1.31.2014

Rozdział 55: Wiesz na co mam ochotę?

*Violetta*
           Właśnie leżę i przyglądam się Leonowi. Jeszcze śpi. Jest taki przystojny w poczochranych włosach. Co ja mówię?! Przecież on zawsze jest przystojny, skarciłam się w myślach.
           Moją głowę wciąż zaprząta jedna myśl: O co chodziło wczoraj Leonowi. Wszystko było dobrze, aż poszedł do recepcji po moją bransoletkę. Zachowywał się dziwnie. Niby dlaczego nie mogę wychodzić sama z pokoju?! Przecież jestem dorosła!
           Nagle zachciało mi się pić. Wstałam, po czym poszłam do kuchni. Wyjęłam szklankę z szafki i już miałam nalać sobie soku, aż przerwał mi dzwonek do drzwi. Odłożyłam napój i poszłam otworzyć drzwi.
           W progu stał Brad.
- Hej - przywitałam się.
- Cześć - odpowiedział i już chciał mnie pocałować w policzek, aż zjawił się Leon. Od razu przesunął mnie na bok.
- Moją żonę, tylko ja mogę całować - warknął. Od razu skarciłam go wzrokiem, ale nic sobie z tego nie zrobił. - Po co tu przyszedłeś?
- Leon... - chciałam zwrócić mu uwagę, ale mi przerwał.
- Kochanie, może idź się ubierz - zaproponował zdenerwowany.
            Teraz mnie naprawdę wkurzył! Nie jestem ani jego własnością, ani służącą!
- Przepraszam, później porozmawiamy - powiedziałam grzecznie i  zamknęłam drzwi. - Możesz mi powiedzieć, co to było?!
- Pff, nic - odpowiedział krótko i poszedł do kuchni.
- Leon, nie jestem Twoją własnością!
- Wiem to, ale nie mam pojęcia o co Ci chodzi.
- O to, że przed chwilą tak mnie traktowałeś!
- Wydawało Ci się.
- Nie! - zaprzeczyłam. - Nic mi się nie wydawało, ale jeśli zaraz mi nie powiesz, o co Ci chodzi, pakuję się i wracam pierwszym lotem do Buenos Aires.
            Leon głośno westchnął, po czym podszedł do mnie. Przyglądałam mu się, ale nic nie potrafiłam wyczytać z jego twarzy. On położył swoje ręce na mojej talii, spojrzał mi głęboko w oczy i zaczął mówić.
- Nic się nie stało - powiedział krótko. - Po prostu widzę jak ten idiota na Ciebie patrzy i nie podoba mi się to. To ma być nasza podróż poślubna, a on wciąż się wtrynia.
- Mimo wszytko nie powinieneś się tak zachowywać - powiedziałam. - Ale jeśli chcesz możemy zerwać z nim kontakty.
- To znaczy? - zapytał, chociaż dobrze wiedział o co chodzi.
- Nie będziemy z nim rozmawiać, wpuszczać go do pokoju... - wytłumaczyłam mu.
           Szatyn lekko się schylił i pocałował mnie. Pogłębiał pocałunki, aż się oderwałam.
- Leon, jestem zmęczona.
           Ten nie zwrócił na to uwagi i zaczął całować moją szyję. Próbowałam się mu oprzeć, ale nie potrafiłam. Sama też tego chciałam, ale nie mogę ulec. Przed chwilą zachowywał się jak dziecko i teraz powinien mieć za swoje. Nie będzie miał tak łatwo.
- Mmm, Leon... - zaczęłam, udając, że mu ulegam. - Wiesz na co mam ochotę?
- Podejrzewam, że na to samo, co ja. - Aha! Wpadł!
- Ty też zjadłbyś lody?
- Lody? - zapytał, przerywając poprzednią czynność.
- No lody. Taki zamrożony jogurt. Albo sok. Zależy co, kto lubi - droczyłam się z nim. - To jak? Idziemy na te lody?
- Niee, lepiej zostańmy i zwiedźmy sypialnię.
- W takim razie sam ją zwiedź, bo ja chcę zjeść lody - oznajmiłam dumna.

*Ludmiła*
           Byłam już ubrana i umyta. Właśnie schodziłam na dół, do kuchni, aż usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Tomas, pomyślałam. Od razu schowałam się na górze. Stamtąd idealnie było wszystko słychać.
- Widzisz? Kogo Ty sobie wybrałeś za żonę?! Przecież ta kobieta jest chora psychicznie! - mówiła ciotka. Ja tylko robiłam dziwne miny, naśladując ją. - Czy normalna osoba zamyka swojego męża i jego ciotkę w więzieniu?!
- Ciociu, ona jest w ciąży - bronił mnie mój mąż. Ma szczęście, bo gdyby się z nią zgodził to wsadziłabym go na miesiąc do więzienia, albo wysłała do wojska.
- No i co z tego?!
- Hormony jej buzują.
- Tak, każda kobieta w ciąży zamyka swojego męża w więzieniu - powiedziała sarkastycznie.
- Witajcie, bandyci - przywitałam się z nimi, schodząc po schodach. - Adelino, radzę sprawdzić Ci mojego twitter'a.
          Staruszka, nic nie odpowiadając, wyjęła z torebki smartfona. Nawiasem mówiąc, skąd ona ma taki telefon?
          Po chwili zobaczyła swoje zdjęcie na moim profilu. Pod nim był podpis: Staruszka odkrywa hot dog'a.
- Osz Ty mała małpo!
- Tak mnie zwą - powiedziałam zuchwale.
- Jeszcze mi za to zapłacisz.
- Za co? Przecież jesteś sławna. Wiesz ile osób mnie obserwuje? Każdy podaje to dalej... Cały internet niedługo będzie tym zapełniony.
- Lu, proszę Cię usuń to zdjęcie - poprosił Tomas.
- Haha! - śmiałam się. - Po moim trupie! Nie musisz mnie o to prosić, bo i tak tego nie zrobię - oznajmiłam i wróciłam do sypialni.

*Violetta*
          Jest już 18.00. Przez cały dzień zwiedzaliśmy miasto. Leon był z tego niezbyt zadowolony, ponieważ liczył na to, że zostaniemy w domu i - jak on to powiedział - "zwiedzimy sypialnie". Ale nie można mieć wszystkiego. Ja też bardzo chciałam tego, ale przecież nie mogę mu zawsze ulegać.
           Weszliśmy do pokoju, a Leon znowu zaczął.
- Kochanie...
- Tak, kotku?
- Może byśmy tak skończyli to co zaczęliśmy? - zaproponował, całując moją szyję.
- Mmm, a co zaczęliśmy? - droczyłam się z nim.
- Zaraz Ci przypomnę - powiedział, po czym posadził mnie na blacie w kuchni i namiętnie pocałował w usta.
           Nasz pocałunek trwał dość długo. A co mi tam, dam mu chociaż chwilę przyjemności, pomyślałam.
            Chwila ta trwała około 5 minut. W końcu postanowiłam ją przerwać.
- Może jednak nie - powiedziałam, po czym zeszła z blatu.
- Ale przecież... - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Leoś... Jestem zmęczona.
- Taa, jasne - powiedział, po czym poszedł do salonu i usiadł na kanapie.
          Od razu poszłam za nim.
- Gniewasz się? - zapytałam, siadając obok.
- Tak - odpowiedział prosto z mostu.
- Dzięki za szczerość. Leoś, jutro to zrobimy, obiecuję - wyszeptałam mu czułym głosem do ucha.
- Jutro będzie za późno.
- Czemu za późno? - zapytałam zdezorientowana.
- Bo tak - odpowiedział krótko i znowu ruszył do kuchni.
           Poszłam za nim. Stał i nalewał sobie do szklanki sok. Podeszłam go od tyłu i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Wiesz... Może jednak znajdę siły, żeby teraz to z Tobą zrobić?
- Serio? - upewnił się, odwracając się do mnie. W odpowiedzi namiętnie go pocałowałam. Nagle on się oderwał.
- Wiesz, masz rację. Jutro to zrobimy.
- Co? Dlaczego?
- Dzisiaj mieliśmy już trochę wrażeń. Lepiej będzie jak położymy się wcześniej spać - powiedział i z powrotem usiadł na kanapie w salonie.
          Po raz kolejny poszłam za nim. Gdy tylko odłożył szklankę na stolik, usidłam na nim okrakiem. Powoli odpinałam guziki od jego koszuli, aż szatyn zatrzymał moje ręce.
- Violuś, nie dziś. Nie mam ochoty.
- Nie masz ochoty? - upewniłam się. Ten przytaknął tylko głową. - Nie masz w ogóle ochoty, czy po prostu nie chcesz robić tego ze mną? - droczyłam się z nim.
- Nie, Violu...
- Nie kochasz mnie już - powiedziałam, schodząc z jego kolan.
- Viola... Kocham Cię, tylko... - mówił, ale mu przerwałam.
- Tylko nie chcesz się ze mną kochać - dokończyłam za niego. - To smutne, że jesteśmy małżeństwem tak krótko, a Ty masz mnie już dość - powiedziałam smutnie, po czym ruszyłam do sypialni. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc jego zdezorientowaną minę.
          Położyłam się na łóżku i przymknęłam delikatnie oczy. Do pokoju wparował Leon. Od razu położył się obok i zaczął wodzić palcami po moim ramieniu.
- Kotku, a może jednak...
- Nie, nie chcę tego z Tobą robić - odpowiedziałam i znowu uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale dlaczego? - dopytywał się.
- Bo nie chcę tego robić z osobą, która mnie nie kocha.
- Ale ja Cię kocham - oznajmił, a ja nic nie odpowiedziałam. - I zaraz Ci to pokażę.
          Przewrócił mnie na drugi bok i zaczął całować. Nasze pocałunki były jednocześnie namiętne i brutalne.
- Leon... nie - próbowałam zaprzeczyć, ale on nic sobie z tego nie robił.
          W końcu mu uległam. Zasnęliśmy wtuleni w siebie.

* * *

Oto rozdział 55!
Wow! Już mam ponad 50 tys. wyświetleń! Jesteście kochani <3 <3 <3
Ten rozdział jest... ym... nie umiem tego nazwać xD
Macie napalonego Leona, napaloną Violę i - jak to powiedziała Vivien - Leosia gwałciciela! xDDD
To Ania podsunęła mi pomysł na ten rozdział, za co jej bardzo dziękuję :**
Musiałam dodać naszą rozmowę xD

Ja
oooooooo napalony Leoś to lubie xDDDDDDDDDDDDD
17:42
Nicki_Verdas
Ja też xDDDDDDd
17:42
Ja
xDDDDDDDDDDDDDD
17:43
Nicki_Verdas
U mne w opowiadaniu właśnie rzadko taki jest i mi się to nie podoba :/
17:43
Ja
heh to zrób żeby był częściej xDDDDDDDDDDd
i zrób napaloną Viole i zmęczonego Leona xDDDDDDDDDDDDD
17:43
Nicki_Verdas
Ok, ale to w następnym rozdziale xDDDDDD

Tak, i to chyba najzdrowsza rozmowa, jaką prowadziłyśmy xD
Cóż są ferie, więc teraz rozdziały powinny się pojawiać częściej ;)
Zmieniłam szablon, ale nie działały linki i to dlatego :(
Naprawdę strasznie skzoda mi było to robić, bo szablon był przepiękny, ale musiałam :/
Czekam na Wasze opinie i do następnego :***

1.27.2014

Rozdział 54: Chyba Cię pogięło

*Ludmiła*
         Przez tą głupią, starą babę, siedzimy na komisariacie.
Ugh! Mam nadzieję, że ona wyłysieje.Jak można być, aż taką denerwującą osobą?! Przysięgam,
że gdyby policja w porę nie zareagowała, to by wylądowała w szpitalu. I nie obchodzi mnie to, że jestem w ciąży i nie powinnam się denerwować. Ta stara pudernica mi jeszcze za to zapłaci.Tomas też... Za to, że pozwolił jej u nas zamieszkać i zamknął mnie w sypialni. Nikt nie zadziera z panną Heredia!
         Nagle z jakiegoś pomieszczenia wyszedł policjant.
- Ludmiła Heredia - powiedział.
- To ja.
- Zapraszam - oznajmił, po czym wskazał gestem, że mam wejść do pomieszczenia.
          Wstałam i poprawiłam moją sukienkę. Następnie wzięłam torebkę,wyprostowałam się i weszłam do pokoju.
          Starszy mężczyzna z siwizną kazał mi zająć miejsce na twardym krześle, a sam usiadł na przeciwko.
- Dlaczego wykłócała się pani w miejscu publicznym? - zapytał.
- Bo ciotka mojego męża - idioty, jest starą pudernicą! Ma pan teściową? - spytałam.
- Tak, niestety mam - odpowiedział, łapiąc się przy tym za głowę.
- Pewna stara pani, która siedzi za drzwiami jest na pewno równo wkurzająca co pańska teściowa - stwierdziłam. - Mam dla pana propozycje.
- Niech pani mówi - rozkazał.
- Mnie pan wypuści, a mojego męża, Tomasa Heredie, i jego ciotkę, Adelinę Heredię, pan zatrzyma na dobę w więzieniu. Jeśli ma pan wątpliwości to niech pan sobie pomyśli o swojej teściowej. - Mężczyzna się chwilę zastanawiał.
- Dobrze, jedna doba? - Przytaknęłam głową. - A ten mężczyzna za co ma być złapany?
- Zamknął mnie w sypialni, jak kłóciłam się z babcią - wytłumaczyłam mu.
          Następnie z gracją wyszłam. Tam siedział mój mąż i jego ciotka.
- Miłej odsiadki - powiedziałam dumnie i jak najszybciej wyszłam z budynku.
          Pojechałam do centrum, ponieważ miałam w portfelu kartę kredytową Tomasa. Channel, idę do Ciebie!

*Natalia*
          Maxi od kilku dni zachowuje się... Dziwnie. Tak, to dobre określenie. Ciągle wszędzie za mną chodzi i wszystko chce robić za mnie. O co mu chodzi? Nigdy się tak nie zachowywał.
          Zeszłam na dół, a on od razu pojawił się obok. To staje się już denerwujące. Gdzie nie pójdę, tam w błyskawicznym tępię pojawia się obok. Nie mogę wyjść sama nawet do sklepu za rogiem.
- Jak się czujesz, Naty? - zapytał.
- Dobrze - odpowiedziałam znudzona.
- Może lepiej odpocznij - zaproponował. Nie no! Zaraz mu przywalę! Tak właśnie jest od kilku dni. "Odpocznij", "Nie przemęczaj się", "Połóż się"... - wciąż słyszę te słowa.
- Nie, Maxi - powiedziałam, po czym przewiesiłam sobie torebkę przez ramię.
- Gdzie idziesz?
- Do Ludmiły.
- Idę z Tobą - oznajmił i razem wyszliśmy.
          Jechaliśmy w ciszy.
          Gdy już dojechaliśmy pod ich dom, od razu wyszłam z samochodu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzyła mi szczęśliwa Ludmiła. Przywitałam się z nią i w trójkę weszliśmy do salonu.
- Gdzie jest Tomas? - zapytałam, popijając herbatę.
- W więzieniu - odpowiedziała jakby nigdy nic. Od razu wyplułam napój z powrotem do filiżanki.
- Co?! - spytałam jednocześnie z Maxim.
- No co? Zamknął mnie samą w sypialni, to ma karę.
- Zamknął Cię w sypialni i dlatego wsadziłaś go do więzienia? - upewnił się Maxi, a blondynka przytaknęła głową.
- Ooo, Violetta jest online - powiedziała, patrząc w ekran laptopa. - Zadzwonić? - zapytała. Od razu przytaknęłam i usiadłam obok.

*Leon*
          Przez całe śniadanie, ten gach rozmawiał z moją niunią. Ja nie odzywałem się, ponieważ nie miałem mu nic miłego do powiedzenia, a jakbym go skrytykował Viola byłaby wkurzona.
          Nareszcie sobie poszedł.
- Dziękuję - powiedziała moja żona, gdy zamknąłem drzwi za tym smarkiem.
- Za co? - zapytałem, choć domyślałem się, o co chodzi.
- Za to, że byłeś na swój sposób miły - odpowiedziała, po czym wspięła się na palce i mnie pocałowała.
          Od razu pogłębiłem pocałunek. Moje ręce powędrowały na jej pośladki. Po chwili przycisnąłem ją do ściany i zacząłem całować jej szyje.
- Leon... - powiedziała, a ja przestałem. - Poszedłbyś najpierw do recepcji?
- Po co? - zapytałem.
- Zgubiłam moją bransoletkę i może ktoś ją znalazł, a potem oddał do recepcji - wyjaśniła mi.
- Nie może to poczekać? - zapytałem i wróciłem do całowania jej szyi.
- Leon, proszę.
- No dobra - powiedziałem i nie chętnie się od niej oderwałem, po czym wyszedłem.
          Stanąłem przy recepcji. Kobieta robiła coś w komputerze. Gdy zapytałem o bransoletkę powiedziała, że ktoś coś znalazł i mam poczekać, a potem weszła do jakiegoś pomieszczenia.
          Nagle koło mnie pojawił się ten frajer.
- Hej - przywitał się.
- Pa - odpowiedziałem.
- Ej, chciałbym, żebyśmy się bardziej zaprzyjaźnili.
- Ta, a ja chciałbym, żebyś odczepił się ode mnie i mojej żony - powiedziałem, mając nadzieję, że sobie pójdzie.
- Myślę, że widzisz we mnie zagrożenie - oznajmił. Nie no! Zaraz mu przywalę!
- Haha, w takim chłystku, jak Ty? Chyba Cię pogięło.
- Nie, po prostu boisz się, że Violetta się we mnie zakocha - mówił, a ja patrzałem na niego kpiąco. - O ile to się już nie stało - dodał i odszedł.
          Recepcjonistka dała mi bransoletkę Violetty i wróciłem wkurzony do pokoju.

*Violetta*
           Siedziałam właśnie w pokoju i czekałam na Leona. Nagle przez video chat zadzwoniła do mnie Ludmiła.Od razu odebrałam. Stęskniłam się za nimi.
- Cześć - przywitałam się z nimi. Zobaczyłam w ekranie jeszcze Maxiego i Naty. - Co u Was.
- Wszystko dobrze - odpowiedziała mi Naty. - A u Ciebie? Jak podróż poślubna?
- Wiesz... Był już jakieś przygody, ale na razie jest świetnie - powiedziała.
          Nagle do pokoju wszedł wściekły Leon. Najwyraźniej nie zauważył, że rozmawiam z naszymi przyjaciółmi.
- Chłystek, przydupas, jak ja mu podskoczę to do tatusia wróci. Prowadzić tą swoją chorą firmę - mruczał pod nosem. - Ciota. Na pewno wieczorami chodzi do GoGo i tańczy na rurze. Brazylijska prostytutka.
- Ta, było świetnie - stwierdziłam, zauważając, że nasi przyjaciele siedzą i słuchają go.
- Ten Twój Brad - ciota, to zwykły patafian. O, hejka - przywitał się, gdy zobaczył, że rozmawiam z Lu i resztą.
- Wow, Leon, kto Ci nadepnął na odcisk? - zażartował Maxi.
- Lepiej mnie nie wkurzaj, bo wsiądę w pierwszy, lepszy samolot, przyjadę do Ciebie i zamknę Cię w piwnicy na tydzień - zagroził mu Leon, a Ponte przełknął głośno ślinę. - A Ty - zwrócił się do mnie. - masz zakaz wychodzenia beze mnie z tego pokoju.
- A to niby czemu?
- Bo tak!
- Oddzwonię za kilka minut - powiedziałam do przyjaciół i zamknęłam klapę od laptopa.
          Poszłam za Leon do kuchni.
- O co Ci chodzi? - zapytałam, a on nie zwracając uwagi na pytanie podał mi moją bransoletkę. - Leon, co Ci się stało? - ponowiłam pytanie.
- Nic - odpowiedział krótko. Czy on myśli, że go nie znam?
- Leon, przecież widzę.
           Nic nie odpowiedział, tylko namiętnie mnie pocałował.
- Widzisz, wszystko w porządku. Nie wychodź - rzucił i poszedł do salonu.
           Przez resztę dnia próbowałam coś z niego wyciągnąć, ale nic mi nie powiedział. Wieczorem zasnęliśmy w swoich objęciach...

* * *
Oto rozdział, który miał się pojawić wczoraj xD (mama nie pozwoliła mi go dokończyć)
Za tydzień mam ferie! Och Yech! xD
Mamy nowy szablon, który zrobiła Nath! Po raz kolejny Ci dziękuję <333
Niestety nie działają linki, ale postaram się coś z tym zrobić ;)
Jeśli Wy też mieliście taki problem wiecie co z nim zrobić to napiszcie mi w komu, albo wybierzcie jakiś sposób skontaktowania się ze mną z zakładki "Kontakt".
Hmm,co byście powiedzieli na 20 komków? :D
Czekam na Wasze opinie :**  



1.24.2014

Rozdział 53: Nigdy nie widzieliście młodego małżeństwa?

*Violetta*
- Leon, już wstałeś? - zapytałam, odskakując od Brada.
- Jak widać. A ty co tu robisz tak wcześnie? - spytał zdenerwowany. - Z nim.
- Leon, to nie tak... - zaczął mówić Brad, ale mój mąż mu przerwał.
- Nie rozmawiam z Tobą, więc możesz już iść - powiedział oschle.
          Brad nic nie mówiąc odszedł.
- O co Ci chodzi? - zapytałam go z wyrzutem.
- O co? Możesz mi powiedzieć, co z nim przed chwilą robiłaś? - Nic nie odpowiedziałam, tylko spuściłam głowę.
          Nie dziwię się, że Leon się wkurzył. W końcu z boku, to mogło wyglądać, jakbym się z nim umawiała, podczas gdy Leon śpi.
- Właśnie... - przerwał mi moje przemyślenia.
- Leon, ja po prostu wcześnie wstałam i poszłam się przejść. Brada spotkałam przez przypadek.
- Zawsze jak kogoś spotkasz przez przypadek, to się z nim przytulasz?! - nadal nie wierzył mi Leon.
- Płakałam! Brad to zobaczył i mnie przytulił! Po prostu śnił mi się koszmar, a nie chciałam Cię budzić! - krzyknęłam. - Wiesz co? Jeśli nie chcesz mi wierzyć, to nie wierz - powiedziałam spokojniej i odeszłam.
          Weszłam do domu i od razu poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i siedziałam w pomieszczeniu, przez następne 2 godziny. Leon nawet nie próbował dostać się do pomieszczenia.
          Kiedy w końcu wyszłam z pomieszczenia, go nie było. Nie zostawił żadnej kartki, liściku... Nic. Po prostu sobie wyszedł. To miała być nasza podróż poślubna, a tymczasem już się kłócimy. Postanowiłam się nim nie przejmować i zrobiłam sobie kanapkę, a do tego kawę. Następnie usiadłam na kanapie i czytałam książkę, którą wzięłam ze sobą, z Buenos Aires.
          Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam po komórkę i zobaczyłam na wyświetlaczu imię Naty.
- Halo? Violu, jak tam podróż poślubna? - zapytała mnie przyjaciółka. Nie wiedziałam czy powiedzieć jej prawdę. W końcu z jednej strony jest moją przyjaciółką, ale z drugiej nie chcę jej zamartwiać moimi i Leona problemami.
- Jak na razie... nie za dobrze, a co u Ciebie? - szybko zmieniłam temat.
- Jak to nie za dobrze? Coś się stało?
- Tak. Nie. Ugh! Jest tu taki chłopak i Leon jest o niego strasznie zazdrosny. Dzisiaj zrobił mi scenę zazdrości, a teraz się obraził i wyszedł - wytłumaczyłam jej.
- Violu... Nie powinniście się kłócić. Tym bardziej na Waszej... - mówiła, ale jej przerwałam.
- Tak, wiem. Na naszej podróży poślubnej. Muszę z nim porozmawiać. Na razie - powiedziałam i zanim Naty coś powiedziała, rozłączyłam się.
          Wyszłam z pokoju i skierowałam się do recepcji. Zobaczyłam tam Leona. Rozmawiał z jakąś kobietą. Śmiali się... Szybko się pocieszył po kłótni z żoną, pomyślałam. Nie mogę uwierzyć. Podczas, gdy ja jestem sama, on umawia się z innymi kobietami. Miałam ochotę podejść do niego i mu mocno przyłożyć, ale po tym co zobaczyłam, straciłam na to siły.
           Wróciłam do pokoju i zamknęłam się w sypialni. Co to ma być? Zemsta? Między mną, a Bradem nie doszło do niczego, a Leon powinien mnie wysłuchać i mi zaufać. Zamiast tego on woli umawiać się z jakąś kobietą. Nie rozumiem go... Przecież on taki nie jest, próbowałam uspokoić się w myślach.
            Po jakiejś godzinie wyszłam, żeby czegoś się napić. W kuchni natknęłam się na Leona. Stał koło blatu i robił coś w komórce. Postanowiłam go zignorować i wziąć to, po co przyszłam.
- Cześć - powiedział, krótko.
- Hej - odpowiedziałam oschle. Jednak się złamałam i nie potrafiłam go ot tak ominąć. Ale na pewno nie rzucę mu się na szyję.
- Gniewasz się o tą scenę rano? - zapytał. Nic nie odpowiadając wlałam sobie zimną wodę do szklanki. - Violu, przepraszam Cię za to. Sama możesz sobie wyobrazić, jak to wyglądało. - Teraz mnie przeprasza, a przed chwilą umawiał się z recepcjonistką.
- Teraz mnie przepraszasz? - spytałam i nie czekając na odpowiedź, kontynuowałam. - No tak. Wcześniej  były sprawy ważniejsze ode mnie. Recepcjonistka musiała wracać do pracy? - powiedziałam, po czym wyszłam jeszcze bardziej wkurzona.
          Nie mogę uwierzyć w to, że Leon taki jest. Rozumiem sama po powrocie do Buenos Aires, zauważyłam, że się zmienił, ale jesteśmy razem już jakiś czas. Myślałam, że wrócił ten Leon, którego znałam przed wyjazdem. A może nawet lepszy... A tu się okazuje, że jest jeszcze gorszy. Jak można podrywać inne kobiety na podróży poślubnej?
          Myślałam o tym jeszcze kilka godzin, aż ktoś zapukał do drzwi sypialni. Leon zanim zdążyłam coś powiedzieć, wszedł do pokoju.
- Chodź - rozkazał.
- Gdzie? - zapytałam. - Poznać Twoją nową kochankę? Nie, dziękuję. Nie chcę mieć tego "zaszczytu". - Mówiąc ostatnie słowo zrobiłam z placów cudzysłów.
- Violetta, ja nie mam żadnej kochanki - bronił się. - Z resztą chodź, to zobaczysz.
- A to niby czemu, miałabym chcieć z Tobą iść? - droczyłam się z nim.
- Może dlatego, że odkąd tu jesteśmy, wciąż się kłócimy - powiedział zdenerwowany, po czym pociągnął mnie za rękę. Od razu ją puściłam, ale szłam za nim. Zaprowadził mnie na plaże przed kurortem. Zobaczyłam koc i kosz piknikowy, a wokół świeczki. Leon podszedł do mnie od tyłu, po czym objął w talii, i położył głowę na moim ramieniu.
- Leon... To dla mnie? - zapytałam nieśmiało.
- A widzisz tu kogoś innego? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Już chciałam mu się rzucić na szyję, ale w porę przypomniałam sobie o kobiecie z recepcji.
- Czemu nie przygotowałeś tego dla koleżanki?
- Violu, to nie jest nawet moja koleżanka - oznajmił. - Po prostu załatwiałem jedzenie na ten piknik. Chciałem Cię w ten sposób przeprosić za tą poranną scenę. Wszystko miało być idealnie, ale... - mówił, ale mu przerwałam.
- Jest - powiedziałam, po czym namiętnie go pocałowałam. - Dziękuję.
          Po zjedzeniu, leżeliśmy razem na kocu i obserwowaliśmy zachód słońca. Wtuliłam się w tors mojego męża. Myślałam, że podrywał tą dziewczynę, a on po prostu chciał zrobić mi niespodziankę. Byłam głupia. Mam przy sobie niesamowitego mężczyznę, a tylko narzekam. Powinnam w końcu docenić, to co dla mnie robi, a nie wciąż doszukiwać się problemów.
          Moje przemyślenia przerwał Leon:
- O czym myślisz? - zapytał.
- O tym, że jestem szczęściarą, bo mam Ciebie - odpowiedziałam. Leon nic nie mówiąc zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta swoimi. Chciałam w tym pocałunku przekazać całą moją miłość do Leona. Verdas złapał mnie za udo i coraz bardziej pogłębiał pocałunek. Po chwili złapał mnie za udo, i zaczął całować po szyi. Było mi tak dobrze, ale niestety musiałam to przerwać. - Leon, nie tu. - W odpowiedzi mój mąż się uśmiechnął, po czym wziął na ręce i zaniósł do pokoju.
          W holu wszyscy się na nas gapili. Leon powiedział tylko:
- No co? Nigdy nie widzieliście młodego małżeństwa? - I szedł dalej.
          Gdy tylko weszliśmy do sypialni, mój mąż postawił mnie na ziemi. Swoje ręce położył na mojej talii i znów zaczął całować. Po chwili przycisnął mnie do ściany. Złapałam do za kołnierz od koszuli i oddawałam każdy pocałunek.
            Po kilku minutach oboje straciliśmy garderobę, co stało się dalej, można się domyślić.

*Tomas*
          Ten film był jeszcze lepszy niż "Zmierzch". Nie mogę uwierzyć w to, że wcześniej tego nie obejrzałem. To było takie romantyczne, gdy Edward przyglądał się Belli, a ona pierdnęła. Szkoda, że Ludmiła przy mnie nie pierdzi... to byłoby takie słodkie.
           Wypuściłem już ciotkę i Ludmiłe, a następnie postanowiłem zrobić jakiś wspólny wypad na miasto. Poszliśmy na hot dogi. Na szczęście ani ciocia, ani Ludmiła się nie odzywały.
           Po chwili Ludmiła zatrzymała się przed jakąś wystawą sklepu z ciuchami.
- Kochanie! Pacz! Nie sądzisz, że świetnie wyglądałabym w tej sukience? - zapytała, wskazując na ciuch z wystawy.
- Pff, ładniej wyglądałby w tym mój zmarły mąż - skomentowała ciotka. Zaczyna się, pomyślałem.
- Nie dziwię się, że zmarły. Też bym z Tobą zbyt długo nie wytrzymała - powiedziała Ludmiła, a Adelina srogo się na nią spojrzała.
- Ty łasico! - krzyknęła. Wtf? Łasico?
- Ty stara kupo złomu! - odpyskowała jej. Po chwili znów zaczęły się drzeć i kłócić. Koło nas pojawiło się pełno przechodniów. Obserwowali sytuacje i robili zdjęcia. Ja próbowałem je rozdzielić.
           Dopiero po jakiś 10 minutach zjawiła się policja i zabrali naszą trójkę na komisariat.

*Violetta*
          Obudziłam się wtulona w Leona. Podniosłam mój wzrok i zobaczyłam mojego męża, który jeszcze spał. Uśmiechnęłam się na sam widok jego poczochranych włosów. Położyłam głowę na poduszce obok niego, i zaczęłam go obserwować.
          Po kilku minutach Leon powoli otworzył swoje oczy. Przeciągnął się, po czym na mnie spojrzał.
- Dzień dobry - powiedziałam uśmiechnięta.
- Dzień dobry - odpowiedział, po czym delikatnie musnął moje usta swoimi. - Jak się spało? - zapytał, po naszym oderwaniu się od siebie.
- Dobrze, bo z Tobą. Chyba pora wstawać - stwierdziłam.
- Która godzina? - spytał. Podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym sięgnęłam po telefon, znajdujący się na szafce nocnej.
- 11 - odpowiedziałam. - Zdecydowanie pora wstawać.
- Nie, po co? W domu będziesz rano wstawać - oznajmił, po czym pociągnął mnie tak, że z powrotem na nim leżałam. Moja głowa opierała się o jego tors, a nogi leżały na podłodze. Leon już chciał mnie pocałować, gdy przerwał mu dzwonek do drzwi. - Kogo niesie? - zapytał zdenerwowany, na co ja cicho zachichotałam.
           Leon wstał, po czym wyszedł z sypialni. Szybko założyłam na siebie szlafrok i poszłam za nim. Za drzwiami stał Brad.
- Co powiecie na wspólne śniadanko? - zaproponował Brad. Leon chyba mnie nie zauważył.
- Powiemy, że raczej zjesz dziś sam - powiedział i już chciał zamknąć drzwi, ale pojawiłam się obok i je przytrzymałam.
- Świetny pomysł - stwierdziłam. - Nie przejmuj się nim. Wstał lewą nogą. - oznajmiłam, po czym wpuściłam go do środka.
- Lewą nogą? - spytał Leon, gdy Brad kawałek odszedł.
- Tak się zachowujesz. To jest teraz nasz gość i nie masz robić scen - skarciłam go szeptem, ponieważ chciałam, żeby tylko Leon mnie usłyszał.
- Ale... - mówił, ale mu przerwałam.
- Żadnego "ale". Pamiętasz co działo się w nocy? - Szatyn przytaknął. - Nie rób scen, bo do końca naszej podróży poślubnej to się nie powtórzy - rzuciłam i skierowałam się do kuchni, w której siedział już Brad.
           Leon poszedł za mną. Zrobiłam jajecznicę i razem jedliśmy ją w niezręcznej ciszy. Postanowiłam ją przerwać.
- Spędzasz wakacje w tym kurorcie? - zapytałam Brada.
- Nie, to kurort mojej mamy. Ogólnie pracuję w firmie ojca, ale w wakacje pomagam matce - wytłumaczył mi.
- Twoi rodzice mają kurort i firmę? - upewniłam się.
- Nie do końca. Oni są po rozwodzie, więc kurort jest tylko matki.
- Przepraszam, nie powinnam pytać - odparłam speszona.
- Nic się nie stało. A Wy? Co tu robicie?
- Jesteśmy na podróży poślubnej - odpowiedział Leon. Nie był to całkowicie miły ton, ale widziałam, że się stara, więc uśmiechnęłam się do niego.

***
Ta dam!
Oto 1 rozdział, który mi się podoba.
Przepraszam że nie pisałam w tygodniu, ale wynagrodziłam Wam to i Dielettę w serialu, długaśnym rozdziałem. Pisałam fragmenty w tygodniu a dzisiaj piszę go już od 14.00, więc padam.
Dlatego też jest taka głupia końcówka, ale już serio piszę z błędami i po prostu padam. Dokończę to śniadanie jutro, jak napisze rozdział, który także postaram się opublikować.
Czekam na Wasze opinie :**

  


1.22.2014

Wyniki konkursu

Jednak mama dała mi swojego laptopa, więc ogłoszę wyniki dzisiaj! :)

Dostałam 3 prace. Nie jest to jakoś super dużo, a właściwie to mało, ale mnie nawet to ucieszyło. Po przeczytaniu prac, wiem, że każda z Was się starała i każdej z Was wyszło to lepiej niż mi wychodziło.

3 miejsce ma...  Dominika z bloga http://milosctoconajwazniejsze.blogspot.com/. One Shot był naprawdę dobry. Gratulacje :)

*Violetta*
Po oderwaniu się szatynka spojrzała w oczy Leona i powiedziała :
- Leon ja też cię kocham ale nie może my być razem – powiedziałam przez łzy
- co ale dlaczego ?
- zrozum ty jesteś bogaty a ja biedna i co najważniejsze jesteś moim szefem
- Violu to nic nie zmnienia proszę cię daj nam szansę zrobię wszystko aby nam się udało
- Leon nie wiem …
- proszę przed miłością nigdy nie uciekniesz
- A co z twoimi rodzicami ?
- Powiedziałem im o wszystkim mogą mnie znienawidzić ale to nic przynajmniej będę z tobą
- Leon a mój ojciec i siostra ? Ja nie mogę ich zostawić samych
- Mojej mamy znajoma jest pielęgniarką może tu zamieszkać i pomagać twojemu ojcu a twoja siostra zamieszka z nami
- Dam ci szansę – powiedziałam a Leon nic nie powiedział tylko mnie pocałował – musimy o tym powiedzieć mojemu tacie
- Dobra to chodź
Powiedzieliśmy o tym mojemu tacie zgodził się i przeprosił Leona za to co powiedział . tego samego wieczoru Leon poznał Śnieżkę i bardzo dobrze się z nia dogaduje .Szatyn został u mnie na noc . Z rana postanowiliśmy polecieć do rodziców Leona .
< 4 godziny póżniej >  
- Boisz się ? – spytał mnie Leon
- Nie może troszkę – oznajmiłam
- Nie bój się przynajmniej będziemy razem
- Tak
- No jesteśmy już
- Tak szybko ?
- Niestety tak chodź trzeba się z tym zmierzyć
Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do ogrodu . Wszyscy tam byli . Nagle zauważyła nas mama Leona
- Violetta Leon co wy tu robicie ?
- przyjechaliśmy panią przeprosić . Pnią i pani męża . nie zachowaliśmy się najlepiej
- nie powinniście tu przyjeżdżać William jest wściekły  , ale zaraz wy trzymaie się za ręce – Elizabeth nie wiedziała co powiedzieć aż w końcu wydusiła z siebie – jesteście parą ?
- Tak – powiedział Leon – ale nie udawana tylko kochającą się parą
- Tak się ciesze !- zaczęła krzyczeć ,aż przyszedł pan William
- co oni tu robią ?
- przyjechaliśmy tu was przeprosić – powiedział Leon
- myślałem że jesteś innym chłopakiem a nie takim aroganckim
- ale Leon się zmienił przez te pare dni pan widuje syna raz na jakiś czas ja go widuje codziennie i widzę że się zmienił jest troskliwy miły .Nigdy bym nie pomyślała że Leon może przyść do mojego domu i wyznać mi że mnie kocha i zrobi wszystko żebyśmy byli razem.
- William zobacz Leon nie  zmienił się  sam dla siebie ale dla Violetty – wtrąciła się Elizabeth
- pomyśle nad tym – powiedział i odszedł
My postanowiliśmy wrócić do LA ale przed wylotem Leon zabrał mnie w jedno miejsce . Nad jezioro tam gdzie pocałował mnie pierwszy raz
- możesz na chwile zamknąć oczy – powiedział Leon
- no mogę ale po co …?  
- dowiesz się za chwilę
Posłusznie zamknęłam oczy .
- Możesz otworzyć –  otwrłam oczy i zobaczyłam Leona który uklęknął przede mną
- Violetto wiem że kazałem ci żebyś była moją narzeczoną ale teraz chcę naprawdę . Violetto Castio uczynisz mnie najszczęśliwszym na świecie i wyjdziesz za mnie
- Tak oczywiście – powiedziałam  a Leon założył mi pierścionek na poleć i mnie pocałował
< 5 lat póżniej >
Od 5 lat jestem panną Verdas i mamą 5 letniego Jorgena i 3 letniej Martiny . Jestem szczęśliwa z Leonem . On pogodził się z rodzicami . Dotrzymał obietnicy z moim ojcem . Okazało się że ta pielęgniarka ma na imię Angie i zna ojca . Za tydzień biorą ślub .  A co z Snieżką jest uczennicą Studia 21 . Leon gdy dowiedział ze jestem w ciąży zakazał mi chodzić do pracy i chodzić w obcasach . Nie byłam na niego zła . Był bardzo opiekuńczy przez te 9 miesięcy . Jak byłam w ciąży z Tini to pozwolił mi chodzić do pracy do 4 miesiąca ciąży .Kocham go nad życie . Właśnie oglądam zdjęcia z naszeo wesela
- co oglądasz ?- pyta mój mąż i siadakoło mnie
-zdjęcia z naszego ślubu
- to już 5 przepięknych lat z tobą – powiedział i mnie pocałował
- Kocham cię – powiedziałam
- Ja ciebie też- powiedział i mnie pocałował

2 miejsce zajęła... Aleksandra Wójcik. Tak samo piękny OS. Gratulacje :*

W ostatnim czasie stało się wiele. Moje życie zmieniło się diametralnie. Zaczęło się tego wieczoru. On przyszedł pod moje drzwi. Wyznał mi miłość. Od tak po prostu powiedział mi, że mnie kocha. I co? I co dalej? No otóż właśnie dalej nie ma nic. Jedna, wielka, czarna dziura. Co prawda też go kocham, ale nie będziemy razem. On jest moim byłym szefem. Poza tym boję się. Boję się odrzucenia. Boję się, że znudzi się mną i mnie zostawi. Czy dobrze robię? Nie wiem Kłócę się z myślami . . . . . .
Szukam nowego mieszkania. Po odejściu Leona ojciec zrobił mi awanturę i wyrzucił mnie z domu. Tak po prostu. Za coś czego nie zrobiłam. Powiedział, że jakoś sobie poradzą. Przeniosłam się do ciotki. Tak, ma ciocię. Znienawidzoną przez tatę. Podobno zrobiła coś w przeszłości i wykluczono ją z rodziny. Angeles jest siostrą mamy. Jest dla mnie podporą w trudnych chwilach. To jej wypłakiwałam się w ramie. Z tęsknoty i nad własna głupotą . . .
Tak tęsknie za Leonem. Żałuję, że powiedziałam wtedy "NIE" dla nas. Ale jak on to sobie wyobrażał? Ja jedyna żywicielka rodzina nie mam czasu na randki. Poza tym tata by się nie zgodził. Jeszcze w tedy nią byłam. Teraz nie jestem. Ale czasu nie cofnę.
W tedy zauważyłam JEGO. Te włosy, te oczy. A, gdy się uśmiecha odsłania te białe zęby. Jest zabójczo przystojny. Czarujący. Biegnie do mnie. I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć, że za nim tęsknie?
 
******
Jest piękny, słoneczny dzień. Normalnie szedłbym do swojej "dziewczyny". Ale nie dzisiaj. Zerwałem z nią kontakt. Tęsknię za Violettą. Kto by pomyślał, że mogę sę tak zakochać. Jedyny problem tkwi w tym, że ona mnie nie chce. Niestety nie wszysko mogę mieć.
-Violetto!!!-Podszedłem do niej, a wtedy mnie zobaczyła. Nie była zadowolona. 
-Leon . . . Cześć-mówiła cicho, ale wyrażnie. Była jakby przygnębiona, smutna. 
-Hej! Co tam u ciebie?-Serio Verdas nie umiesz wymyślec lepszego pytania? 
 -Nic ciekawego.-Spuściła wzrok - kłamie. 
 -Tak napewno. Same nudy. Mów prawdę, widzę, że kłamiesz. 
 - Ehhh . . . Ojciec wyżucił mnie z domu. Mieszkam u ciotki, ale szukam mieszkania. Wiec nie jest źle.
- Jej twarz rozjaśnił lekki uśmiech. Ma taki piękny uśmiech. -Faktycznie nic ciekawego. 
-Muszę jej to powiedzieć. 
-Violetto musimy porozmawać. Posłuchaj mnie i mi nie przerywaj. Wiem ty nie chcesz ze mną być, ale ja cię kocham. Nigdy nie przypuszczałem, że jakaś dziewczyna może na mnie tak działać. Jeżeli dasz mi jakikolwiek znak zrobię wszystko byś była najszczęśliwszą kobietą na Świecie. Proszę!- To nie była prośba, ani wyznanie to już było błaganie. 
 -Leon to piękne, że mnie kochasz i wogule, ale . . .
******
Po twarzy zaczęły mi lecieć łzy. Leon otarł jedną z nich. Kocha mnie, a ja jego ale . . . "Ale"-no właśnie dlaczego zawsze musi być "ale"? To głupie słowo wszystko psuje, bez niego wszystko byłoby prostsze. A może teraz będzie inaczej? Co by było gdybym tym razem powiedziała "TAK"? Przecież nie mam na utrzymaniu ojca i siostry. Jestem tak jakby wolna. Poze tym bardzo go kocham i tesknie za nim. 
- Kocham cię Leon. I przepraszam, ze byłam taką idiotką. Każdej nocy myślałam o tym i żałowałam. Bardzo żałowałam.- Wyrecytowałam szeptem, patrząc na jego buty. A on przysunął się do mnie. Jego rece były na moich biodrach, a nasze usta dzieliły tylko minimetry. Zmniejszył odległośc między nami. Pocałował mnie. Pocałował mnie. Pocałunek był delikatny, marzyłam o tym. Teraz jestem szczęśliwa.
2 tygodnie później . . .

Teraz mieszkam u Leona. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Czy można czegoś więcej. No tak właściwie to tak. Chciałabym pogodzic się z tatą. Tęsknie za nim i za moją kochaną siostrzyczką. Ciekawe co u niej? Zdała ten test czy nie? Nie mogę teraz o tym myśleć. Właśnie oglądam telewizję. Leon robi cos przy biurku. Leci jakaś komedia. Nawet nie wiem o co w niej chodzi.Właśnie przyszedł mój kochany chłopak. Usiadł obok mnie. Teraz siedzę na kanapie wtulona w Leona. Wydaje się, że nic nie zakłóci naszego spokoju. A jednak. Dzwoni mój telefon. Zwlekam się by go odebrać. 
-Przepraszam czy to Violetta Castillo? 
-Tak, to ja. -Pani ojciec leży w szpitalu. Miał zawał. _ Rozłączyłam sie. Leon zawiózł mnie do szpitala. Po mojej głowie chodziło mnóstwo pytań. Wiem nie powinnam nawet o nim myśleć. Wyrzucił mnie, ale to mój ojciec.Dojechalism pod budynek. Weszłam (czyt.wbiegłam) do sali. Tata leżał na wznak. Był przytomny. Nie odważyłam się nic powiedzieć. 
-Czego tu chcesz??!!-Powiedział, a ja zlękłam się. Mówił tonem jakim Zadna córka nie chciała słyszeć od swojego taty. Osłym, obojętnym. Jakbym nic dla niego nie znaczyła. 
-Tato ja chcę...- No właśnie po co ja tu przyszłam? -Tato przepraszam, ze z nim tam pojechałam. Przepraszam, że ci nic nie powiedziałam. Przepraszam. Ja poprostu nie chciałam stacić pracy. Kazał mi, nie dał wyboru. Tato ja to robiłam dla ciebie. Przepraszam. 
 -Córko. Przeprosiny przyjęte.-Przytuliłam sie do mężczyzny, którego tak kocham. 
 -Tatusiu nawet nie wiesz jak się cieszę. Widzisz po tym jak wyprowadziłam się z domu. Zamieszkałam u Angie. No, ale nie mogłam tam zbyt długo mieszkać bo byłabym dla niej obciążeniem. W tedy spotkałam jego. Powiedział mi, że mnie kocha. A ja już nie umiałam dłużej ukrywać się z tym, że go kocham. No i jesteśmy razem.-Tata przybrał tą samą minę co wcześniej. To nie zapowiadało nic dobrego. Wręcz przeciwnie. 
-Kochanie on nie jest dobrym człowiekiem. Wiem ty uważasz, że się zmienił, ale on był, jest i będzie złym człowiekiem. Przekonasz się o tym gdy sie mu znudzisz i cie . 
-Tato, nie waż się tak mówić o Leonie.-Powiedziałam to ze złością. Nawet nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna. 
-Wybieraj albo ja, albo on. -Znieruchomiałam. Mój ojciec każe mi wybrać. I co ja mam teraz zrobić??! Tata, albo Leon. Leon, albo tata. Tata opiekował sie mną, był przy mnie zawsze. Był moją ostoją, przystanią. A Leon . . . On jest . . . Moim chłopakiem. Jesteśmy razem od niedawna, ale bardzo go kocham. A co jeżeli tata ma rację? Verdas się mną znudzi i mnie zostawi. Będę sama, zraniona, a w dodatku będę sie mogła pochwalić związkiem z byłym szefem. Czy warto? Czy warto ryzykować? Stoję i myślę nad tym już piątą minutę.
Wreszcie wiem. To on jest tą najważniejszą osobą w życiu.
Wybiegłam z sali. Muszę to mu powiedzieć. Tata nie daje mi wyboru. Biegnąc wpadłam na niego. 
-I co??- Zapytał. Patrzy na mnie z taką miłością. Tata nie miał racji. On mnie kocha!!! 
 -Nico Leon. Chodźmy, nie mamy czego tu szukać. Nie wiem po co tu przyjechaliśmy. 
 -No dobra, ale co z twoim tatą? 
 - Co ty sie nagle nim tak interesujesz? Wszystko z nim dobrze. Jest tak samo uparty jak dawniej. Idziemy na lody?- Leon jest jeszcze trochę zdezorientowany, ale na lody się zgodził.
Taty nie widziałam nigdy więcej. Nie tęsknie za nim. Wiem tylko, że moja siostra też sie od niego odwróciła i teraz mieszka u Angie.
Co do mnie i Leona. Niedlugo bieżemy ślub. Jeszcze nie wiem czy zaproszę ojca.
Ludzie mówia, że wszystko dobre, co się dobrze kończy. To prawda. 

I 1 miejsce zajęła... xAdusiax, z blog, którzy wszyscy znają i kochają http://newstoryaboutleonetta.blogspot.com/. Porodu w samolocie nie było, ale ten OS Adzie wyszedł o wiele, wiele (...) lepiej niż mi.

ałowali się jeszcze przez dłuższą chwilę, dopóki nie przerwała tego szatynka.
- Leon, my nie możemy. - Mówi spuszczając głowę na dół. Szatyn nic nie wiedząc o co chodzi, chwyta za jej podbródek i zmusza ją do spojrzenia mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - Pyta się zawiedziony. Chyba po raz pierwszy poczuł w sercu ból z powodu utraty ukochanej osoby.
- Bo... ja... - Zaczęła się jąkać. - Nie mogę Ci powiedzieć.
Miała mu powiedzieć, że nie chce go widywać i musi się przeprowadzić? Mimo tego, że nie są razem ona i tak go cholernie kocha i nie może mu tego powiedzieć prosto w twarz.
Szatyn głośno wzdycha puszczając na chwilę podbródek Castillo. Po chwili jednak dociera do niego to co robi i wyciąga ponownie rękę tym razem w stronę jej policzka. Widać, że Violettcie bardzo podoba się to.
- Nie, Leon. - Mówi po dłuższej chwili. Łapie go za dłoń i ściąga ze swojego policzka.
- Ale ja.. - Chce coś powiedzieć.
- Nie, Leon.... Chociaż bardzo bym chciała, to nie mogę. - Mówi cicho. Spogląda na swoje buty i to na nich trzyma swój wzrok. Szatyn postanawia działać i chwyta ją za oba ramiona. Zniża się trochę na kolanach do tego stopnia, by móc spojrzeć jej w te piękne oczy.
- Powiedz mi przynajmniej, czy mogę Ci jakoś pomóc.
- Leon, ty mi nie pomożesz. Sama się musze stąd wyprowadzić. - Po chwili dociera do niej, że powiedziała za dużo.
- Wyprowadzić? Nie, nie pozwalam Ci na to! - Zaczyna się denerwować Verdas.
- Ale Leon ja muszę, ty nie rozumiesz?! Ja muszę to zrobić!
- Wcale nie musisz! Przyznaj się do tego, że boisz się być ze mną. Boisz się, że zmienię się w tego tyrana, którym byłem! Przyznaj się! - Castillo przez dłuższą chwilę milczy. Nie może mu powiedzieć przecież prawdy, ale jeżeli teraz skłamie mu, że się boi, zrani i siebie i jego.
- Leon, ja.. - Zaczyna niepewnie.
- Spójrz mi w oczy. - Prosi ją. Szatynka po chwili wykonuje prośbę swojego byłego szefa. Spogląda mu w oczy i oboje zastygają w tej pozycji przez dłuższy czas. - A więc?
- Boje się. - Mówi po chwili. Złamała w tym momencie i jego serce oraz swoje. Oboje przez chwilę milczą. Verdas łapie się za biodra i przez krótką chwilę przygryza dolną wargę.
Zbliża się nagle gwałtownie do niej i zaczyna ją namiętnie całować. Castillo przez krótką chwilę mu oddaje pocałunki, lecz potem dociera do niej co właśnie robi. Odpycha od siebie Verdasa.
- Jesteś głupsza niż myślałem, ale i tak musiałem to zrobić jeszcze raz, chociażbym miał Cię stracić na zawsze. Kocham Cię i nie poddam się. Możesz uciekać na drugi koniec świata, ja i tak Cię znajdę. - Dodaje i wychodzi.
Castillo opada na swoje kolana i zaczyna płakać. Słyszący to wszystko jej tata postanawia sprawdzić co jest z córką.
- Kochanie, co się stało? - Pyta się ją troskliwym głosem.
- Właśnie straciłam coś, na czym mi zależało najbardziej na świecie. - Mówi przez płacz.
- Nie martw się skarbie, wszystko będzie.. - Nie kończy, bo przerywa mu szatynka.
- Dobrze?! Nic nie będzie tato dobrze! Muszę się stąd sam wynieść, muszę znaleźć sobie jakieś mieszkanie, a my nawet nie mamy na to pieniędzy! - Odpowiada krzykiem i biegnie w stronę swojego pokoju. Cała we łzach rzuca się na łóżko i leży tak przez kilka godzin.
Przez następny tydzień Violetta dostaje pieniądze od jakiegoś anonima. Zastanawia się tylko, kto mógłby być aż taki, żeby to zrobić. W sumie miała bardzo dużo pieniędzy, które zapewniały jej przelot oraz zakwaterowanie się w innym kraju. No właśnie, teraz pojawia się pytanie w którym?
Leon Verdas przez ten czas dość dużo wycierpiał. Zmienił się, nie jest już tym tyranem, którym był. Wszyscy jego pracownicy są w szoku widząc innego szefa, który podwyższył im znacznie zapłaty oraz dał więcej wolnego. Czemu się zmienił, a raczej kto? Odpowiedź jest prosta - Violetta Castillo. Młody mężczyzna nadal nie może się pogodzić z utratą swojej ukochanej. To dzięki niej zrozumiał tak naprawdę jaki okrutny był. To ona sprawiła, że jego świat stał się ponownie kolorowy, tylko bez niej to znowu jest czarno - biały.
Siedzi teraz przy biurku i trzyma w ręku jej zdjęcie. Oprawione w drewnianą ramkę jej zdjęcie, na którym jest uśmiechnięta. Zrobił je jeszcze wtedy, kiedy udawała jego narzeczoną, dokładnie na ognisku.
Nagle ktoś puka do drzwi. Verdas odstawia ramkę ze zdjęciem na miejsce. Poprawia włosy i rozsiada w krześle.
- Proszę. - Mówi.
Drzwi się uchylają i do środka wchodzi około 40 letni mężczyzna. Verdas na jego widok od razu wstaje i podchodzi do niego. Ściskają sobie dłonie, a następnie siadają na krzesłach.
- I co, dowiedziałeś się czegoś? - Pyta się go Leon.
- Tak. Wiem, że jest bardzo zdziwiona tymi pieniędzmi i wiem to, że chciała by się dowiedzieć kto to jest. - Odpowiada mu brunet.
- Pamiętaj Daniel, że musisz się wszystkiego dowiedzieć, co możesz, rozumiesz?!
- Spokojnie, jestem detektywem, więc nie musisz mi mówić co należy do mojego zadania. Sam mi określiłeś to wszystko na początku. - Przypomina mu.
- Masz rację, wybacz. - Przez chwilę panuje między nimi cisza.
- Dowiedziałem się, że chce rozpocząć nowe życie gdzieś daleko stąd.
- Co?! Gdzie?!
- Jeszcze nie wiem, ale to chyba dlatego wtedy chyba tak bardzo krzyczała, że potrzebuje pieniędzy. - Verdas przez chwilę siedzi cicho. Zastanawia się nad tym, co powiedział mu właśnie detektyw.
- Masz rację. - Mówi i bierze jej zdjęcie do ręki. Dotyka jej pięknej uśmiechniętej twarzy. - Daniel, dowiesz się gdzie ona leci i kiedy? - Brunet kiwa twierdząco głową.
- Bez problemu. - Dodaje i wychodzi.

Trzy dni później Castillo jest już spakowana. Kupiła sobie mieszkanie w Rzymie. Ma nadzieję, że ta jej przeprowadzka pozwoli jej na rozpoczęcie nowego, lepszego życia.
- Będzie mi was brakować. - Mówi przez łzy szatynka podczas żegnania się ze swoimi bliskimi. - Obiecuję, że szybko znajdę tam pracę. Przylecicie tam i zaczniemy nowe, normalne życie, dobrze? - Pyta się ich. Oboje przytakują głową.
- Trzymaj się córeczko. - Mówi jej tata. Szatynka przytakuje głową.
- Jak coś uda mi się zdobyć, dam wam znać. A teraz muszę już iść, za niedługo mam lot. - Całuje ich w policzki, a następnie bierze swoje obie walizki i wychodzi z domu. Wsiada do taksówki, która podjechała jakąś minutę temu.
- Na lotnisko poproszę, jak najszybciej. - Mówi do mężczyzny, który kiwa głową. Kiedy samochód zaczyna jechać, macha ręką do swoich bliskich stojących u progu domu.
W dość krótkim czasie, udaje jej się znaleźć normalną pracę w bardzo słynnej firmie. Szefowa przyjęła ją z otwartymi rękoma i od razu przydzieliła jej gabinet. Pracowała mniej, a zarabiała więcej i to jej się podobało. Poznała nowych, wspaniałych ludzi, którzy odmienili jej świat o 180 stopni.
Siedząca przy biurku Castillo właśnie uzupełnia dokumenty na komputerze. Nagle jej pracę przerywa szefowa, która wchodzi do gabinetu. Violetta od razu na jej widok wstaje z krzesła.
- Violu, nie musisz się tak zachowywać, nie jesteśmy w jakimś wojsku. - Mówi włoszka z uśmiechem.
- Przepraszam. - Odpowiada zawstydzona Castillo.
- Nic się nie stało. Zrób sobie przerwę. Prawie cały czas pracujesz, odpocznij troszkę. - Zachęca ją do tego.
- Ale ja.. - Zaczyna coś mówić, ale przerywa jej szefowa.
- Nie chcę słyszeć ale. Proszę, zrób to dla mnie i dla siebie. Odpocznij. - Radzi jej.
Szatynka chyba po raz pierwszy w życiu słyszy jak ktoś mówi jej, żeby odpoczęła. Zawsze starała się harować jak najbardziej mogła, co potem przekładało się na jej zmęczenie.
- No dobrze, dziękuję. - Mówi po chwili.
- No to się bardzo cieszę. Trzy dni wolnego masz jakoś porządnie spędzić. - Mówi z uśmiechem. - A właśnie, Twoja zapłata została przelana na konto.
- Dziękuję.
- Ależ proszę. Baw się dobrze. - Dodaje i wychodzi.
Trzy dni wolnego. Dla niej jest to wieczność tyle bez pracy. Co ona zrobi za ten cały czas? Jak ona poradzi sobie aż trzy dni bez pracy.
- Trzy dni. - Mówi sama do siebie i się uśmiecha. Zabiera swoją torebkę i wychodzi z biura.
Postanawia się wybrać na zakupy. Jej konto mimo aż 3 tygodni pracowania w nowym miejscu, już jest całe zapełnione kwotą. Żeby taką uzyskać u Verdasa musiała by pracować bez przerwy z 3 lata, a tu wystarczą tylko 3 tygodnie.
Kupuje sobie ubrania, Suzanne oraz jej tacie. Ma nadzieję, że uda jej się zapisać swojego tatę na jakieś leczenie, które pomoże mu znowu stanąć na nogi. Kiedy pracowała jeszcze w poprzednim miejscu, wiele razy słyszała o tym, że w Rzymie są jacyś niesamowici lekarze, którzy potrafią zdziałać cuda w takich przypadkach jak ten.
Cała obładowana siatkami, wraca do domu. Zakupy kładzie na podłodze i idzie się przebrać. Zakłada błękitny top, do tego żółtą asymetryczną spódnicę, a na nogi beżowe koturny. Bierze do ręki torebkę i wychodzi na spacer.
Podczas niego myśli ogólnie o tym jej lepszym życiu, jakie ma teraz. Warto było zaryzykować, warto było się przeprowadzić. Nowe życie jest o wiele lepsze od tamtego. Teraz tylko będzie musiała poczekać na przylot jej taty oraz Suzanne już za 5 dni. Szatynka bardzo się z tego powodu cieszy. Nic jeszcze nie powiedziała swojemu ojcu, że będzie miał tutaj leczenie, ale jest tego pewna, że będzie on zachwycony.
Dochodzi do Fontanny di Trevi. Podziwia z zapartym tchem tą wspaniała architekturę i wykonanie. Mimo tego, że mieszka już w Rzymie aż 3 tygodnie, nie miała jeszcze okazji na to, by zwiedzić to piękne miasto.
Po dłuższych oględzinach, siada na marmurowej ławce i podziwia jak woda spływa. Coś nagle nakazuje jej do tego, by otworzyła jej torebkę i tak też robi. Wyjmuje z niej zdjęcie, na którym siedzi uśmiechnięta przytulona do Leona. To było jeszcze wtedy podczas ogniska, kiedy oboje udawali, że coś do siebie czują, jednak ona tego nie robiła. Młody Verdas, a raczej ten dobry, ten lepszy naprawdę skradł jej serce.
Wyciąga palce i gładzi go po twarzy. Uśmiecha się na widok jego radosnej twarzy.
- Szkoda, że taki nie jesteś na prawdę. - Szepcze do siebie. Przez chwilę jeszcze ogląda zdjęcie, a następnie chowa je do torebki. Wyjmuje za to z niej kilka monet. Ustawia się tyłem do fontanny i przez lewe ramie rzuca pieniądze. Po chwili słyszy tylko plusk. Odwraca się z lekkim uśmiechem i stoi w tej pozycji przez dłuższy czas.
- Ponoć wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. - Słyszy za sobą czyjś znajomy głos. Odwraca się w stronę z której pochodzi i widzi jego. Ubrany w jeansową koszulę w kratę, do tego beżowe spodnie, a na nogach trampki. Włosy jak zwykle postawione na żelu do góry. Szatynka staje jak słup. Verdas uśmiecha się do niej i podchodzi. Staje przed nią na tyle blisko, że słyszy jej dość szybkie bicie serca.
- Llleon, co ty tu robisz? - Pyta się go po chwili Castillo. W środku cieszy się jak jakieś małe dziecko, które dostało lizaka, ale nie chce tego po sobie dać znać.
- Zmieniłem się, a raczej ty mnie zmieniłaś. Nie jestem już tamtym Leonem, którym byłem. Co ja tutaj robię? Przyleciałem za swoją miłością życia, która się tutaj przeprowadziła. Stoi teraz właśnie przede mną. Ubrana w błękitny top, żółtą asymetryczną spódnicę, beżowe buty na koturnie oraz ma białą torebkę w ręce. - Szatynka uświadamia sobie, że on właśnie mówi o niej. Verdas wyciąga rękę w jej stronę. Kładzie ją na jej policzku. Oboje spoglądają sobie w oczy przez dłuższy czas bez słowa. - Proszę Cię, wybacz mi. Daj mi szansę, ja tak cierpieć bez Ciebie nie mogę. - Szepcze.
- Bacio! * - Krzyczy jakiś mężczyzna z boku. Dopiero teraz Castillo dostrzega wielki tłum turystów.
- Bacio! - Krzyczy ktoś inny.
- Bacio! - Zaczynają krzyczeć wszyscy zebrani dookoła ich. Każda osoba, nawet kelner, czy kelnerka w pobliskiej restauracji, podbiegają do Fontanny di Trevi i krzyczy ,,Bacio!''.
- Proszę Cię. - Szepcze Leon jeszcze raz.
Castillo po długiej chwili rozmyślania, która trwała cały czas trwała pod krzykami publiczności oraz głębokim patrzeniem Leona w jej oczy, postanawia zaryzykować. Wspina się na palce i całuje namiętnie Verdasa. On bez chwili zastanowienia się, oddaje jej pocałunek również namiętnie.
Wszyscy zebrani zaczynają wiwatować i cieszyć się. Niektórzy nawet płaczą ze wzruszenia. Na początku jedna osoba, a potem każdy dookoła wyciąga aparat i robi im zdjęcia. Oni się tym nie przejmują. Oboje nawet nie zwracają na to uwagę, tylko się całują.
Kiedy odrywają się od siebie, stykają się czołami i uśmiechają do siebie.
- Dziękuję, że mi zaufałaś. - Szepcze Leon.
- Ja dziękuję za to, że jesteś. - Odpowiada Violetta.
- Congratulazioni! ** - Krzyczy jakiś mężczyzna.
- Congratulazioni! - Dołącza się do niego jakaś kobieta.
- Congratulazioni! - Zaczynają wszyscy pozostali krzyczeć. I ponownie wielki hałas panuje dokokoła Fontanny di Trevi.
- Grazie mille! *** - Krzyczy do tłumu szatyn.
Stoją jeszcze przez chwile i robią im zdjęcia, a następnie zaczynają odchodzić. Zakochani ponownie uśmiechają się do siebie.
- Chodź, może coś zjesz? Zapewne jesteś głodny. - Proponuje mi szatynka.
- W sumie, to zjadłbym coś, ale mam propozycję. Chodźmy do restauracji. - Mówi do niej.
- No dobrze. - Zgadza się szatynka. Splatają ich palce razem ze sobą, a następnie idą w kierunku luksusowej restauracji.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni wiele się zmieniło. German pojechał ja leczenie, które ma mu pomóc ponownie stanąć na nogi, Suzanne wróciła do Buenos Aires i przez ten czas zatrzymała się u swojej koleżanki. Nasi zakochani jadą właśnie samochodem z lotniska do rodziców szatyna. Oboje chcą się podzielić wspaniałą wiadomością, że są ze sobą razem, ale teraz już naprawdę.
Podjeżdżają pod dobrze już znany dom Violettcie. Leon wychodzi jako pierwszy z samochodu i obchodzi go, a następnie otwiera drzwi pięknej szatynce. Ta z uśmiechem wysiada z samochodu. Wyjmują swoje walizki z bagażnika, a następnie kierują się do drzwi, które otwiera im mama szatyna.
- Leon, jeżeli znowu chcesz mnie okłamać, to nie wchodź najlepiej tutaj. - Grozi mu palcem Elizabeth.
- Nie mamo, spokojnie. - Uspokaja ją Leon.
- Straciłeś taką cudowną kobiete, którą była Violetta. - Zaczyna rozpaczać.
- Może i straciłem, ale odzyskałem. - Mówi tajemniczo. Daje znak głową, żeby ukazała się jej matce, tak też i robi.
- O mój Boże, Violetta! - Mówi podekscytowana Elizabeth i ją przytula. - Jezus powiedz mi, że to wszystko prawda! Powiedz, że Leon mnie nie okłamuje. - Szatynka uśmiecha się szeroko i łapie swojego chłopaka za rękę.
- To wszystko prawda. - Mówi. Elizabeth od razu rzuca się na nich i ich mocno obejmuje.
- William! - Woła swojego męża. Ten po chwili zjawia się tuż obok swojej małżonki.
- Leon, zawiodłeś mnie! - Zaczyna od razu chłodnym tonem.
- William, ale ty zobacz. - Mówi Elizabeth i otwiera szerzej drzwi. Mężczyzna dostrzega Violettę. Od razu uśmiecha się promiennie.
- Alleluja! Boże Violetta, powiedz, że to wszystko prawda! - Mówi i mocno ją ściska. Szatynka uśmiecha się promiennie i przytakuje głową.
- Idźcie się ogarnąć, a my zaraz podamy kolację na stół. - Leon przepuszcza w drzwiach Violettę, która zmierza do pokoju, a sam bierze obie walizki. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Podbiega do niego William.
- To prawda? To wszystko teraz prawda? - Pyta się go. Szatyn kiwa twierdząco głową.
- Mam zamiar dzisiaj przy kolacji poprosić ją o rękę, więc ubierzcie się jakoś ładniej. - Dodaje i idzie na górę z walizkami.
Wchodzi do pokoju gościnnego, a tam zauważa stojącą i podziwiającą widok za oknem Violettę. Stawia cichutko walizki na podłodze, a następnie podchodzi do niej i obejmuje ją w talii. Szatynka uśmiecha się do siebie pod nosem. Po chwili odwraca się w stronę swojego chłopaka. Zarzuca mi ręce za szyję.
- Ubierz się dzisiaj ładnie na kolację. - Mówi do niej Leon. Szatynka podnosi pytająco brew do góry.
- Po co? - Pyta się zaciekawiona.
- Niespodzianka. - Dodaje szatyn. Całuje ją delikatnie w usta.
- No dobrze, w takim razie może znajdę coś odpowiedniego. - Oddaje mu pocałunek.
- No to ja dam Tobie spokój, żebyś mogła się wyszykować. - Całuje ją w policzek i bierze swoją walizkę. Wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Kiedy jedzenie jest już na stole, wszyscy czekają na Violettę. Po chwili słychać dźwięk szpilek obijających się o schody. Wszyscy od razu przenoszą swój wzrok na to miejsce. Po chwili ich oczom ukazuje się Violetta ubrana w przepiękną sukienkę koloru kremowego.
- Wow. - Komentuje to nawet William. Od początku Castilllo mu się podobała i widział ją jako idealną małżonkę dla jego syna.
Wniebowzięty Leon, chwyta swoją dziewczynę za rękę i prowadzi do przepięknie nakrytego stołu. Zajmuje miejsce obok niej, a na przeciwko ich William oraz Elizabeth. Wszyscy oprócz Violetty wiedzą co ma się wydarzyć po zjedzeniu posiłku. Są bardzo podekscytowani tym.
- Jeszcze Ci tego nie mówiłem, ale cudownie wyglądasz. - Szepcze jej na ucho szatyn. Violetta od razu się rumieni i uśmiecha się.
Jedzą kolację w wyśmienitym nastroju. Jedzenie przepyszne przygotowane przez Elizabeth znika w ciągu 10 minut. Kiedy jest już po, Leon przerywa szampański nastrój.
- Mamo, tato, Violetto. - Mówi i wstaje z krzesła. Elizabeth i William starają się grać jak najbardziej przekonująco, tak aby wyglądało, że nic nie widzą o tym co ma się zaraz wydarzyć. - Skarbie, wstaniesz na chwilkę? - Szatynka wstaje bez chwili zastanawiania się. Leon spogląda jej prosto w oczy i kątem oka obserwuje swoich rodziców, którzy dodają mu odwagi.
- Leon, co jest? - Pyta się zaniepokojona Violetta.
- Kochanie, chcę Ci powiedzieć jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Chcę, żebyś to wszystko wiedziała, że kocham Cię z całego serca. Chcę Ci podziękować za to, że odmieniłaś mój świat. Sprawiłaś, że stałem się o wiele lepszym człowiekiem. Ukazałaś mi co to tak naprawdę znaczy miłość i co to tak naprawdę znaczy kochać drugą osobę. Wiem, że popełniłem wiele błędów. Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się tak jak powinna i tego teraz żałuję. Gdybym mógł cofnąć czas, to zapewne bym to uczynił, ale niestety nie mogę. Dlatego teraz w tym momencie, który jest dla mnie niezwykle ważny, mam do Ciebie pytanie. - Przez chwilę milczy. Szatynka zaczyna coś podejrzewać. Leon sięga ręką po bordowe pudełko znajdujące się w kieszeni spodni. Wyciąga je i klęka na jedno kolano. - Violetto skarbie, uczynisz mi ten zaszczyt i przyjemność i wyjdziesz za mnie? - Szatynka przez chwilę milczy. Elizabeth i William mocno się chwycili za ręce. Mają nadzieję, że Violetta zgodzi się być narzeczoną ich syna.
- Leon, ja... - Mówi po chwili. Spogląda prosto w jego zielone oczy, które czekają na jej decyzję. - Zgadzam się.
Szczęśliwy Verdas wstaje z kolana i zakłada na palec przepiękny pierścionek zaręczynowy. Szatynka spogląda na niego i rzuca się swojemu już teraz narzeczonemu. Całuje go namiętnie.
- Brawo! - Cieszą się również rodzice Verdasa.
Świeżo po ślubie państwo Verdas postanowili zamieszkać w Los Angeles. Violetta wróciła do pracy w firmie jej męża, którą razem rządzą. German wyzdrowiał, dzięki wspaniałym lekarzom, którzy postawili go na nogi. Już nie musi jeździć na wózku inwalidzkim, tylko chodzi na własnych nogach. Co do Suzanne, to bardzo się ucieszyła tak samo jak jej tata na wieść, że Leon oświadczył się jej starszej siostrze. Codziennie odliczała nerwowo dni do ich ślubu. Teraz Suzanne oraz Germanie wiedzie się znacznie lepiej. Zamieszkali w nowym, lepszym miejscu oraz mają dużo pieniędzy.
Pogoda dzisiaj przepiękna. Leon i Violetta nie mogli sobie odpuścić spaceru dzisiaj. Wybrali się na plażę, a dokładniej do tego samego miejsca, w którym rodzice Castillo się poznali. Siadają na piasku i podziwiają piękny krajobraz malujący się dookoła nich.
- Skarbie, muszę Ci coś powiedzieć. - Przerywa po chwili ciszę szatynka. Leon spogląda na nią zaniepokojony.
- Coś się stało? - Pyta się troskliwym głosem.
- Nie, to znaczy tak... - Zaczyna się jąkać i coraz bardziej denerwować.
- Kochanie, co się stało?
- Leon, bo ja... Jestem w ciąży. - Mówi po chwili. Verdas otwiera swoje oczy. Nie może w to uwierzyć, że jego żona jest w ciąży i za 9 miesięcy na świat przyjdzie owoc ich miłość. - Cieszysz się? - Pyta się go Violetta widząc jego minę. Szatyn nic nie odpowiada, tylko całuje ją namiętnie w usta.
- Ciesze się najbardziej na świecie. - Mówi po ich oderwaniu się od siebie. Wstaje i strzepuje z siebie piasek. - BĘDĘ OJCEM! BĘDĘ OJCEM! ZOSTANĘ OJCEM! - Krzyczy na cały swój głos. Violetta od razu podnosi się i podchodzi do niego.
- Przestań się wydzierać. - Uspokaja go szatynka.
- Cieszę się jak wariat z tego, rozumiesz?! - Bierze ją na ręce i wiruje z nią w kółko. Po chwili stawia ją na ziemi. Szatyn bez chwili czekania wpija się w jej usta. - Kocham Cię jak wariat, rozumiesz? - Kiwa twierdząco głową.
- Ja Ciebie też. - Odpowiada z szerokim uśmiechem.


* Pocałujcie się!
* Gratulacje!
* Dziękujemy bardzo! 

Dziękuję za udział w konkursie. Nagrody postaram się dać w weekend. Jeszcze raz powtarzam, że OS były piękne i jeśli Ola lub Dominka, ma bloga to niech napiszę mi w komentarzu, bo nie mogłam znaleźć xD 
 

1.18.2014

Rozdział 52: Sen...

*Tomas*
          Od 2 godzin, Ludmiła i ciotka Adelina się kłócą i wzywają. Nie wiedziałem, że one znają takie wulgaryzmy.
- Jesteś grubsza niż hipopotam! - powiedziała moja ciotka.
- Bo jestem w ciąży, cioto! - odszczekała Ludmiła.
- Nie mogę być ciotą, bo jestem kobietą!
- Nie widać!
- Ty, mała lafiryndo!
- Dość! - przerwałem im. Już dłużej nie wytrzymam. Może wyjadę... Nie! Jeszcze się nawzajem pozabijają.  Przynajmniej miałbym spokój... "Tomas, dość! Kochasz Ludmiłę i nie zostawiłbyś ją  z tym potworem. - Obie jesteście chore na głowę - powiedziałem, a one po chwili ciszy, znów zaczęły się kłócić.
         Kiedy już je uspokoiłem, Ludmiłę zamknąłem w sypialni, a ciotkę w pokoju gościnnym. Obie teraz walą w drzwi i krzyczą, że chcą wyjść.
          Postanowiłem je olać i pójść obejrzeć "Zmierzch". Oglądnę sobie, po raz 27, pierwszą część. Najbardziej lubię fragment, gdy grają w koszykówkę. A może to był baseball... To jedno, i to samo!
           Po 10 minutach, usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem z kanapy i poszedłem otworzyć nieproszonemu gościowi. Ujrzałem Maxi'ego.Trzymał w ręku jakieś pudełko z filmem.
- Co tu robisz? - spytałem znudzony.
- Pacz co mam! - powiedział podekscytowany. Spojrzałem na pudełko, które trzyma. Nic niezwykłego,pomyślałem. Zwykłe opakowanie z filmem.
- Wampiry i świry - przeczytałem na głos. - No i co?
- To parodia "Zmierzchu" - uświadomił mi.
          Od razu do niego podszedłem i wyrwałem opakowanie. Faktycznie pisze, że to parodia "Zmierzchu".
          Zamknąłem Maxi'emu drzwi przed nosem, po czym wszedłem do salonu i włożyłem płytę do odtwarzacza.
         Gdy miałem usiąść na kanapie , dzwonek do drzwi znów zadzwonił. Poszedłem otworzyć drzwi, za którymi stał Maxi.
- A ja? - zapytał.
- Co, Ty? - Nic nie odpowiedział tylko wszedł do mojego domu, po czym usiadł na  kanapie i oglądał początek filmu. Postanowiłem się do niego dosiąść.

*Violetta*
          Jestem w jakimś parku. Park, dobrze znany mi z dzieciństwa. Myślę, że każdy miał miejsce, do którego chętnie przychodził z mamą lub tatą. Ja także.
          Piękny, zielony park. Kwieciste alejki, szczęśliwi przechodnie, biała fontanna na środku... To miejsce jest jednym z moich najpiękniejszych wspomnień. Wspomnień z czasu, gdy budziłam się, a moim największym problemem było to, że mama nie chce mi kupić jakiejś lalki.
          Kiedyś przychodziłam tu prawie codziennie. Tata i mama siadali na ławce, a ja biegłam bawić się na placu zabaw. Gdy chciało mi się pić, wracałam do rodziców, a mama dawała mi pomarańczowy sok w kartoniku.
          Dalej biegłam się bawić, zostawiających za sobą rodziców. Po jakiejś 1 godzinie wracałam i karmiłam z nimi gołębie. Następnie szliśmy na mostek i patrzeliśmy na rzeczkę. To były piękne czasy.
          Z dala zobaczyłam mamę.
- Mamo! Mamo! - krzyczałam, ale ona mnie nie słyszała.
          Po chwili ujrzałam także tatę z małą dziewczynką na rękach. Mama i dziewczynka płakały. Tata miał w oczach smutek.
         Kobieta przytuliła ich, po czym włożyła walizki do bagażnika w samochodzie. Pokiwała i pojazd odjechał wraz z nią.
         Nagle mnie olśniło. Przecież ta mała, smutna dziewczynka w różowej sukience to ja! To ten dzień! Dzień, w którym cząstka mnie znikła. Wypadek, który zmienił moje życie o 360 stopni. Kiedyś miałam dwie osoby, które kochałam nad życie od tego dnia miałam ją już tylko jedną. Przez ten cholerny wypadek zawalił mi się świat. 
          Biegłam za samochodem. Ku mojemu zdziwieniu wcale się przy tym nie męczyłam. Dorównywałam pojazdowi w prędkości. Widziałam jak zderza się z czerwoną ciężarówką. 
          Obudziłam się cała spocona, ale nie krzyczałam. Spojrzałam na Leona - śpi. Na zegarku widnieje godzina 6.00.
          Postanowiłam już wstać, więc cicho wyszłam spod ciepłej kołdry. Weszłam do łazienki i opłukałam twarz zimną wodą. Następnie zeszłam na dół by napić się wody. Ubrałam się w krótkie dżinsowe spodenki i granatową bluzę z kapturem. Na nogi włożyłam białe trampki do kostek i wyszłam.
          Chodziłam po brzegu plaży i obserwowałam jak fale uderzają o skały, które widziałam z daleka. Myślałam o tym śnie... To był straszny widok... Śniła mi się śmierć własnej matki. Na samą myśl o tym zdarzeniu po moich policzkach spływały łzy, a teraz to widziałam. Czuję się strasznie.
          Zaczęłam biec bez celu. Nagle na kogoś wpadłam. Podniosłam swój wzrok i ujrzałam Brada. Był ubrany w strój sportowy.
- Coś się stało? Czemu płaczesz? - pytał. Nie sądzę by był do tego odpowiednią osobą, ale musiałam się komuś zwierzyć. - Pokłóciłaś się ze swoim mężem?
- Nie. Po prostu śnił mi się koszmar - powiedziałam. On nic nie mówiąc przytulił mnie. Nie powinnam pozwalać mu na to, ale potrzebowałam właśnie tego.

*Leon*
          Obudziłem się i leniwie przetarłem swoje oczy. Obróciłem się, żeby spojrzeć na Violettę, ale jej nie było.
           Wstałem i spojrzałem na zegarek - 6.30. Gdzie ona może być o tej porze, pytałem siebie w myślach. Umyłem się i ubrałem w jakiś dres, a następnie wyszedłem na plażę w celu poszukania mojej żony. Ujrzałem ją, przytulającą się z tym całym Bradem. Gotowało się we mnie od środka. Od razu podbiegłem do nich.
- Co tu się dzieję? - zapytałem.

***
Oto 52 rozdział.
Mam nadzieję, że się wam podoba i jeszcze raz przepraszam za opóźnienia.
Jak widzicie Leon robi się bardzo zazdrosny, ale spokojnie nie pokłócą się (jeszcze)
Tak, wtajemniczeni wiedzą o co chodzi.
Możemy kończyć już to opowiadanie, bo mam pomysł na kolejne xD
Nie, spokojnie. Na tą historię też mam jeszcze wenę, ale mam także pomysł na inną historię.
Czekam na wasze opinie :*

Całuję :*
Nicol :3

1.11.2014

Konkurs

Hejka!
Piszę ten post, bo jak na razie dostałam 2 parce na konkurs.
Na prośbę Oli, przedłużam termin do 18.01, do godziny 17.00, a wyniki ogłoszę  19.01.
Jeśli bierzecie udział to napiszcie komentarz pod tym postem.

1.10.2014

Rozdział 51: Rodzę!

*Tomas*
          O nie! Tylko nie ciocia Adelina! Co ona w ogóle tu robi? To moja najgorsza ciotka! Nikt z rodziny jej nie lubi. Wtrąca się w życie wszystkich wokół. Dlatego nie zaprosiłem ją na mój ślub...
          Kiedyś przyszła do nas w środku nocy, bo bawiła się w bandytę. Weszła przez okno i obudziła pierw mnie, a potem mamę i resztę rodziny. Miała kominiarkę, więc wszyscy myśleli, że to jakiś złodziej. Dopiero jak zadzwoniliśmy po policje, ujawniła swoją tożsamość.
          Teraz ma 69 lat i wciąż opowiada, o tym jak to była mała i grała w klasy. Kiedyś opowiadała mi przez 2 godziny, że wygrała w tą głupią grę. Mój syn w życiu w to nie zagra. Po moim trupie!
- O Tomas! To Twój nowy kolega? Nie jest trochę za stary? - pytała Ludmiła, która przed chwilą pokazała się koło mnie. Teraz to na pewno nie będzie miło.
- Lu... To moja ciocia - poinformowałem moją żonę.
- A ta młoda dama to kto? - wtrąciła się ciotka. - Czyżby jakaś Twoja głupiutka koleżanka?
- Już ja Ci dam głupiutką! - krzyknęła Ludmiła i już miała się rzucić z pięściami, ale ją zatrzymałem w pasie. - Aaa! Rodzę!
          Natychmiast ją puściłem, a ona wskoczyła na ciocię, tak, że ją przewróciła i zaczęły się szarpać. Biły się, a ja próbowałem je uspokoić. Udało mi się to zrobić dopiero po jakiś 15 minutach.
          Usiedliśmy na kanapach. Oczywiście ja pomiędzy nimi. Patrzyły się na siebie, jakby chciały się nawzajem zabić.
- Tooo... Co Cię do nas sprowadza, ciociu? - zacząłem niepewnie.
- Kim jest ta... córka szatana? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- A kim jest ta stara pudernica?! - wtrąciła się Ludmiła.
- Lu, poznaj moją ciocię, Adelinę. Ciociu, poznaj moją żonę, Ludmiłę - przedstawiłem je sobie.
- Że niby Ty, taki kochany, mądry i troskliwy chłopiec, ożeniłeś się z kobietą, która jest chora na ADHD?
- A że niby Ty, mój kochany mężuś, który kocha mnie bardziej niż osoby z imieniem zaczynającym się na "A", jesteś spokrewniony z kobietą, która jest gruba jak osoba, ważąca 100 kilo, w 9 miesiącu ciąży, i z twarzą jak Gollum? - wykłócały się. Nie no! Ja z nimi nie wytrzymam.
- A więc, miałam u Was zamieszkać przez jakiś czas, ale chyba jednak się rozmyślę - stwierdziła ciotka Adelina. Bardzo chciałem powiedzieć, że lepiej, żeby tu nie mieszkała, ale wiem, że mama by mnie za to zabiła.
- Ciociu... - zacząłem niepewnie. - Możesz z nami zamieszkać.

*Violetta*
          Siedzę właśnie na leżaku, nad basenem przed naszym kurortem, i się opalam. Mój mąż poszedł, gdzieś i nie chciał powiedzieć, gdzie. Pewnie szykuje jakąś niespodziankę...
          Nagle ktoś zasłonił mi słońce. Otworzyłam prawe oko i zobaczyłam tego całego Brada. "No, świetnie" - pomyślałam ironicznie.
          Próbowałam nie zwracać na niego uwagi i wróciłam do poprzedniej czynności. Niestety chłopak jak stał, tak stał.
- Czy może się pan trochę odsunąć? - zapytałam, po chwili, w miarę grzecznie. Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko usiadł na leżaku obok. Trochę mnie to zdenerwowało, ale nie chciałam nic mówić. W końcu może siadać gdzie chce.
- Ładna dzisiaj pogoda - stwierdził. "Jednak będę musiała się do niego odezwać" - uznałam w myślach.
           Kiedyś już spotkałam kilku takich gości. Nie da się ich zignorować, ponieważ będą jeszcze bardziej natrętni. Postanowiłam wybrać inną taktykę - krótkie odpowiedzi typu: "tak", "nie" lub "nie wiem". To zazwyczaj działa.
- Tak - odpowiedziałam krótko.
- Gdzie twój chłopak? - zadał kolejne pytanie. Znowu mówi do mnie "na ty".
- Mąż - poprawiłam go. - Nie wiem, a co cię to obchodzi? - spytałam. Pozwoliłam sobie, także mówić do niego po imieniu.
- Tak pytam - oznajmił. - Ja bym nie zostawiał tak pięknej kobiety. Zapewne zaraz pojawi się gromadka adoratorów.
- Nie pytam cię jak byś postąpił, a ja umiem sobie sama poradzić i nie potrzebuję niańki - powiedziałam, już zdenerwowana jego natrętnością.
- Ej, czemu ty jesteś taka niemiła? Chcę się tylko zaprzyjaźnić. Może zaczniemy od nowa? - zapytał i wyciągnął rękę.
          Spojrzałam pierw na rękę potem na niego. W sumie... Czemu nie moglibyśmy spróbować się zaprzyjaźnić? Myślę, że od tego nie zginę, a jeśli się nie zgodzę będzie mi zawracał głowę jeszcze przez cały miesiąc... Postanowiłam spróbować.
          Uścisnęłam niepewnie jego rękę.
          Rozmawialiśmy chwilę. Na początku, z niewiadomych powodów, trochę się przy nim krępowałam, ale później się rozluźniłam, i naprawdę fajnie mi się z nim gadało. Mówił mi, że przyjechał tu na wakacje, a ja opowiedziałam mu historię z naszą "bezludną" wyspą.
          Po 30 minutach przyszedł Leon.
- Violu... - zaczął, ale gdy zobaczył Brada, przerwał. - Znowu cię zaczepia? - zapytał zdenerwowany.
- Nie. My... tylko rozmawiamy - wytłumaczyłam mu krótko. - Muszę już iść. Fajnie się gadało - skierowałam się do Brada.
          Wstałam z leżaka, po czym podeszłam do Leon i pocałowałam go w policzek. Odeszliśmy na plaże.
- Od kiedy jesteście takimi przyjaciółmi? - spytał podejrzliwie mój mąż. Wiedziałam, że nie zostawi tego tematu. Za dobrze go znam.
- Od... 30 minut - odpowiedziałam, sprawdzając zegarek. - A co? Jesteś zazdrosny?
- Ja? Zazdrosny? Pff, wydaje ci się.
- Leon, znam cię - powiedziałam, zatrzymując się i stając na przeciwko jego. On nic nie odpowiedział, tylko zbliżył się i namiętnie mnie pocałował. Po chwili się oderwałam. - Unikasz tematu - stwierdziłam.
- Niczego nie unikam, po prostu lubię cię całować - zaprzeczył.
- W takim razie, czemu przeszkadza ci to, że rozmawiam z Bradem?
- Nie przeszkadza.
- Nie, w ogóle - powiedziałam ironicznie.
- Po prostu dziwi mnie to, że wczoraj jeszcze cię podrywał, a dzisiaj nagle chce się z tobą przyjaźnić - oznajmił, po czym znowu mnie pocałował. Oddałam pocałunek i tym razem się nie oderwałam. Leon wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni...

***
Hmm, jakby tu zacząć? Przepraszam?
Za to, że w tygodniu nie było rozdziału podziękujcie mojemu głupiemu bratu.
Taka nudna historyjka, której nie musicie czytać:
 W poniedziałek, o 3 w nocy, jak mój brat (Kuba) spał, poszłam do jego pokoju, krzyknęłam mu do ucha "Demon!", a ona zawołał mamę i dostałam karę -,-

Koniec historyjki.

Taki tam tytuł, żeby "zrobić was w konia"
Haha Vivien, czekam na twój kom, w którym napiszesz, że jestem zua.
Rozdział średniawy, ale chyba nie najgorszy, c'nie?
Dedykuję go wiki2000, bo podsunęła mi pomysł z początkiem rozdziału.
Jutro też postaram się napisać, więc do zobaczenia.

Całuję :**
Nicol :3

1.06.2014

Rozdział 50: Nowy adorator

*Violetta*
          Leon wskazał ręką na jakiś kurort. Nie wierzę! Więc jednak nie jesteśmy na bezludnej wyspie!
- Leon, co to jest?
- Na 100% to nie wiem, ale wydaję mi się, że nasz kurort - odpowiedział, przyglądając się budynkowi.
          Szybko pociągnęłam Leona za rękę i poszliśmy w stronę kurortu. Jeśli to tutaj Leon chciał spędzić naszą podróż poślubną, to się postarał. Przed budynkiem był wielki basen, barek i pełno ludzi. Weszliśmy do recepcji. Leon podszedł do recepcjonistki i rozmawiał z nią. Ja natomiast przyglądałam się widokowi, przez okno. Niedaleko zauważyłam plażę.
          Nagle koło mnie ktoś się zjawił. Z początku myślałam, że to Leon, ale gdy się odwróciłam ujrzałam młodego, opalonego mężczyznę.
- Co taka ślicznotka robi tu sama? - zapytał. Ślicznotka? Już ja mu dam ślicznotkę.
- Nie jestem sama - odpowiedziałam, po czym wróciłam do poprzedniej czynności - oglądania widoków za oknem.
- Tak, a z kim? - Boże! Jaki ten facet jest wścibski! Leon, wracaj tu, bo zaraz się zdenerwuję!
- To chyba nie pana interes - powiedziałam oschle, nie odrywając wzroku od okna.
- Ej, może tak trochę milej? Co ja Ci takiego zrobiłem?
- Po pierwsze, nie pamiętam od kiedy jestem z panem "na Ty". Po drugie bezczelnie mnie pan podrywa.
- Kto Cię podrywa? - Koło mnie pojawił się Leon. - Czyżby ten pan? - spytał, pokazując na niego ruchem głowy.
- Jestem, Brad - przedstawił się, po czym wyciągnął rękę w stronę Leon. On tylko na nią spojrzał i odszedł, ciągnąc mnie za rękę.
- Co jest? - zapytałam.
- Witaj w naszym kurorcie.
- To tutaj mamy mieszkać?
- Tak, nie podoba Ci się? - zaniepokoił się.
- Leon... Tu jest pięknie - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję.
          Mój mąż opowiedział mi co się stało. Okazało się, że dopłynęliśmy na dobrą wyspę, ale złą stronę.Człowiek, sterujący naszym jachtem, dopłynął tu z naszymi bagażami. Kiedy okazało się, że nie byliśmy na pokładzie, zaczęli nas szukać, a bagaże zostały w recepcji.
          Leon odebrał nasze bagaże i razem teraz leżymy na łóżku, w naszym apartamencie. Mój mąż bawi się moimi włosami.
- Jakbyś wyszła za kogoś innego, to nie miałabyś takich przygód - zaśmiał się Leon.
- Tak, z pewnością. Takie przygody można mieć tylko z tobą.

*Natalia*
          Właśnie schodziłam po schodach do salonu. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, szczęśliwy Maxi podszedł do mnie i zaprowadził mnie na kanapę. Położył na stoliku poduszkę, a na niej moje nogi. Kazał mi się wygodnie rozsiąść i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił do pomieszczenia z kubkiem herbaty. "O co mu chodzi?" - pytałam się w myślach.
- Maxi, co zrobiłeś? - spytałam prosto z mostu.
- Ja? Nic. Po prostu myślę, że powinnaś na siebie uważać, i tyle - powiedział, po czym usiadł koło mnie i zaczął przyglądać się mojemu brzuchowi.
- Czemu się tak przyglądasz?
- Yyy... Tak, jakoś... - odpowiedział.
          Nie wiem, o co chodzi, ale z pewnością się dowiem...

*Tomas*
          Dzwonił do mnie Maxi i powiedział, że Naty jest w ciąży. Współczuję mu. Ja już za 3 miesiące będę miał święty spokój, a u niego dopiero zacznie się walka z hormonami.
          Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała się ciocia Adelina.

***
Oto rozdział 50.
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale byłam w kinie, a ten jest taki krótki, bo mama każe mi wyłączyć komputer.
Teraz zapewne rozdziały będą się pojawiać rzadziej, ale postaram się, wszystko nadrabiać w weekendy.
Nie rozpisuje się juz. Czekam na wasze opinie co do rozdziału

Buziaki :*
Nicol :3

1.04.2014

Rozdział 49: Komórka idioty

*Tomas*
     W nocy, kiedy Ludmiła mnie już do końca wkurzyła, poszedłem spać do garażu. Wziąłem koc, poduszkę i usadowiłem się na tylnych siedzeniach samochodu. Teraz przynajmniej wiem, że nasz samochód nie jest najlepszym miejsce do spania. Bolą mnie plecy! Następnym razem włamię się do domu Leona i Violi. Kiedy ostatnio ich podglądałem przez okno, to widziałem jak Leon chowa klucze do doniczki przed domem.
     Dosyć często zdarza mi się podpatrywać co robią. Na parterze mam idealny widok na ich salon, ponieważ maja duże okno, a na piętrze na ich sypialnię. Czasem widzę tam rzeczy, których raczej nie powinienem. Na przykład tydzień temu... Oni to szaleją... Już się nie mogę doczekać aż Ludmiłą urodzi. Też będziemy robić takie rzeczy... A ostatnio widziałem, jak byli u nich rodzice Leona. Ten jego ojciec wąchał sobie pachy jak nikt nie patrzył. Rozumiem, że to człowiek w średnim wieku, ale przecież od czegoś są dezodoranty. A może on używa, ale to mu nie pomaga...
     Podniosłem prawą rękę do góry i nadstawiłem się, żeby powąchać swoją pachę. Fuj! Boże, te dezodoranty, to naprawdę szmelc!
     W ich domu widziałem jeszcze wiele innych rzeczy, które muszę wykorzystać przeciwko nim.
     Poszedłem do salonu, a tam zastałem moją żonę, śpiącą na kanapie. Przykryłem ją kocem i poszedłem do kuchni, w celu zrobienia sobie jakiegoś śniadania. Wyjąłem a lodówki potrzebne produkty i zrobiłem sobie cukierki z colą, zamiast płatków, a na drugie danie kanapkę z musztardą, kurczakiem, śledziem i bitą śmietaną. Ludmiłą ciągle mi mówi, że śniadanie składa się z tylko jednego dania, ale ja wolę dwa, a czasem nawet trzy.
     Po zjedzeniu śniadania zobaczyłem, że Ludmiła się budzi. Usiadłem w fotelu, obok kanapy, na której spała i przyglądałem się jej.
- Naty? - zapytała, z zamkniętymi jeszcze oczami.
- Nie, Tomas - odpowiedziałem.
- Tomas! Co ty robisz w moim domu?! - Wstała i zaczęła krzyczeć.
- Yyy, mieszkam?
- A, no tak. Witaj, kochanie - powiedziała, po czym podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek. Zastawiam się tylko, czy u wszystkich kobiet w ciąży tak hormony wariują, czy tylko ja jestem takim "szczęściarzem".

*Maxi*
     Wstałem dzisiaj dużo szybciej niż Naty. Zszedłem na dół i zadzwoniłem do Edwarda.
- Halo?
- Cześć, Maxi. Stary, jak tam Twoja kobita? - zapytał.
- Musimy się teraz spotykać po kryjomu, bo przeszkadza jej nasza przyjaźń - powiedziałem mu.
- Jest zazdrosna, czy co?
- Nie, tylko ostatnio jakoś łatwo się denerwuje - wytłumaczyłem mu.
- To pewnie jest w ciąży - stwierdził.
- Co? Ona nie jest w ciąży - zaprzeczyłem.
- Człowieku, wiecznie się denerwuje. To hormony, zobaczysz. Muszę kończyć. Na razie, druhu - pożegnał się i odłożył słuchawkę.
     Naty jest w ciąży! Ale bomba!Tylko czemu mi nie powiedziała?! Może chciała mi zrobic niespodziankę? Nie popsuję tego. Będę udawać, że się nie domyślam.
     Postanowiłem zadzwonić do chłopaków i im o tym powiedzieć. Najpierw wybrałem numer do Tomasa, ale nie odbierał. Zadzwoniłem, więc do Leona. Pewnie jeszcze śpi, ale moje dziecko jest ważniejsze. Po 3 sygnałach odebrał.
- Halo? - Usłyszałem jego głos w słuchawce.
- Hej, stary. Co tam? - spytałem.
- A nic. Siedzimy sobie z Violką na bezludnej wyspie, bo wypadliśmy za burtę, a u Ciebie?
- Serio? Jesteś na bezludnej wyspie? Porób mi fotki - poprosiłem.
- Spoko.
- Leon, masz telefon?! - Usłyszałem Violettę.
- No, a co?
- Miałeś telefon i nie powiedziałeś?! Ty idioto! - nakrzyczała i mój kumpel się rozłączył.

*Violetta*
     Nie, no. Nie wierzę. Leon przez cały ten czas miał komórkę!
- Ta komórka Ci się nie przemoczyła?! - spytałam wściekła.
- Nie, jest wodoodporna - powiedział i się zaśmiał. Nie, no! Przysięgam, że zaraz zrobię mu krzywdę!
- To dzwoń po pomoc, idioto! - krzyknęłam, a on wykonał mój rozkaz.
- Halo, hej mamo... Nie, wszystko dobrze... Po co dzwonię? wiesz, razem z... - mówił, ale odsunął słuchawkę od ucha.
- Co jest? - zaniepokoiłam się.
- Rozładowała się - oznajmił obojętnie.
     Nic nie odpowiedziałam tylko zaczęłam iść szybkim krokiem przed siebie. Leon szedł za mną i pytał się, co robię, ale nic nie odpowiadałam, bo sama tego nie wiedziałam.
- Jesteśmy na bezludnej wyspie, a kiedy się okazuje, że masz komórkę, to ona się rozładowywuje! - krzyknęłam i szłam dalej.
     Razem z Leonem szliśmy w kierunku... No, właśnie. Czego? Szliśmy po prostu przed siebie.Nie odzywaliśmy się do siebie. Po 30 minutach drogi Leon mnie zatrzymał.
- Patrz! - krzyknął i pokazał w prawą stronę, ręką.

***
Hahaha, i znowu kończę e tym cudnym momencie xD
Coś mało Leonetty, ale w next, powinno ich być więcej
Jak myślicie Naty jest w ciąży, czy nie? xDDD
Nie martwcie się to nie koniec Edwarda :D
Rozdział dedykuję anonimowi, który podpisuje się "~Madziuś". to dzięki tobie wpadłam na pomysł z ciążą Naty, albo pseudo ciążą. Czy ja wam nie za dużo zdradzam?
A tak wgl. to już dzisiaj 2 rozdział, ale wczoraj nie było i być może jutro nie będzie, bo może jadę do kina, ale to nie jest pewne i może uda mi się napisać.
Do następnego :*

Całuję :**
Nicol :3