziałem pod wpływem narzeczonej. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Violetta namawiała Valerię, żeby się wprowadziła. Niestety - udało się jej. Kocham swoją kuzynkę itd., ale ona przyjaźni się z Larą, co nie wróży dobrze.
   Po powrocie do domu nie rozmawiałem z Violą. Nie byłem obrażony, tylko trochę zły. Beze mnie zadecydowała o wprowadzeniu się Valerii. 
   Usiadłem na kanapie i oglądałem jakiś głupi film.
- Jesteś na mnie zły? - zapytała Viola, siadając obok mnie.
- Nie, po prostu... Myślę, że to zły pomysł, żeby Val się tu wprowadzała - odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od ekranu. Po chwili telewizor się wyłączył. Violetta go wyłączyła.
- Leon, proszę spójrz na mnie - Nie wykonałem jej prośby. - Nie to nie - powiedziała i poszła do sypialni. Gdy dotarło do mnie to, co przed chwilą zrobiłem pobiegłem za nią. Pukałem w drzwi - były zamknięte.
- Viola, otwórz! - krzyczałem. Po chwili moja narzeczona otworzyła drzwi. Płakała. Chciałem dotknąć jej policzka, ale się odsunęła. Podała mi koc i poduszkę, po czym dodała:
- Śpisz dzisiaj na kanapie - I zamknęła drzwi. 
   Zrobiłem to o co prosiła. Ekstra 2 miesiące do ślubu, a my się kłócimy.

***
Ta dam!
Kłótnia Tomiły...
Kłótnia Leonetty... :3
Wiem trochę głupie, ale nie miałam lepszego pomysłu...
Podejrzewam, że w następnym rozdziale się pogodzą, ale po wprowadzeniu się Val znowu się pokłócą. Tym razem o Larę.
Ale nic więcej ze mnie nie wyciągniecie!
Rozdział dedykuję Kasi Verdas, za to, że komentuje prawie każdy rozdział, za moją pierwszą nominację do LBA i za to, że po prostu czyta moje wypociny.
Do następnego :*