5.29.2014

Niespodzianka

Krótko, zwięźle i na temat - odchodzę. ZNOWU. Wiem, teraz posypią hejty, proszę bardzo, mówi się trudno. Domagacie się powodu? Okej. To wszystko mnie przerasta. Ciągle sprzeczam się z innymi mimo, że tego nie chcę, a potem żałuję tego do dzisiaj, rozdziały wychodzą mi gorsze, bo zaczynam pisać je z przymusu i po prostu mam dość. Może wrócę, ale nastąpi to wtedy, gdy pisanie stanie się ponownie przyjemnością, osoby, z którymi miałam kiedyś świetny kontakt nie będą się już na mnie gniewać. Kiedy to będzie? Nie mam pojęcia. Może za tydzień, miesiąc, a może nigdy.
Przede wszystkim chciałabym podziękować i przeprosić Adę, Nath, Cann, Kathy, Teddy, Ize, Kinge i Nikaś (nie bij xd) :*.

Rozdział 4: Czuję się dobrze

Rozdział dedykowany Candy :*

      Weszła do gabinetu swojego szefa.
- Przyniosłam ka... - Zaczęła, ale nie skończyła, bo w tym samym momencie wpadła na szatyna.
        Cała zawartość obu filiżanek wylądowała na jej sukience. Na białym materiale pojawiły się dwie, ogromne plamy od kawy. Kobieta spojrzała pierw na nią, a potem na Leona.
- Cholera. - Powiedział, po czym podszedł do biurka, wziął chusteczki i zaczął próbować zetrzeć plamy.
- Leon, tak tylko pogarszasz sprawę. - Oznajmiła. - Nie widzisz, że to rozmazujesz?
- Czekaj, jakoś to naprawię.
- To trzeba wyprać. - Stwierdziła, dokładnie oglądając plamę. - Nic innego z tym nie zrobisz.
         Westchnął głośno i wyrzucił chusteczki.
- Pprzepraszam. - Powiedział i oparł się o biurko.
        Po chwili podeszła i oparła się obok.
- I tak nie lubiłam tej sukienki. - Odpowiedziała, chcąc jakoś załagodzić sytuacje. - Coś nie tak?
- Nawet mi nie przypominaj.
- Aż tak źle?
- Wczoraj, gdy wróciłem Fran najpierw się cieszyła, potem na mnie nawrzeszczała, a na końcu wywaliła mnie na kanapę. - Wyjaśnił. - A najgorsze jest to, że zupełnie nie wiem, o co chodzi.
- Cóż... W poradach sercowych naprawdę nie jesteś zbyt dobra, a właściwie w ogóle. - Zauważyła.
- Ta, jak nie podoba Ci się facet pewnie kopiesz go w dupę i znajdujesz nowego.
- Niezupełnie... - Spojrzała na niego. - Po prostu nie mam faceta i póki co na pewno nie będę miała.
- Dlaczego?
- Po prostu nie wierzę w "Żyli długo i szczęśliwie" albo "Miłość od pierwszego wejrzenia". - Wyjaśniła. - Wolę skupić się na pracy, a nie tych dyrdymałach.
- Sporo tracisz, wiesz?
- Nie. - Zaprzeczyła. - Miłość, małżeństwo, dzieci, a potem ciągłe kłótnie, rozwód, nowe połówki, a dziecko idzie w odstawkę.
- Nie zawsze tak jest. - Zauważył. W końcu on i Francesca byli zgodnym małżeństwem.
- Ale bardzo często. - Odpowiedziała. - Nie mam pewności, że jeśli kogoś sobie znajdę, założę z nim rodzinę, to moje dziecko nie będzie potem przeżywało tego samego, co ja.
- Ty?
         Lekko kiwnęła głową.
- Przepraszam... Nie chcę o tym rozmawiać. - Oznajmiła i wyszła jak najszybciej z gabinetu.
         Verdas nawet nie potrafiłby sobie wyobrazić, jakie trudne było dzieciństwo szatynki. Nie mówiła o nim i nie zamierzała się komukolwiek z tego zwierzać, a tym bardziej swojemu szefowi. Zbyt wiele bólu sprawiała jej chociażby myśl o tym wszystkim.
         Leon przez chwilę został w tej samej pozycji. Po jakimś czasie jednak, wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wybrał numer do Francesci i nacisnął zieloną słuchawkę. Po niedużej ilości sygnałów, odebrała.
- Halo? - Odezwała się.
- Hej, nadal jesteś zła.
- Jak się dowiem, dam Ci znać. - Odpowiedziała.
          Westchnął głośno.
- Fran, ja naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi...
- Życie, nikt nie mówił, że będzie łatwo.
- Chociaż mi to powiedz.
- Chodzi mi o to, że nie chcesz mieć ze mną dzieci! - Krzyknęła do słuchawki.
- Co?! Nigdy nie mówiłem, że nie chcę mieć z Tobą dzieci.
- A wczoraj to co? - Zapytała.
- Wczoraj ani ja, ani ty nawet nie wspomnieliśmy o dzieciach. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. W końcu nawet nie padło słowo "dziecko".
         Prychnęła.
- Fran, chcesz mi o czymś powiedzieć? - Spytał po chwili, przypominając sobie ich wczorajszą rozmowę.
- Nie. - Zaprzeczyła. - Porozmawiamy, jak wrócisz do domu.
         Rozłączyła się. Zdziwiony odsunął słuchawkę od ucha. Zaczął podejrzewać, że jego żona chce zajść w ciążę. Musiał z nią o tym porozmawiać. Owszem, chciał mieć dzieci, ale w przyszłości. Są dopiero po ślubie i Leon w tym momencie chce nacieszyć się małżeństwem z Włoszką, a nie najpierw znosić jej humorki i zachcianki, a potem zmieniać pieluchy. Jak dla niego, dziecko w tym momencie to za wcześnie.

* * *

         Od razu kiedy wyszła z gabinetu, naskoczyła na nią blondynka.
- Co Ci się stało?! - Zapytała.
        Castillo z początku spojrzała na przyjaciółkę jak na wariatkę, ale po chwili przypomniała sobie o sytuacji, która zaszła przed chwilą. Spojrzała na swoją sukienkę, która była poplamiona od kawy. Westchnęła, a następnie ponownie skierowała swój wzrok na Ferro.
- To zwykły wypadek. - Wyjaśniła. - Masz jakąś marynakę czy coś w tym stylu? 
- Nie. - Odpowiedziała. - Może skocz do tego sklepu na przeciwko? Będę Cię kryć.
- Okej. - Zgodziła się. - Postaram się pośpieszyć.
         Szybkim krokiem ruszyła do windy. Zjechała nią na sam dół i opuściła budynek. Przeszła przez jezdnię, a następnie weszła do sklepu. Zaczęła rozglądać się za czymś w swoim rozmiarze. Kiedy znalazła odpowiednią sukienkę, kupiła ją i wróciła do firmy, tam w łazience się przebrała i wróciła do swojego gabinetu.
       
* * *

        Po jakimś czasie wyszła z gabinetu w celu przewietrzenia się. Głowa wręcz jej pękała i czuła się coraz gorzej. W wyjściu z pomieszczenia spotkała się z Leonem.
- Coś nie tak? - Podniosła pytająco brew. - Jesteś cała blada...
- Nnie, nic mi nie jest.
- Na pewno? Jeśli potrzebujesz, możesz wyjść dzisiaj wcześniej.
- Nie, naprawdę. - Zapewniła. - Czuję się dobrze. 
       Już miała go wyminąć, gdy nagle zakręciło jej się w głowie. Poczuła się słabiej i urwał się jej film.

* * *

OMG, najgorszy rozdział w historii tego bloga :// Przepraszam, Candy, że dedykuję Ci coś takiego ;//

5.27.2014

200 tysięcy wyświetleń i nudne informacje

Po pierwsze... DZIĘKUJĘ! Za wytrzymywanie moich humorków, za czytanie tych bzdur, za komentowanie, za wyrażanie szczerej opinii, za podnoszenie mnie na duchu... ZA WSZYSTKO! Miałam gorsze i lepsze rozdziały (częściej gorsze, ale ciiii...) ale są osoby, które nadal ze mną były i naprawdę im dziękuję <3 Statystyki są niepotrzebne (poza tym nie chce mi się ich wstawać itp.) Dziękuję przede wszystkim osobom, które znają mnie bliżej i mimo to znoszą (O.O Serio... PODZIW! O.O). Przede wszystkim są to xAdusiax, Nath, Cannella, Teddy, Kathy i Nikaś (właź na gg, bo beztalencie tęskni ;( :*)<3. Ciekawe, kiedy przestaniecie ze mną wytrzymywać... Chyba już niedługo :D

Sialalala, coś nie z tej beczki... MAM PTAKA NA PARAPECIE! <33333333 MÓJ NOWY BFF <333333

Mam nadzieję, że Ci co jeszcze tu zostali, wytrwają ze mną do końca :* (spokojnie, ona nadejdzie niedługo ;))

Konkursu na One Shot'a nie będzie ;p Był jeden i kompletnie zrył mi psychikę, więc... NIGDY WIĘCEJ! Jesteście za bardzo utalentowani na konkursy ;(


Teraz część z nudnymi informacjami.

Od dzisiaj każdy komentarz z reklamą swojego bloga będzie usuwany. Serio, to tylko zaśmiecanie mojego bloga i nawet jeśli ktoś napisze "super rozdział", to dla mnie to nie jest "dowód" na to, że przeczytał moje badziewie. "Super rozdział" to ja mogę napisać wszędzie, bez czytania jego treści. Ja rozumiem - niektórzy dopiero zaczynacie, chcecie się jakoś wypromować i wgl... Wiem jak to jest, przecież sama kiedyś zaczynałam, ale naprawdę to jest moim zdaniem CHAMSKIE. Staram się, żeby napisać rozdział, a taka osoba wchodzi na mojego bloga, piszę w komentarzu coś, co pewnie znalazło się także na wielu innych blogach i szczęśliwa odchodzi, bo zareklamowała swojego bloga. Mi reklama naprawdę nie przeszkadza, będę starała się wchodzić na takie blogi, ALE jak pod lub przed reklamą będzie parę słów o rozdziale.

One Shote'a o żołnierzach nie będzie :/ Serio, nie umiem go napisać. Jak ze starym opowiadaniem - pomysł jest, ale jak przychodzi co do czego, to wychodzi fatalnie. Przykro mi. Po prostu go usunę i w przyszłości postaram się wymyślić co innego :)

Hmm... Jak zwykle myślę, że wszystko, ale mam wrażenie, że o czymś zapomniałam.. To oznacza powtórkę z rozrywki. Ten moment, kiedy 5 minut po dodaniu notki, przypominam sobie o tysiącach innych informacji.

Rozdział 4 w trakcie pisania, ale przez reklamy brakuje Wam komów :)

Zakładka "Bohaterowie" zaktualizowana, więc zapraszam :]

PAMIĘTAM! Jakiś czas temu usunęłam zakładkę 'Zaproś do siebie". Dlaczego? Było tam około 40 komentarzy, a ja poświęcałam swój czas na wchodzenie na każdy z nich. Zdałam sobie jednak sprawę, że połowa tych osób nawet nie zna mojego bloga i po prostu się reklamuje, wchodząc w przypadkowy link. Dlatego weszłam w te blogi, które powinnam (czyli w tych osób, które mnie czytają) i usunęłam zakładkę. Tyle.

Koniec bezsensownej notki <3

Kto przeczytał, pisze w komie "Nicol ma ptaka na parapecie" <333

5.26.2014

Rozdział 3: Mogłeś nie wracać!

 Rozdział dedykuję xAdusiax :* Domyśl się, dlaczego...

- Proszę! - Krzyknął, po usłyszeniu cichego pukania do drzwi.
          W progu ujrzał szatynkę. Niepewnie weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Miałam to dać Twojemu ojcu... - Pokazała na jakieś papiery. - Skoro go nie powinnam dać chyba Tobie...
- Tak, jasne. Połóż to. - Wskazał na biurko. - Zapewne nie znasz hasła do tego durnego komputera, prawda? - Zapytał.
-  Pokaż.
         Podeszła bliżej i pochyliła się nad nim. Zaczęła wpisywać coś, zaś wzrok Verdasa przeniósł się na biust kobiety. Obserwował go przez dłuższy czas. Przestał dopiero, gdy się odsunęła.
- Nie ma go w jakiejś szufladzie? - Upewniła się.
- Nie. - Odpowiedział. - Przeszukałem wszystkie.
          Westchnęła głośno i przybrała taki wyraz twarzy, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Poczekaj chwilę. - Rzuciła po jakimś czasie i wyszła.
           Nie minęło zaledwie kilka minut, aż wróciła z masą małych karteczek w ręku.
- Mam to od asystentki Twojego ojca. - Oznajmiła, pokazując wcześniej wymienioną rzecz. - Gdzieś tutaj powinno być hasło.
         Połowę kartek dała mu, a resztę zostawiła sobie. Usiadła na biurku przed nim i każde z nich zaczęło przeglądać karteczki w celu znalezienia hasła. W pewnym momencie wzrok Verdasa powędrował na twarz kobiety. Jej wyraz był skupiony i wyglądała jakby w tym momencie była, gdzie indziej. Przyglądał się jej z wielkim zaciekawieniem, na następnie spojrzał ponownie na jej biust. Bluzka ze sporym dekoltem bardzo ułatwiała mu sprawę. Jego wzrok po jakimś czasie zjechał na jej chudy brzuch, a następnie na jej długie chude nogi. Obserwował je od góry do dołu.
        W pewnym momencie spojrzała na niego.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - Zapytała, przywołując go na Ziemię.
- Jjja... - Zaczął się jąkać.
- Ty... - Kontynuowała.
       Po chwili wstał z biurka i podeszła do dużego okna. Zasłoniła żaluzje, Verdas wciąż się jej przyglądał. 
- Myślę, że w tym gabinecie jest stanowczo za gorąco. - Zauważyła.
- Ddlatego zasłoniłaś żaluzje? - Zadał pytanie. - To raczej zbyt wiele Ci nie da.
- Nie, nie dlatego. - Zaprzeczyła.
- To po co? - Dopytywał.
- Bo jakby ktoś zobaczył widok przez okno, mógłby sobie za dużo nawymyślać. A tego nie chcemy, prawda?
- Nie rozumiem. - Oznajmił. - Jaki widok.
- Taki. - Powiedziała, po czym zdjęła swoją koszulkę.
        Spojrzał na nią zdziwiony i przełknął głośno ślinę.
- Ccco ty robisz?
- Jak to co? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Przecież mówię, że jest gorąco. 
        Zdjęła swoją spódniczkę, którą rzuciła na podłogę, a następnie - w samej bieliźnie - podeszła do drzwi, które zakluczyła.
- Tobie też zapewne nie jest zbyt przyjemnie w taki upał. - Stwierdziła. - Rozluźnij się.
        Podeszła do niego i zaczęła rozwiązywać jego krawat, a następnie odpinać guziki od koszuli. Był zbyt zdziwiony jej zachowaniem, żeby zareagować. Siedział tylko i się jej przyglądał. 
- I jak? Nie sądzisz, że lepiej? - Spytała i nie czekając na odpowiedź, usiadła mu na kolanach. 
- Znalazłam. - Powiedziała, pokazując kartkę.
- Cccco? - Otrząsnął się. - Co znalazłaś?
- No jak to co? Hasło do tego komputera. - Wyjaśniła z lekka zdziwiona. - Przecież włąśnie tego szukamy.
- Eee... Ssuper, pokaż. - Wyrwał jej kartkę i wpisał hasło, które - jak się kazało - pasowało.
- Będę Ci jeszcze do czegoś potrzebna?
- Nnie, możesz wracać do pracy. - Oznajmił. - Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się i wyszła.
          Odprowadził ją wzrokiem, a gdy tylko drzwi się zamknęły, uderzył głową o blat biurka.
- Idiota. - Powiedział do siebie.

* * *

         Szatynka dość zdziwiona wróciła do swojego gabinetu. Nie rozumiała, dlaczego Leon zachowywał się tak dziwnie. Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy i wrócić do pracy.
         Po kilku godzinach skończyła. Zabrała swoją torebkę i wróciła do domu. Już w przedpokoju zdjęła buty z wysokimi obcasami i odwiesiła torebkę oraz płaszcz. Następnie poszła do salonu i usiadła na kanapie. Położyła nogi na stole i przymknęła oczy. Po chwili jednak je otworzył i postanowiła iść się wykąpać. Weszła do łazienki, nalała do wanny wody i płynu do kąpieli, a potem rozebrała się i weszła do niej. Położyła się w pianie i odetchnęła. 
         Po jakimś dłuższym czasie wstała i wyszła. Owinęła się ręcznikiem i ruszyła do kuchni. W pewnym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła do nich i otworzyła. Ujrzała Leona. Przez chwilę przyglądał się jej, a ona dopiero po jakimś czasie zauważyła, że stoi przed prawie obcym mężczyzną w samym ręczniku.
- Eee... Co tu robisz? - Zapytała i bardziej się zakryła.
- Jjja... Zostawiłaś swoją komórkę w moim gabinecie. - Wyjął telefon komórkowy.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się lekko i odebrała przedmiot. - Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
- Od Ludmiły. - Wyjaśnił krótko. - Tto... Jja Ci już nie przeszkadzam.
- Do jutra.
- Na razie. 
         Zamknęła za nim drzwi i głośno westchnęła. Jak najszybciej ruszyła do swojej sypialni i ubrała się.

* * *

         Gdy tylko przekroczył próg domu, Francesca rzuciła mu się na szyję.
- Myślałam, że już nie wrócisz. - Powiedziała, nadal wtulając się w niego. - Tęskniłam. Muszę Ci coś powiedzieć.
- Co takiego? - Spytał zaciekawiony. - Coś się stało?
- Taa, stało się. - Oderwała się od niego. - Samo się stało?!
- Aaale... o co chodzi?
- O ten tramwaj co nie chodzi! - Krzyknęła i wróciła do salonu.
         Po chwili jednak wróciła. 
- Mogłeś nie wracać! - Oznajmiła ze łzami w oczach i zamknęła się w sypialni.

* * *

Wiem - krótki, nudny, bezsensowny, ale tylko taki udało mi się napisać. Miałam zamiar zrobić coś, żeby ostatni wątek był śmieszniejszy, ale nie potrafię pisać o wesołych rzeczach, gdy chce mi się rzucić na łóżko i płakać cały dzień :// 
Takie tam zwidy Leosia ^^ Miały być jeszcze dwa, ale myślę, że jeszcze je wykorzystam w innych rozdziałach. Co do Violi w ręczniku, pierw myślałam, że miał jej spaść, ale sama nie wiem z jakich powodów zrezygnowałam :)
Pod poprzednim rozdziałem było bardzo mało komentarzy, ale wnioskuję, że to z powodów bloggera. Znowu nie pokazywało się nigdzie, że dodałam rozdział ://
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał i czekam na opinie :*

30 komentarzy = 4 rozdział

5.24.2014

Rozdział 2: Za surowo go oceniasz

- Chodź, jedziemy. - Rozkazał i już miał odchodzić, kiedy Włoszka go zatrzymała.- Zaczekaj, pójdę jeszcze do toalety.
           Szatyn przytaknął, a kobieta ruszyła w stronę wcześniej wymienionego pomieszczenia. Leon błądził wzrokiem pod korytarzu, gdy dostrzegł Castillo. Lekko się uśmiechnął i do niej podszedł.
- Hej. - Odezwał się jako pierwszy.
- Hhej... - Zająknęła się. - Jesteś sy...
- Synem Twojego gburowatego szefa? - Przerwał jej. - Niestety tak. To dziś nad tym ubolewam.
- Miałam gorszych szefów. - Oznajmiła. - Twój ojciec nie jest aż taki zły...
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Za surowo go oceniasz. - Stwierdziła. - Dlaczego nie chcesz przejąć firmy? - Zapytała, a po chwili dodała: - Eee... yyy... Niechcący podsłuchałam i...
- Już. - Ponownie jej przerwał. - Nie tłumacz się.
           Zarumieniła się lekko i spuściła głowę na dół.
- Więc?
- Po prostu nie chcę. Przejmę od niego tą zakichaną firmę, a potem do końca życia będzie mi wypominał, że istnieje ona tylko dzięki niemu, a ja przyszedłem i wziąłem gotowe.
- Skąd możesz wiedzieć, że tak będzie? - Zadała kolejne pytanie. - Może Twój ojciec Cię zaskoczy? Poza tym... Chyba oboje nie chcielibyście, żeby ta firma była prowadzona przez kogoś obcego, prawda?

* * *

           Siedziała w toalecie i czekała. Wiedziała, że to właśnie teraz okaże się czy jej przypuszczenia są prawdziwe. Ciągłe wymioty, spóźniony okres i dodatkowo wszystko ją denerwuje... Dla Francesci to oznaczało jedno - jest w ciąży. Jednak musiała mieć stuprocentową pewność. Dlatego właśnie, w tajemnicy przed swoim mężem, kupiła test ciążowy. Każda sekunda oczekiwania na wynik wydawałaby się jak minuta. Minuta jak godzina. Godzina jak dzień. Dzień jak wieczność. Nie ukrywała, że była dość niecierpliwą osobą. Musiała mieć zawsze na "za chwilę". Nieważne co to było. Po prostu tak miało być. Mimo to miała także dobre cechy; była skromna, miła, pomocna i życzliwa. W porównaniu z jej dobrymi cechami, wady nic nie znaczyły.
- Francesca! - Usłyszała głos swojego męża. - Jak długo można siedzieć w tym szczoilecie?! Chcesz, żeby pęcherz mi eksplodował?!
- Ogarnij siebie i swój pęcherz! - Odkrzyknęła. - Jak Ci coś nie pasuje, idź do sąsiadów!
- Pff... Mamy dość sporą liczbę kwiatów... - Zauważył i udał, że odchodzi.
- Zostaw moje kwiaty!
           Wybiegła z łazienki i wpadła prosto w ramiona Leona.
- Odwal się od moich kwiatków. - Rozkazała.
- Kwiatki mają się dobrze. - Oznajmił i namiętnie ją pocałował.
           Uśmiechnęła się i oddała pocałunek.
- Kocham Cię, wiesz? - Zapytała po oderwaniu.
- Wiem. - Odpowiedział i powtórzył swój poprzedni ruch. - Ale ja idę teraz do łazienki.
- Nie! - Krzyknęła, przypominając sobie o tym, co tam zostawiła. - Ppoczekaj jeszcze chwilę!
- Co? - Spytał zdziwiony. - O co...
           Nagle usłyszał dzwonek swojego telefonu.
- Halo? - Odezwał się. - Przy słuchawce... Co?!... Nie, to niemożliwe... Już jadę...
- Co jest? - Zadała pytanie, gdy się rozłączył.
- Zbieraj się, opowiem Ci po drodze.
           Mimo zdziwienia wzięła torebkę, ubrała buty i wyszła razem ze swoim mężem. Po drodze opowiedział jej wszystko, czego się dowiedział.

* * *

           Verdas pozwolił Violetcie wyjść wcześniej do domu, przez co w końcu mogła się porządnie wyspać i rano wstać na czas. W firmie była wcześnie i jak zwykle od razu zabrała się do pracy. Godziny mijały, a ona wciąż robiła to samo. Kilka razy pytała się, czy jest już jej szef, ale za każdym razem odpowiedź brzmiała "nie". Po jakimś czasie postanowiła dać sobie spokój. Usiadła na kanapie w swoim gabinecie i westchnęła głośno. 
          Po niedługiej chwili do pomieszczenia wtargnęła Ludmiła, asystentka jej szefa i jednocześnie jej przyjaciółka. 
- Nie uwierzysz co się stało! - Krzyknęła.
- Lu, błagam... Nie krzycz. - Poprosiła, łapiąc się za głowę. - Co jest takiego ważnego, że tak krzyczysz?
- Coś nie tak? - Zmieniła, widząc reakcję swojej przyjaciółki. - Jakieś problemy?
- Nie, tylko głowa mi pęka...
- Może Ci przynieść coś na ból głowy? - Zapytała zmartwiona.
- Nnie, dzięki... - Odpowiedziała. - Zaraz mi przejdzie.
- Na pewno? To przecież żaden problem.
- Nie. - Powiedziała pewniej. - Co takiego się stało?
- Szef wylądował w szpitalu. - Oznajmiła, siadając obok szatynki.
- Co? - Zapytała zdziwiona. - Co mu jest? Dlaczego?
- Tego nie wiem... - Odparła. - Wiem tylko, że jest w szpitalu.
           Nie odpowiedziała. Zaczęła się zastanawiać, co mogłoby się stać. Przecież Verdas zawsze był okazem zdrowia. Z tego co wie, rano biegał, nie palił, nie pił. Co nagle się stało, że wylądował w szpitalu?, zapytała w myślach.
- Nad czym myślisz?
- Zastanawia mnie, co nagle mogło się stać. - Wyjaśniła.
- Nie tylko Ciebie. - Oświadczyła. - Całą firma się nad tym zastanawia.
- Nikt nic nie wie?
- Nie. Leon zadzwonił i powiedział tylko, że szef jest w szpitalu, nic więcej...
- Co teraz? Jak długo tam będzie? - Dopytywała.
- Nie wiadomo. Myślę, że Leon powinien zająć się firmą przez ten czas.
- Żartujesz? On nie chcę jej przejąć, więc opiekować się nią też.
- Nie będzie miał innego wyjścia. - Stwierdziła. - Muszę wracać do pracy.
- Okej.

* * *

          Małżeństwo siedziało w korytarzu razem z matką Leona. Oczekiwali na wynik badań lekarzy. Bardzo martwili się o Verdasa. Nawet Leon, który wciąż się z nim kłóci. Owszem, często miał do swojego ojca jakieś zażalenia i pretensję, ale mimo wszystko go kochał i nie chciał, żeby coś mu się stało. Zależało mu na jego zdrowiu i szczęściu.
- Jak to się stało? - Zapytał, spoglądając na swoją matkę. 
- Nie wiem, po prostu w pewnej chwili stracił przytomność. - Wyjaśniła. - Nie wiem, jak to mogło się stać.
           Westchnął głośno. Wstał z krzesła i  zaczął chodzić po sali. Szedł wzdłuż całego korytarza i wracał z powrotem. Powtarzał to kilka razy. Za którymś z nich Francesca nie wytrzymała.
- Leon, przestań tak chodzić! - Rozkazał. - Przez to Twoje łażenie w kółko jeszcze bardziej się stresuję!
- A co ja mam powiedzieć?! Mój ojciec leży w szpitalu, nikt nie wie, co się z nim dzieje, a ja mam siedzieć bezczynnie i czekać, aż ktoś raczy mnie powiadomić o stanie mojego ojca?!
- Lepsze to niż łażenie w tą i we w tą!
- Najwyraźniej mi to pomaga, więc nie mówi mi co mam robić!
- Przestańcie się kłócić! - Krzyknęła Pani Verdas, zanim jej synowa zdążyła odpowiedzieć. - Naprawdę nie potraficie normalnie porozmawiać? Pokłócicie się w domu.
          Nikt już nic nie powiedział. Leon ponownie zaczął chodzić, a Francesca go obserwowała.
          Nagle pojawił się przed nimi Lara. 
- Co jest z ojcem?! - Zapytała od razu.
- Lara? - Zdziwiła się Pani Verdas widokiem swojej córki. - Co ty tu robisz? Skąd wiesz o...
- Leon do mnie dzwonił. - Odpowiedziała, zanim zdążyła skończyć pytanie. - Co z nim jest?
- Nie wiem. - Oznajmiła. - Lekarze nie chcą nic powiedzieć.
          Westchnęła głośno i usiadła obok Francesci. Lekko się do siebie uśmiechnęły i spojrzała na Leona, który nadal chodził w kółko.
- Długo tak robi? - Zadała pytanie Włoszce.
- Za długo. - Powiedziała. - Myśli, że to coś pomoże. 
- Przyjechałaś tu z Madrytu tylko po to, żeby zobaczyć co z ojcem? - Odezwała się jej matka.
- Tak. Coś w tym dziwnego?
- Po prostu nie spodziewałabym się tego ani po Tobie, ani po Leonie. - Wyjaśniła. - Wciąż się kłócicie...
- Dobrze znasz ojca. - Powiedział Leon. - Wiesz, jak trudno utrzymać z nim dobry kontakt, więc nie miej do nas pretensji o to, że nam się to nie udaje.
- Wy też wcale nie macie łatwych charakterów.
- Najwyraźniej musieliśmy to po kimś odziedziczyć. - Odpowiedziała Lara. - Ojciec zawsze musi postawić na swoje i wszystkim zawsze chce rządzić, a my jesteśmy dorośli i sami będziemy o sobie decydować. 

* * *

          Właśnie kończyła pracę. Pozostawało jej tylko pochować niektóre papiery i mogła swobodnie wrócić do domu. Wstała z krzesła i wzięła swoją torebkę. Następnie ubrała płaszcz i skierowała się w stronę wyjścia ze swojego gabinetu. Nacisnęła klamkę i ujrzała Ludmiłę, która szła w stronę windy. 
- Lu! - Krzyknęła za nią, na co blondynka się odwróciła.
           Dobiegła do niej i razem weszły do windy.
- Wiesz już coś więcej o szefie? - Zapytała po jakimś czasie.
- Co z szefem nie, ale wiem kto go zastąpi. - Oznajmiła z uśmiechem.
- Kto?
- Leon. - Odpowiedziała krótko. 

* * *

Oto dwójeczka :)
Fran podejrzewa u siebie ciążę... Tak, lubię być wredna ;p
Tyle, nie rozpisuję się. 
Czekam na Wasze opinię :**