Dostałam 3 prace. Nie jest to jakoś super dużo, a właściwie to mało, ale mnie nawet to ucieszyło. Po przeczytaniu prac, wiem, że każda z Was się starała i każdej z Was wyszło to lepiej niż mi wychodziło.
3 miejsce ma... Dominika z bloga http://milosctoconajwazniejsze.blogspot.com/. One Shot był naprawdę dobry. Gratulacje :)
*Violetta*
Po oderwaniu się szatynka spojrzała w oczy Leona i powiedziała :
- Leon ja też cię kocham ale nie może my być razem – powiedziałam przez łzy
- co ale dlaczego ?
- zrozum ty jesteś bogaty a ja biedna i co najważniejsze jesteś moim szefem
- Violu to nic nie zmnienia proszę cię daj nam szansę zrobię wszystko aby nam się udało
- Leon nie wiem …
- proszę przed miłością nigdy nie uciekniesz
- A co z twoimi rodzicami ?
- Powiedziałem im o wszystkim mogą mnie znienawidzić ale to nic przynajmniej będę z tobą
- Leon a mój ojciec i siostra ? Ja nie mogę ich zostawić samych
- Mojej mamy znajoma jest pielęgniarką może tu zamieszkać i pomagać twojemu ojcu a twoja siostra zamieszka z nami
- Dam ci szansę – powiedziałam a Leon nic nie powiedział tylko mnie pocałował – musimy o tym powiedzieć mojemu tacie
- Dobra to chodź
Powiedzieliśmy o tym mojemu tacie zgodził się i
przeprosił Leona za to co powiedział . tego samego wieczoru Leon poznał
Śnieżkę i bardzo dobrze się z nia dogaduje .Szatyn został u mnie na noc .
Z rana postanowiliśmy polecieć do rodziców Leona .
< 4 godziny póżniej >
- Boisz się ? – spytał mnie Leon
- Nie może troszkę – oznajmiłam
- Nie bój się przynajmniej będziemy razem
- Tak
- No jesteśmy już
- Tak szybko ?
- Niestety tak chodź trzeba się z tym zmierzyć
Wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do ogrodu . Wszyscy tam byli . Nagle zauważyła nas mama Leona
- Violetta Leon co wy tu robicie ?
- przyjechaliśmy panią przeprosić . Pnią i pani męża . nie zachowaliśmy się najlepiej
- nie powinniście tu przyjeżdżać William jest wściekły , ale zaraz wy trzymaie się za ręce – Elizabeth nie wiedziała co powiedzieć aż w końcu wydusiła z siebie – jesteście parą ?
- Tak – powiedział Leon – ale nie udawana tylko kochającą się parą
- Tak się ciesze !- zaczęła krzyczeć ,aż przyszedł pan William
- co oni tu robią ?
- przyjechaliśmy tu was przeprosić – powiedział Leon
- myślałem że jesteś innym chłopakiem a nie takim aroganckim
- ale Leon się zmienił
przez te pare dni pan widuje syna raz na jakiś czas ja go widuje
codziennie i widzę że się zmienił jest troskliwy miły .Nigdy bym nie
pomyślała że Leon może przyść do mojego domu i wyznać mi że mnie kocha i
zrobi wszystko żebyśmy byli razem.
- William zobacz Leon nie zmienił się sam dla siebie ale dla Violetty – wtrąciła się Elizabeth
- pomyśle nad tym – powiedział i odszedł
My postanowiliśmy wrócić
do LA ale przed wylotem Leon zabrał mnie w jedno miejsce . Nad jezioro
tam gdzie pocałował mnie pierwszy raz
- możesz na chwile zamknąć oczy – powiedział Leon
- no mogę ale po co …?
- dowiesz się za chwilę
Posłusznie zamknęłam oczy .
- Możesz otworzyć – otwrłam oczy i zobaczyłam Leona który uklęknął przede mną
- Violetto wiem że
kazałem ci żebyś była moją narzeczoną ale teraz chcę naprawdę . Violetto
Castio uczynisz mnie najszczęśliwszym na świecie i wyjdziesz za mnie
- Tak oczywiście – powiedziałam a Leon założył mi pierścionek na poleć i mnie pocałował
< 5 lat póżniej >
Od 5 lat jestem panną
Verdas i mamą 5 letniego Jorgena i 3 letniej Martiny . Jestem szczęśliwa
z Leonem . On pogodził się z rodzicami . Dotrzymał obietnicy z moim
ojcem . Okazało się że ta pielęgniarka ma na imię Angie i zna ojca . Za
tydzień biorą ślub . A co z Snieżką jest uczennicą Studia
21 . Leon gdy dowiedział ze jestem w ciąży zakazał mi chodzić do pracy i
chodzić w obcasach . Nie byłam na niego zła . Był bardzo opiekuńczy
przez te 9 miesięcy . Jak byłam w ciąży z Tini to pozwolił mi chodzić do
pracy do 4 miesiąca ciąży .Kocham go nad życie . Właśnie oglądam
zdjęcia z naszeo wesela
- co oglądasz ?- pyta mój mąż i siadakoło mnie
-zdjęcia z naszego ślubu
- to już 5 przepięknych lat z tobą – powiedział i mnie pocałował
- Kocham cię – powiedziałam
- Ja ciebie też- powiedział i mnie pocałował
2 miejsce zajęła... Aleksandra Wójcik. Tak samo piękny OS. Gratulacje :*
W
ostatnim czasie stało się wiele. Moje życie zmieniło się
diametralnie. Zaczęło się tego wieczoru. On przyszedł pod moje
drzwi. Wyznał mi miłość. Od tak po prostu powiedział mi, że mnie
kocha. I co? I co dalej? No otóż właśnie dalej nie ma nic. Jedna, wielka, czarna dziura. Co prawda też go kocham, ale nie będziemy
razem. On jest moim byłym szefem. Poza tym boję się. Boję się odrzucenia. Boję się, że znudzi się mną i mnie zostawi. Czy dobrze robię? Nie wiem Kłócę się z myślami . . . . . .
Szukam
nowego mieszkania. Po odejściu Leona ojciec zrobił mi awanturę i wyrzucił mnie z domu. Tak po prostu. Za coś czego nie zrobiłam. Powiedział, że jakoś sobie poradzą. Przeniosłam się do ciotki.
Tak, ma ciocię. Znienawidzoną przez tatę. Podobno zrobiła coś w
przeszłości i wykluczono ją z rodziny. Angeles jest siostrą mamy.
Jest dla mnie podporą w trudnych chwilach. To jej wypłakiwałam się
w ramie. Z tęsknoty i nad własna głupotą . . .
Tak
tęsknie za Leonem. Żałuję, że powiedziałam wtedy "NIE"
dla nas. Ale jak on to sobie wyobrażał? Ja jedyna żywicielka
rodzina nie mam czasu na randki. Poza tym tata by się nie zgodził.
Jeszcze w tedy nią byłam. Teraz nie jestem. Ale czasu nie cofnę.
W
tedy zauważyłam JEGO. Te włosy, te oczy. A, gdy się uśmiecha
odsłania te białe zęby. Jest zabójczo przystojny. Czarujący.
Biegnie do mnie. I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć, że za nim
tęsknie?
******
Jest
piękny, słoneczny dzień. Normalnie szedłbym do swojej
"dziewczyny". Ale nie dzisiaj. Zerwałem z nią kontakt.
Tęsknię za Violettą. Kto by pomyślał, że mogę sę tak
zakochać. Jedyny problem tkwi w tym, że ona mnie nie chce. Niestety
nie wszysko mogę mieć.
-Violetto!!!-Podszedłem do
niej, a wtedy mnie zobaczyła. Nie była zadowolona.
-Leon . . . Cześć-mówiła cicho, ale wyrażnie. Była jakby
przygnębiona, smutna.
-Hej! Co tam u
ciebie?-Serio Verdas nie umiesz wymyślec lepszego pytania?
-Nic ciekawego.-Spuściła wzrok - kłamie.
-Tak napewno. Same nudy. Mów prawdę, widzę, że
kłamiesz.
-
Ehhh . . . Ojciec wyżucił mnie z domu. Mieszkam u ciotki, ale
szukam mieszkania. Wiec nie jest źle.
- Jej twarz
rozjaśnił lekki uśmiech. Ma taki piękny uśmiech.
-Faktycznie nic ciekawego.
-Muszę jej
to powiedzieć.
-Violetto musimy porozmawać. Posłuchaj mnie i mi
nie przerywaj. Wiem ty nie chcesz ze mną być, ale ja cię kocham.
Nigdy nie przypuszczałem, że jakaś dziewczyna może na mnie tak
działać. Jeżeli dasz mi jakikolwiek znak zrobię wszystko byś
była najszczęśliwszą kobietą na Świecie. Proszę!- To nie była
prośba, ani wyznanie to już było błaganie.
-Leon to piękne, że mnie kochasz i wogule, ale . . .
******
Po
twarzy zaczęły mi lecieć łzy. Leon otarł jedną z nich. Kocha
mnie, a ja jego ale . . . "Ale"-no właśnie
dlaczego zawsze musi być "ale"? To głupie słowo wszystko
psuje, bez niego wszystko byłoby prostsze. A może teraz będzie
inaczej? Co by było gdybym tym razem powiedziała "TAK"?
Przecież nie mam na utrzymaniu ojca i siostry. Jestem tak jakby
wolna. Poze tym bardzo go kocham i tesknie za nim.
-
Kocham cię Leon.
I przepraszam, ze byłam taką idiotką. Każdej nocy myślałam o
tym i żałowałam. Bardzo żałowałam.- Wyrecytowałam szeptem,
patrząc na jego buty. A on przysunął się do mnie. Jego rece były
na moich biodrach, a nasze usta dzieliły tylko minimetry. Zmniejszył
odległośc między nami. Pocałował mnie. Pocałował mnie.
Pocałunek był delikatny, marzyłam o tym. Teraz jestem szczęśliwa.
2
tygodnie później . . .
Teraz
mieszkam u Leona. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Czy można czegoś
więcej. No tak właściwie to tak. Chciałabym pogodzic się z tatą.
Tęsknie za nim i za moją kochaną siostrzyczką. Ciekawe co u niej?
Zdała ten test czy nie? Nie mogę teraz o tym myśleć. Właśnie
oglądam telewizję. Leon robi cos przy biurku. Leci jakaś komedia.
Nawet nie wiem o co w niej chodzi.Właśnie przyszedł mój kochany
chłopak. Usiadł obok mnie. Teraz siedzę na kanapie wtulona w
Leona. Wydaje się, że nic nie zakłóci naszego spokoju. A jednak.
Dzwoni mój telefon. Zwlekam się by go odebrać.
-Przepraszam czy to Violetta Castillo?
-Tak, to ja. -Pani ojciec leży w szpitalu. Miał
zawał. _ Rozłączyłam sie. Leon
zawiózł mnie do szpitala. Po mojej głowie chodziło mnóstwo
pytań. Wiem nie powinnam nawet o nim myśleć. Wyrzucił mnie,
ale to mój ojciec.Dojechalism pod budynek. Weszłam (czyt.wbiegłam)
do sali. Tata leżał na wznak. Był przytomny. Nie odważyłam się
nic powiedzieć.
-Czego tu
chcesz??!!-Powiedział, a ja zlękłam się. Mówił tonem jakim
Zadna córka nie chciała słyszeć od swojego taty. Osłym,
obojętnym. Jakbym nic dla niego nie znaczyła.
-Tato
ja chcę...- No właśnie po co ja tu przyszłam?
-Tato
przepraszam, ze z nim tam pojechałam. Przepraszam, że ci nic nie
powiedziałam. Przepraszam. Ja poprostu nie
chciałam stacić pracy. Kazał mi, nie dał wyboru. Tato ja to
robiłam dla ciebie. Przepraszam.
-Córko. Przeprosiny przyjęte.-Przytuliłam sie do
mężczyzny, którego tak kocham.
-Tatusiu nawet nie wiesz jak się cieszę. Widzisz po tym jak
wyprowadziłam się z domu. Zamieszkałam u Angie. No, ale nie mogłam
tam zbyt długo mieszkać bo byłabym dla niej obciążeniem. W tedy
spotkałam jego. Powiedział mi, że mnie kocha. A ja już nie
umiałam dłużej ukrywać się z tym, że go kocham. No i jesteśmy
razem.-Tata przybrał tą samą minę co wcześniej. To nie
zapowiadało nic dobrego. Wręcz przeciwnie.
-Kochanie on nie jest dobrym
człowiekiem. Wiem ty uważasz, że się zmienił, ale on był, jest
i będzie złym człowiekiem. Przekonasz się o tym gdy sie mu
znudzisz i cie .
-Tato, nie waż się tak mówić o Leonie.-Powiedziałam to ze
złością. Nawet nie wiedziałam, że jestem do tego zdolna.
-Wybieraj albo ja, albo
on. -Znieruchomiałam. Mój ojciec każe mi wybrać. I co ja mam
teraz zrobić??! Tata, albo Leon. Leon, albo tata. Tata opiekował
sie mną, był przy mnie zawsze. Był moją ostoją, przystanią. A
Leon . . . On jest . . . Moim chłopakiem. Jesteśmy razem od
niedawna, ale bardzo go kocham. A co jeżeli tata ma rację? Verdas
się mną znudzi i mnie zostawi. Będę sama, zraniona, a w dodatku
będę sie mogła pochwalić związkiem z byłym szefem. Czy warto?
Czy warto ryzykować? Stoję i myślę nad tym już piątą minutę.
Wreszcie wiem. To on jest tą
najważniejszą osobą w życiu.
Wybiegłam z sali. Muszę to mu
powiedzieć. Tata nie daje mi wyboru. Biegnąc wpadłam na niego.
-I co??- Zapytał. Patrzy na mnie z taką
miłością. Tata nie miał racji. On mnie kocha!!!
-Nico Leon. Chodźmy, nie mamy czego tu szukać. Nie wiem po co tu
przyjechaliśmy.
-No dobra, ale co z twoim
tatą?
- Co ty sie
nagle nim tak interesujesz? Wszystko z nim dobrze. Jest tak samo
uparty jak dawniej. Idziemy na lody?- Leon jest jeszcze trochę
zdezorientowany, ale na lody się zgodził.
Taty
nie widziałam nigdy więcej. Nie tęsknie za nim. Wiem tylko, że
moja siostra też sie od niego odwróciła i teraz mieszka u Angie.
Co
do mnie i Leona. Niedlugo bieżemy ślub. Jeszcze nie wiem czy
zaproszę ojca.
Ludzie mówia, że wszystko
dobre, co się dobrze kończy. To prawda.
I 1 miejsce zajęła... xAdusiax, z blog, którzy wszyscy znają i kochają http://newstoryaboutleonetta.blogspot.com/. Porodu w samolocie nie było, ale ten OS Adzie wyszedł o wiele, wiele (...) lepiej niż mi.
ałowali się jeszcze przez dłuższą chwilę, dopóki nie przerwała tego szatynka.
- Leon, my nie możemy. - Mówi spuszczając głowę na dół. Szatyn nic nie wiedząc o co chodzi, chwyta za jej podbródek i zmusza ją do spojrzenia mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - Pyta się zawiedziony. Chyba po raz pierwszy poczuł w sercu ból z powodu utraty ukochanej osoby.
- Bo... ja... - Zaczęła się jąkać. - Nie mogę Ci powiedzieć.
Miała mu powiedzieć, że nie chce go widywać i musi się przeprowadzić? Mimo tego, że nie są razem ona i tak go cholernie kocha i nie może mu tego powiedzieć prosto w twarz.
Szatyn głośno wzdycha puszczając na chwilę podbródek Castillo. Po chwili jednak dociera do niego to co robi i wyciąga ponownie rękę tym razem w stronę jej policzka. Widać, że Violettcie bardzo podoba się to.
- Nie, Leon. - Mówi po dłuższej chwili. Łapie go za dłoń i ściąga ze swojego policzka.
- Ale ja.. - Chce coś powiedzieć.
- Nie, Leon.... Chociaż bardzo bym chciała, to nie mogę. - Mówi cicho. Spogląda na swoje buty i to na nich trzyma swój wzrok. Szatyn postanawia działać i chwyta ją za oba ramiona. Zniża się trochę na kolanach do tego stopnia, by móc spojrzeć jej w te piękne oczy.
- Powiedz mi przynajmniej, czy mogę Ci jakoś pomóc.
- Leon, ty mi nie pomożesz. Sama się musze stąd wyprowadzić. - Po chwili dociera do niej, że powiedziała za dużo.
- Wyprowadzić? Nie, nie pozwalam Ci na to! - Zaczyna się denerwować Verdas.
- Ale Leon ja muszę, ty nie rozumiesz?! Ja muszę to zrobić!
- Wcale nie musisz! Przyznaj się do tego, że boisz się być ze mną. Boisz się, że zmienię się w tego tyrana, którym byłem! Przyznaj się! - Castillo przez dłuższą chwilę milczy. Nie może mu powiedzieć przecież prawdy, ale jeżeli teraz skłamie mu, że się boi, zrani i siebie i jego.
- Leon, ja.. - Zaczyna niepewnie.
- Spójrz mi w oczy. - Prosi ją. Szatynka po chwili wykonuje prośbę swojego byłego szefa. Spogląda mu w oczy i oboje zastygają w tej pozycji przez dłuższy czas. - A więc?
- Boje się. - Mówi po chwili. Złamała w tym momencie i jego serce oraz swoje. Oboje przez chwilę milczą. Verdas łapie się za biodra i przez krótką chwilę przygryza dolną wargę.
Zbliża się nagle gwałtownie do niej i zaczyna ją namiętnie całować. Castillo przez krótką chwilę mu oddaje pocałunki, lecz potem dociera do niej co właśnie robi. Odpycha od siebie Verdasa.
- Jesteś głupsza niż myślałem, ale i tak musiałem to zrobić jeszcze raz, chociażbym miał Cię stracić na zawsze. Kocham Cię i nie poddam się. Możesz uciekać na drugi koniec świata, ja i tak Cię znajdę. - Dodaje i wychodzi.
Castillo opada na swoje kolana i zaczyna płakać. Słyszący to wszystko jej tata postanawia sprawdzić co jest z córką.
- Kochanie, co się stało? - Pyta się ją troskliwym głosem.
- Właśnie straciłam coś, na czym mi zależało najbardziej na świecie. - Mówi przez płacz.
- Nie martw się skarbie, wszystko będzie.. - Nie kończy, bo przerywa mu szatynka.
- Dobrze?! Nic nie będzie tato dobrze! Muszę się stąd sam wynieść, muszę znaleźć sobie jakieś mieszkanie, a my nawet nie mamy na to pieniędzy! - Odpowiada krzykiem i biegnie w stronę swojego pokoju. Cała we łzach rzuca się na łóżko i leży tak przez kilka godzin.
Przez następny tydzień Violetta dostaje pieniądze od jakiegoś anonima. Zastanawia się tylko, kto mógłby być aż taki, żeby to zrobić. W sumie miała bardzo dużo pieniędzy, które zapewniały jej przelot oraz zakwaterowanie się w innym kraju. No właśnie, teraz pojawia się pytanie w którym?
Leon Verdas przez ten czas dość dużo wycierpiał. Zmienił się, nie jest już tym tyranem, którym był. Wszyscy jego pracownicy są w szoku widząc innego szefa, który podwyższył im znacznie zapłaty oraz dał więcej wolnego. Czemu się zmienił, a raczej kto? Odpowiedź jest prosta - Violetta Castillo. Młody mężczyzna nadal nie może się pogodzić z utratą swojej ukochanej. To dzięki niej zrozumiał tak naprawdę jaki okrutny był. To ona sprawiła, że jego świat stał się ponownie kolorowy, tylko bez niej to znowu jest czarno - biały.
Siedzi teraz przy biurku i trzyma w ręku jej zdjęcie. Oprawione w drewnianą ramkę jej zdjęcie, na którym jest uśmiechnięta. Zrobił je jeszcze wtedy, kiedy udawała jego narzeczoną, dokładnie na ognisku.
Nagle ktoś puka do drzwi. Verdas odstawia ramkę ze zdjęciem na miejsce. Poprawia włosy i rozsiada w krześle.
- Proszę. - Mówi.
Drzwi się uchylają i do środka wchodzi około 40 letni mężczyzna. Verdas na jego widok od razu wstaje i podchodzi do niego. Ściskają sobie dłonie, a następnie siadają na krzesłach.
- I co, dowiedziałeś się czegoś? - Pyta się go Leon.
- Tak. Wiem, że jest bardzo zdziwiona tymi pieniędzmi i wiem to, że chciała by się dowiedzieć kto to jest. - Odpowiada mu brunet.
- Pamiętaj Daniel, że musisz się wszystkiego dowiedzieć, co możesz, rozumiesz?!
- Spokojnie, jestem detektywem, więc nie musisz mi mówić co należy do mojego zadania. Sam mi określiłeś to wszystko na początku. - Przypomina mu.
- Masz rację, wybacz. - Przez chwilę panuje między nimi cisza.
- Dowiedziałem się, że chce rozpocząć nowe życie gdzieś daleko stąd.
- Co?! Gdzie?!
- Jeszcze nie wiem, ale to chyba dlatego wtedy chyba tak bardzo krzyczała, że potrzebuje pieniędzy. - Verdas przez chwilę siedzi cicho. Zastanawia się nad tym, co powiedział mu właśnie detektyw.
- Masz rację. - Mówi i bierze jej zdjęcie do ręki. Dotyka jej pięknej uśmiechniętej twarzy. - Daniel, dowiesz się gdzie ona leci i kiedy? - Brunet kiwa twierdząco głową.
- Bez problemu. - Dodaje i wychodzi.
Trzy dni później Castillo jest już spakowana. Kupiła sobie mieszkanie w Rzymie. Ma nadzieję, że ta jej przeprowadzka pozwoli jej na rozpoczęcie nowego, lepszego życia.
- Będzie mi was brakować. - Mówi przez łzy szatynka podczas żegnania się ze swoimi bliskimi. - Obiecuję, że szybko znajdę tam pracę. Przylecicie tam i zaczniemy nowe, normalne życie, dobrze? - Pyta się ich. Oboje przytakują głową.
- Trzymaj się córeczko. - Mówi jej tata. Szatynka przytakuje głową.
- Jak coś uda mi się zdobyć, dam wam znać. A teraz muszę już iść, za niedługo mam lot. - Całuje ich w policzki, a następnie bierze swoje obie walizki i wychodzi z domu. Wsiada do taksówki, która podjechała jakąś minutę temu.
- Na lotnisko poproszę, jak najszybciej. - Mówi do mężczyzny, który kiwa głową. Kiedy samochód zaczyna jechać, macha ręką do swoich bliskich stojących u progu domu.
W dość krótkim czasie, udaje jej się znaleźć normalną pracę w bardzo słynnej firmie. Szefowa przyjęła ją z otwartymi rękoma i od razu przydzieliła jej gabinet. Pracowała mniej, a zarabiała więcej i to jej się podobało. Poznała nowych, wspaniałych ludzi, którzy odmienili jej świat o 180 stopni.
Siedząca przy biurku Castillo właśnie uzupełnia dokumenty na komputerze. Nagle jej pracę przerywa szefowa, która wchodzi do gabinetu. Violetta od razu na jej widok wstaje z krzesła.
- Violu, nie musisz się tak zachowywać, nie jesteśmy w jakimś wojsku. - Mówi włoszka z uśmiechem.
- Przepraszam. - Odpowiada zawstydzona Castillo.
- Nic się nie stało. Zrób sobie przerwę. Prawie cały czas pracujesz, odpocznij troszkę. - Zachęca ją do tego.
- Ale ja.. - Zaczyna coś mówić, ale przerywa jej szefowa.
- Nie chcę słyszeć ale. Proszę, zrób to dla mnie i dla siebie. Odpocznij. - Radzi jej.
Szatynka chyba po raz pierwszy w życiu słyszy jak ktoś mówi jej, żeby odpoczęła. Zawsze starała się harować jak najbardziej mogła, co potem przekładało się na jej zmęczenie.
- No dobrze, dziękuję. - Mówi po chwili.
- No to się bardzo cieszę. Trzy dni wolnego masz jakoś porządnie spędzić. - Mówi z uśmiechem. - A właśnie, Twoja zapłata została przelana na konto.
- Dziękuję.
- Ależ proszę. Baw się dobrze. - Dodaje i wychodzi.
Trzy dni wolnego. Dla niej jest to wieczność tyle bez pracy. Co ona zrobi za ten cały czas? Jak ona poradzi sobie aż trzy dni bez pracy.
- Trzy dni. - Mówi sama do siebie i się uśmiecha. Zabiera swoją torebkę i wychodzi z biura.
Postanawia się wybrać na zakupy. Jej konto mimo aż 3 tygodni pracowania w nowym miejscu, już jest całe zapełnione kwotą. Żeby taką uzyskać u Verdasa musiała by pracować bez przerwy z 3 lata, a tu wystarczą tylko 3 tygodnie.
Kupuje sobie ubrania, Suzanne oraz jej tacie. Ma nadzieję, że uda jej się zapisać swojego tatę na jakieś leczenie, które pomoże mu znowu stanąć na nogi. Kiedy pracowała jeszcze w poprzednim miejscu, wiele razy słyszała o tym, że w Rzymie są jacyś niesamowici lekarze, którzy potrafią zdziałać cuda w takich przypadkach jak ten.
Cała obładowana siatkami, wraca do domu. Zakupy kładzie na podłodze i idzie się przebrać. Zakłada błękitny top, do tego żółtą asymetryczną spódnicę, a na nogi beżowe koturny. Bierze do ręki torebkę i wychodzi na spacer.
Podczas niego myśli ogólnie o tym jej lepszym życiu, jakie ma teraz. Warto było zaryzykować, warto było się przeprowadzić. Nowe życie jest o wiele lepsze od tamtego. Teraz tylko będzie musiała poczekać na przylot jej taty oraz Suzanne już za 5 dni. Szatynka bardzo się z tego powodu cieszy. Nic jeszcze nie powiedziała swojemu ojcu, że będzie miał tutaj leczenie, ale jest tego pewna, że będzie on zachwycony.
Dochodzi do Fontanny di Trevi. Podziwia z zapartym tchem tą wspaniała architekturę i wykonanie. Mimo tego, że mieszka już w Rzymie aż 3 tygodnie, nie miała jeszcze okazji na to, by zwiedzić to piękne miasto.
Po dłuższych oględzinach, siada na marmurowej ławce i podziwia jak woda spływa. Coś nagle nakazuje jej do tego, by otworzyła jej torebkę i tak też robi. Wyjmuje z niej zdjęcie, na którym siedzi uśmiechnięta przytulona do Leona. To było jeszcze wtedy podczas ogniska, kiedy oboje udawali, że coś do siebie czują, jednak ona tego nie robiła. Młody Verdas, a raczej ten dobry, ten lepszy naprawdę skradł jej serce.
Wyciąga palce i gładzi go po twarzy. Uśmiecha się na widok jego radosnej twarzy.
- Szkoda, że taki nie jesteś na prawdę. - Szepcze do siebie. Przez chwilę jeszcze ogląda zdjęcie, a następnie chowa je do torebki. Wyjmuje za to z niej kilka monet. Ustawia się tyłem do fontanny i przez lewe ramie rzuca pieniądze. Po chwili słyszy tylko plusk. Odwraca się z lekkim uśmiechem i stoi w tej pozycji przez dłuższy czas.
- Ponoć wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. - Słyszy za sobą czyjś znajomy głos. Odwraca się w stronę z której pochodzi i widzi jego. Ubrany w jeansową koszulę w kratę, do tego beżowe spodnie, a na nogach trampki. Włosy jak zwykle postawione na żelu do góry. Szatynka staje jak słup. Verdas uśmiecha się do niej i podchodzi. Staje przed nią na tyle blisko, że słyszy jej dość szybkie bicie serca.
- Llleon, co ty tu robisz? - Pyta się go po chwili Castillo. W środku cieszy się jak jakieś małe dziecko, które dostało lizaka, ale nie chce tego po sobie dać znać.
- Zmieniłem się, a raczej ty mnie zmieniłaś. Nie jestem już tamtym Leonem, którym byłem. Co ja tutaj robię? Przyleciałem za swoją miłością życia, która się tutaj przeprowadziła. Stoi teraz właśnie przede mną. Ubrana w błękitny top, żółtą asymetryczną spódnicę, beżowe buty na koturnie oraz ma białą torebkę w ręce. - Szatynka uświadamia sobie, że on właśnie mówi o niej. Verdas wyciąga rękę w jej stronę. Kładzie ją na jej policzku. Oboje spoglądają sobie w oczy przez dłuższy czas bez słowa. - Proszę Cię, wybacz mi. Daj mi szansę, ja tak cierpieć bez Ciebie nie mogę. - Szepcze.
- Bacio! * - Krzyczy jakiś mężczyzna z boku. Dopiero teraz Castillo dostrzega wielki tłum turystów.
- Bacio! - Krzyczy ktoś inny.
- Bacio! - Zaczynają krzyczeć wszyscy zebrani dookoła ich. Każda osoba, nawet kelner, czy kelnerka w pobliskiej restauracji, podbiegają do Fontanny di Trevi i krzyczy ,,Bacio!''.
- Proszę Cię. - Szepcze Leon jeszcze raz.
Castillo po długiej chwili rozmyślania, która trwała cały czas trwała pod krzykami publiczności oraz głębokim patrzeniem Leona w jej oczy, postanawia zaryzykować. Wspina się na palce i całuje namiętnie Verdasa. On bez chwili zastanowienia się, oddaje jej pocałunek również namiętnie.
Wszyscy zebrani zaczynają wiwatować i cieszyć się. Niektórzy nawet płaczą ze wzruszenia. Na początku jedna osoba, a potem każdy dookoła wyciąga aparat i robi im zdjęcia. Oni się tym nie przejmują. Oboje nawet nie zwracają na to uwagę, tylko się całują.
Kiedy odrywają się od siebie, stykają się czołami i uśmiechają do siebie.
- Dziękuję, że mi zaufałaś. - Szepcze Leon.
- Ja dziękuję za to, że jesteś. - Odpowiada Violetta.
- Congratulazioni! ** - Krzyczy jakiś mężczyzna.
- Congratulazioni! - Dołącza się do niego jakaś kobieta.
- Congratulazioni! - Zaczynają wszyscy pozostali krzyczeć. I ponownie wielki hałas panuje dokokoła Fontanny di Trevi.
- Grazie mille! *** - Krzyczy do tłumu szatyn.
Stoją jeszcze przez chwile i robią im zdjęcia, a następnie zaczynają odchodzić. Zakochani ponownie uśmiechają się do siebie.
- Chodź, może coś zjesz? Zapewne jesteś głodny. - Proponuje mi szatynka.
- W sumie, to zjadłbym coś, ale mam propozycję. Chodźmy do restauracji. - Mówi do niej.
- No dobrze. - Zgadza się szatynka. Splatają ich palce razem ze sobą, a następnie idą w kierunku luksusowej restauracji.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni wiele się zmieniło. German pojechał ja leczenie, które ma mu pomóc ponownie stanąć na nogi, Suzanne wróciła do Buenos Aires i przez ten czas zatrzymała się u swojej koleżanki. Nasi zakochani jadą właśnie samochodem z lotniska do rodziców szatyna. Oboje chcą się podzielić wspaniałą wiadomością, że są ze sobą razem, ale teraz już naprawdę.
Podjeżdżają pod dobrze już znany dom Violettcie. Leon wychodzi jako pierwszy z samochodu i obchodzi go, a następnie otwiera drzwi pięknej szatynce. Ta z uśmiechem wysiada z samochodu. Wyjmują swoje walizki z bagażnika, a następnie kierują się do drzwi, które otwiera im mama szatyna.
- Leon, jeżeli znowu chcesz mnie okłamać, to nie wchodź najlepiej tutaj. - Grozi mu palcem Elizabeth.
- Nie mamo, spokojnie. - Uspokaja ją Leon.
- Straciłeś taką cudowną kobiete, którą była Violetta. - Zaczyna rozpaczać.
- Może i straciłem, ale odzyskałem. - Mówi tajemniczo. Daje znak głową, żeby ukazała się jej matce, tak też i robi.
- O mój Boże, Violetta! - Mówi podekscytowana Elizabeth i ją przytula. - Jezus powiedz mi, że to wszystko prawda! Powiedz, że Leon mnie nie okłamuje. - Szatynka uśmiecha się szeroko i łapie swojego chłopaka za rękę.
- To wszystko prawda. - Mówi. Elizabeth od razu rzuca się na nich i ich mocno obejmuje.
- William! - Woła swojego męża. Ten po chwili zjawia się tuż obok swojej małżonki.
- Leon, zawiodłeś mnie! - Zaczyna od razu chłodnym tonem.
- William, ale ty zobacz. - Mówi Elizabeth i otwiera szerzej drzwi. Mężczyzna dostrzega Violettę. Od razu uśmiecha się promiennie.
- Alleluja! Boże Violetta, powiedz, że to wszystko prawda! - Mówi i mocno ją ściska. Szatynka uśmiecha się promiennie i przytakuje głową.
- Idźcie się ogarnąć, a my zaraz podamy kolację na stół. - Leon przepuszcza w drzwiach Violettę, która zmierza do pokoju, a sam bierze obie walizki. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Podbiega do niego William.
- To prawda? To wszystko teraz prawda? - Pyta się go. Szatyn kiwa twierdząco głową.
- Mam zamiar dzisiaj przy kolacji poprosić ją o rękę, więc ubierzcie się jakoś ładniej. - Dodaje i idzie na górę z walizkami.
Wchodzi do pokoju gościnnego, a tam zauważa stojącą i podziwiającą widok za oknem Violettę. Stawia cichutko walizki na podłodze, a następnie podchodzi do niej i obejmuje ją w talii. Szatynka uśmiecha się do siebie pod nosem. Po chwili odwraca się w stronę swojego chłopaka. Zarzuca mi ręce za szyję.
- Ubierz się dzisiaj ładnie na kolację. - Mówi do niej Leon. Szatynka podnosi pytająco brew do góry.
- Po co? - Pyta się zaciekawiona.
- Niespodzianka. - Dodaje szatyn. Całuje ją delikatnie w usta.
- No dobrze, w takim razie może znajdę coś odpowiedniego. - Oddaje mu pocałunek.
- No to ja dam Tobie spokój, żebyś mogła się wyszykować. - Całuje ją w policzek i bierze swoją walizkę. Wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Kiedy jedzenie jest już na stole, wszyscy czekają na Violettę. Po chwili słychać dźwięk szpilek obijających się o schody. Wszyscy od razu przenoszą swój wzrok na to miejsce. Po chwili ich oczom ukazuje się Violetta ubrana w przepiękną sukienkę koloru kremowego.
- Wow. - Komentuje to nawet William. Od początku Castilllo mu się podobała i widział ją jako idealną małżonkę dla jego syna.
Wniebowzięty Leon, chwyta swoją dziewczynę za rękę i prowadzi do przepięknie nakrytego stołu. Zajmuje miejsce obok niej, a na przeciwko ich William oraz Elizabeth. Wszyscy oprócz Violetty wiedzą co ma się wydarzyć po zjedzeniu posiłku. Są bardzo podekscytowani tym.
- Jeszcze Ci tego nie mówiłem, ale cudownie wyglądasz. - Szepcze jej na ucho szatyn. Violetta od razu się rumieni i uśmiecha się.
Jedzą kolację w wyśmienitym nastroju. Jedzenie przepyszne przygotowane przez Elizabeth znika w ciągu 10 minut. Kiedy jest już po, Leon przerywa szampański nastrój.
- Mamo, tato, Violetto. - Mówi i wstaje z krzesła. Elizabeth i William starają się grać jak najbardziej przekonująco, tak aby wyglądało, że nic nie widzą o tym co ma się zaraz wydarzyć. - Skarbie, wstaniesz na chwilkę? - Szatynka wstaje bez chwili zastanawiania się. Leon spogląda jej prosto w oczy i kątem oka obserwuje swoich rodziców, którzy dodają mu odwagi.
- Leon, co jest? - Pyta się zaniepokojona Violetta.
- Kochanie, chcę Ci powiedzieć jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Chcę, żebyś to wszystko wiedziała, że kocham Cię z całego serca. Chcę Ci podziękować za to, że odmieniłaś mój świat. Sprawiłaś, że stałem się o wiele lepszym człowiekiem. Ukazałaś mi co to tak naprawdę znaczy miłość i co to tak naprawdę znaczy kochać drugą osobę. Wiem, że popełniłem wiele błędów. Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się tak jak powinna i tego teraz żałuję. Gdybym mógł cofnąć czas, to zapewne bym to uczynił, ale niestety nie mogę. Dlatego teraz w tym momencie, który jest dla mnie niezwykle ważny, mam do Ciebie pytanie. - Przez chwilę milczy. Szatynka zaczyna coś podejrzewać. Leon sięga ręką po bordowe pudełko znajdujące się w kieszeni spodni. Wyciąga je i klęka na jedno kolano. - Violetto skarbie, uczynisz mi ten zaszczyt i przyjemność i wyjdziesz za mnie? - Szatynka przez chwilę milczy. Elizabeth i William mocno się chwycili za ręce. Mają nadzieję, że Violetta zgodzi się być narzeczoną ich syna.
- Leon, ja... - Mówi po chwili. Spogląda prosto w jego zielone oczy, które czekają na jej decyzję. - Zgadzam się.
Szczęśliwy Verdas wstaje z kolana i zakłada na palec przepiękny pierścionek zaręczynowy. Szatynka spogląda na niego i rzuca się swojemu już teraz narzeczonemu. Całuje go namiętnie.
- Brawo! - Cieszą się również rodzice Verdasa.
Świeżo po ślubie państwo Verdas postanowili zamieszkać w Los Angeles. Violetta wróciła do pracy w firmie jej męża, którą razem rządzą. German wyzdrowiał, dzięki wspaniałym lekarzom, którzy postawili go na nogi. Już nie musi jeździć na wózku inwalidzkim, tylko chodzi na własnych nogach. Co do Suzanne, to bardzo się ucieszyła tak samo jak jej tata na wieść, że Leon oświadczył się jej starszej siostrze. Codziennie odliczała nerwowo dni do ich ślubu. Teraz Suzanne oraz Germanie wiedzie się znacznie lepiej. Zamieszkali w nowym, lepszym miejscu oraz mają dużo pieniędzy.
Pogoda dzisiaj przepiękna. Leon i Violetta nie mogli sobie odpuścić spaceru dzisiaj. Wybrali się na plażę, a dokładniej do tego samego miejsca, w którym rodzice Castillo się poznali. Siadają na piasku i podziwiają piękny krajobraz malujący się dookoła nich.
- Skarbie, muszę Ci coś powiedzieć. - Przerywa po chwili ciszę szatynka. Leon spogląda na nią zaniepokojony.
- Coś się stało? - Pyta się troskliwym głosem.
- Nie, to znaczy tak... - Zaczyna się jąkać i coraz bardziej denerwować.
- Kochanie, co się stało?
- Leon, bo ja... Jestem w ciąży. - Mówi po chwili. Verdas otwiera swoje oczy. Nie może w to uwierzyć, że jego żona jest w ciąży i za 9 miesięcy na świat przyjdzie owoc ich miłość. - Cieszysz się? - Pyta się go Violetta widząc jego minę. Szatyn nic nie odpowiada, tylko całuje ją namiętnie w usta.
- Ciesze się najbardziej na świecie. - Mówi po ich oderwaniu się od siebie. Wstaje i strzepuje z siebie piasek. - BĘDĘ OJCEM! BĘDĘ OJCEM! ZOSTANĘ OJCEM! - Krzyczy na cały swój głos. Violetta od razu podnosi się i podchodzi do niego.
- Przestań się wydzierać. - Uspokaja go szatynka.
- Cieszę się jak wariat z tego, rozumiesz?! - Bierze ją na ręce i wiruje z nią w kółko. Po chwili stawia ją na ziemi. Szatyn bez chwili czekania wpija się w jej usta. - Kocham Cię jak wariat, rozumiesz? - Kiwa twierdząco głową.
- Ja Ciebie też. - Odpowiada z szerokim uśmiechem.
* Pocałujcie się!
* Gratulacje!
* Dziękujemy bardzo!
- Leon, my nie możemy. - Mówi spuszczając głowę na dół. Szatyn nic nie wiedząc o co chodzi, chwyta za jej podbródek i zmusza ją do spojrzenia mu prosto w oczy.
- Dlaczego? - Pyta się zawiedziony. Chyba po raz pierwszy poczuł w sercu ból z powodu utraty ukochanej osoby.
- Bo... ja... - Zaczęła się jąkać. - Nie mogę Ci powiedzieć.
Miała mu powiedzieć, że nie chce go widywać i musi się przeprowadzić? Mimo tego, że nie są razem ona i tak go cholernie kocha i nie może mu tego powiedzieć prosto w twarz.
Szatyn głośno wzdycha puszczając na chwilę podbródek Castillo. Po chwili jednak dociera do niego to co robi i wyciąga ponownie rękę tym razem w stronę jej policzka. Widać, że Violettcie bardzo podoba się to.
- Nie, Leon. - Mówi po dłuższej chwili. Łapie go za dłoń i ściąga ze swojego policzka.
- Ale ja.. - Chce coś powiedzieć.
- Nie, Leon.... Chociaż bardzo bym chciała, to nie mogę. - Mówi cicho. Spogląda na swoje buty i to na nich trzyma swój wzrok. Szatyn postanawia działać i chwyta ją za oba ramiona. Zniża się trochę na kolanach do tego stopnia, by móc spojrzeć jej w te piękne oczy.
- Powiedz mi przynajmniej, czy mogę Ci jakoś pomóc.
- Leon, ty mi nie pomożesz. Sama się musze stąd wyprowadzić. - Po chwili dociera do niej, że powiedziała za dużo.
- Wyprowadzić? Nie, nie pozwalam Ci na to! - Zaczyna się denerwować Verdas.
- Ale Leon ja muszę, ty nie rozumiesz?! Ja muszę to zrobić!
- Wcale nie musisz! Przyznaj się do tego, że boisz się być ze mną. Boisz się, że zmienię się w tego tyrana, którym byłem! Przyznaj się! - Castillo przez dłuższą chwilę milczy. Nie może mu powiedzieć przecież prawdy, ale jeżeli teraz skłamie mu, że się boi, zrani i siebie i jego.
- Leon, ja.. - Zaczyna niepewnie.
- Spójrz mi w oczy. - Prosi ją. Szatynka po chwili wykonuje prośbę swojego byłego szefa. Spogląda mu w oczy i oboje zastygają w tej pozycji przez dłuższy czas. - A więc?
- Boje się. - Mówi po chwili. Złamała w tym momencie i jego serce oraz swoje. Oboje przez chwilę milczą. Verdas łapie się za biodra i przez krótką chwilę przygryza dolną wargę.
Zbliża się nagle gwałtownie do niej i zaczyna ją namiętnie całować. Castillo przez krótką chwilę mu oddaje pocałunki, lecz potem dociera do niej co właśnie robi. Odpycha od siebie Verdasa.
- Jesteś głupsza niż myślałem, ale i tak musiałem to zrobić jeszcze raz, chociażbym miał Cię stracić na zawsze. Kocham Cię i nie poddam się. Możesz uciekać na drugi koniec świata, ja i tak Cię znajdę. - Dodaje i wychodzi.
Castillo opada na swoje kolana i zaczyna płakać. Słyszący to wszystko jej tata postanawia sprawdzić co jest z córką.
- Kochanie, co się stało? - Pyta się ją troskliwym głosem.
- Właśnie straciłam coś, na czym mi zależało najbardziej na świecie. - Mówi przez płacz.
- Nie martw się skarbie, wszystko będzie.. - Nie kończy, bo przerywa mu szatynka.
- Dobrze?! Nic nie będzie tato dobrze! Muszę się stąd sam wynieść, muszę znaleźć sobie jakieś mieszkanie, a my nawet nie mamy na to pieniędzy! - Odpowiada krzykiem i biegnie w stronę swojego pokoju. Cała we łzach rzuca się na łóżko i leży tak przez kilka godzin.
Przez następny tydzień Violetta dostaje pieniądze od jakiegoś anonima. Zastanawia się tylko, kto mógłby być aż taki, żeby to zrobić. W sumie miała bardzo dużo pieniędzy, które zapewniały jej przelot oraz zakwaterowanie się w innym kraju. No właśnie, teraz pojawia się pytanie w którym?
Leon Verdas przez ten czas dość dużo wycierpiał. Zmienił się, nie jest już tym tyranem, którym był. Wszyscy jego pracownicy są w szoku widząc innego szefa, który podwyższył im znacznie zapłaty oraz dał więcej wolnego. Czemu się zmienił, a raczej kto? Odpowiedź jest prosta - Violetta Castillo. Młody mężczyzna nadal nie może się pogodzić z utratą swojej ukochanej. To dzięki niej zrozumiał tak naprawdę jaki okrutny był. To ona sprawiła, że jego świat stał się ponownie kolorowy, tylko bez niej to znowu jest czarno - biały.
Siedzi teraz przy biurku i trzyma w ręku jej zdjęcie. Oprawione w drewnianą ramkę jej zdjęcie, na którym jest uśmiechnięta. Zrobił je jeszcze wtedy, kiedy udawała jego narzeczoną, dokładnie na ognisku.
Nagle ktoś puka do drzwi. Verdas odstawia ramkę ze zdjęciem na miejsce. Poprawia włosy i rozsiada w krześle.
- Proszę. - Mówi.
Drzwi się uchylają i do środka wchodzi około 40 letni mężczyzna. Verdas na jego widok od razu wstaje i podchodzi do niego. Ściskają sobie dłonie, a następnie siadają na krzesłach.
- I co, dowiedziałeś się czegoś? - Pyta się go Leon.
- Tak. Wiem, że jest bardzo zdziwiona tymi pieniędzmi i wiem to, że chciała by się dowiedzieć kto to jest. - Odpowiada mu brunet.
- Pamiętaj Daniel, że musisz się wszystkiego dowiedzieć, co możesz, rozumiesz?!
- Spokojnie, jestem detektywem, więc nie musisz mi mówić co należy do mojego zadania. Sam mi określiłeś to wszystko na początku. - Przypomina mu.
- Masz rację, wybacz. - Przez chwilę panuje między nimi cisza.
- Dowiedziałem się, że chce rozpocząć nowe życie gdzieś daleko stąd.
- Co?! Gdzie?!
- Jeszcze nie wiem, ale to chyba dlatego wtedy chyba tak bardzo krzyczała, że potrzebuje pieniędzy. - Verdas przez chwilę siedzi cicho. Zastanawia się nad tym, co powiedział mu właśnie detektyw.
- Masz rację. - Mówi i bierze jej zdjęcie do ręki. Dotyka jej pięknej uśmiechniętej twarzy. - Daniel, dowiesz się gdzie ona leci i kiedy? - Brunet kiwa twierdząco głową.
- Bez problemu. - Dodaje i wychodzi.
Trzy dni później Castillo jest już spakowana. Kupiła sobie mieszkanie w Rzymie. Ma nadzieję, że ta jej przeprowadzka pozwoli jej na rozpoczęcie nowego, lepszego życia.
- Będzie mi was brakować. - Mówi przez łzy szatynka podczas żegnania się ze swoimi bliskimi. - Obiecuję, że szybko znajdę tam pracę. Przylecicie tam i zaczniemy nowe, normalne życie, dobrze? - Pyta się ich. Oboje przytakują głową.
- Trzymaj się córeczko. - Mówi jej tata. Szatynka przytakuje głową.
- Jak coś uda mi się zdobyć, dam wam znać. A teraz muszę już iść, za niedługo mam lot. - Całuje ich w policzki, a następnie bierze swoje obie walizki i wychodzi z domu. Wsiada do taksówki, która podjechała jakąś minutę temu.
- Na lotnisko poproszę, jak najszybciej. - Mówi do mężczyzny, który kiwa głową. Kiedy samochód zaczyna jechać, macha ręką do swoich bliskich stojących u progu domu.
W dość krótkim czasie, udaje jej się znaleźć normalną pracę w bardzo słynnej firmie. Szefowa przyjęła ją z otwartymi rękoma i od razu przydzieliła jej gabinet. Pracowała mniej, a zarabiała więcej i to jej się podobało. Poznała nowych, wspaniałych ludzi, którzy odmienili jej świat o 180 stopni.
Siedząca przy biurku Castillo właśnie uzupełnia dokumenty na komputerze. Nagle jej pracę przerywa szefowa, która wchodzi do gabinetu. Violetta od razu na jej widok wstaje z krzesła.
- Violu, nie musisz się tak zachowywać, nie jesteśmy w jakimś wojsku. - Mówi włoszka z uśmiechem.
- Przepraszam. - Odpowiada zawstydzona Castillo.
- Nic się nie stało. Zrób sobie przerwę. Prawie cały czas pracujesz, odpocznij troszkę. - Zachęca ją do tego.
- Ale ja.. - Zaczyna coś mówić, ale przerywa jej szefowa.
- Nie chcę słyszeć ale. Proszę, zrób to dla mnie i dla siebie. Odpocznij. - Radzi jej.
Szatynka chyba po raz pierwszy w życiu słyszy jak ktoś mówi jej, żeby odpoczęła. Zawsze starała się harować jak najbardziej mogła, co potem przekładało się na jej zmęczenie.
- No dobrze, dziękuję. - Mówi po chwili.
- No to się bardzo cieszę. Trzy dni wolnego masz jakoś porządnie spędzić. - Mówi z uśmiechem. - A właśnie, Twoja zapłata została przelana na konto.
- Dziękuję.
- Ależ proszę. Baw się dobrze. - Dodaje i wychodzi.
Trzy dni wolnego. Dla niej jest to wieczność tyle bez pracy. Co ona zrobi za ten cały czas? Jak ona poradzi sobie aż trzy dni bez pracy.
- Trzy dni. - Mówi sama do siebie i się uśmiecha. Zabiera swoją torebkę i wychodzi z biura.
Postanawia się wybrać na zakupy. Jej konto mimo aż 3 tygodni pracowania w nowym miejscu, już jest całe zapełnione kwotą. Żeby taką uzyskać u Verdasa musiała by pracować bez przerwy z 3 lata, a tu wystarczą tylko 3 tygodnie.
Kupuje sobie ubrania, Suzanne oraz jej tacie. Ma nadzieję, że uda jej się zapisać swojego tatę na jakieś leczenie, które pomoże mu znowu stanąć na nogi. Kiedy pracowała jeszcze w poprzednim miejscu, wiele razy słyszała o tym, że w Rzymie są jacyś niesamowici lekarze, którzy potrafią zdziałać cuda w takich przypadkach jak ten.
Cała obładowana siatkami, wraca do domu. Zakupy kładzie na podłodze i idzie się przebrać. Zakłada błękitny top, do tego żółtą asymetryczną spódnicę, a na nogi beżowe koturny. Bierze do ręki torebkę i wychodzi na spacer.
Podczas niego myśli ogólnie o tym jej lepszym życiu, jakie ma teraz. Warto było zaryzykować, warto było się przeprowadzić. Nowe życie jest o wiele lepsze od tamtego. Teraz tylko będzie musiała poczekać na przylot jej taty oraz Suzanne już za 5 dni. Szatynka bardzo się z tego powodu cieszy. Nic jeszcze nie powiedziała swojemu ojcu, że będzie miał tutaj leczenie, ale jest tego pewna, że będzie on zachwycony.
Dochodzi do Fontanny di Trevi. Podziwia z zapartym tchem tą wspaniała architekturę i wykonanie. Mimo tego, że mieszka już w Rzymie aż 3 tygodnie, nie miała jeszcze okazji na to, by zwiedzić to piękne miasto.
Po dłuższych oględzinach, siada na marmurowej ławce i podziwia jak woda spływa. Coś nagle nakazuje jej do tego, by otworzyła jej torebkę i tak też robi. Wyjmuje z niej zdjęcie, na którym siedzi uśmiechnięta przytulona do Leona. To było jeszcze wtedy podczas ogniska, kiedy oboje udawali, że coś do siebie czują, jednak ona tego nie robiła. Młody Verdas, a raczej ten dobry, ten lepszy naprawdę skradł jej serce.
Wyciąga palce i gładzi go po twarzy. Uśmiecha się na widok jego radosnej twarzy.
- Szkoda, że taki nie jesteś na prawdę. - Szepcze do siebie. Przez chwilę jeszcze ogląda zdjęcie, a następnie chowa je do torebki. Wyjmuje za to z niej kilka monet. Ustawia się tyłem do fontanny i przez lewe ramie rzuca pieniądze. Po chwili słyszy tylko plusk. Odwraca się z lekkim uśmiechem i stoi w tej pozycji przez dłuższy czas.
- Ponoć wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. - Słyszy za sobą czyjś znajomy głos. Odwraca się w stronę z której pochodzi i widzi jego. Ubrany w jeansową koszulę w kratę, do tego beżowe spodnie, a na nogach trampki. Włosy jak zwykle postawione na żelu do góry. Szatynka staje jak słup. Verdas uśmiecha się do niej i podchodzi. Staje przed nią na tyle blisko, że słyszy jej dość szybkie bicie serca.
- Llleon, co ty tu robisz? - Pyta się go po chwili Castillo. W środku cieszy się jak jakieś małe dziecko, które dostało lizaka, ale nie chce tego po sobie dać znać.
- Zmieniłem się, a raczej ty mnie zmieniłaś. Nie jestem już tamtym Leonem, którym byłem. Co ja tutaj robię? Przyleciałem za swoją miłością życia, która się tutaj przeprowadziła. Stoi teraz właśnie przede mną. Ubrana w błękitny top, żółtą asymetryczną spódnicę, beżowe buty na koturnie oraz ma białą torebkę w ręce. - Szatynka uświadamia sobie, że on właśnie mówi o niej. Verdas wyciąga rękę w jej stronę. Kładzie ją na jej policzku. Oboje spoglądają sobie w oczy przez dłuższy czas bez słowa. - Proszę Cię, wybacz mi. Daj mi szansę, ja tak cierpieć bez Ciebie nie mogę. - Szepcze.
- Bacio! * - Krzyczy jakiś mężczyzna z boku. Dopiero teraz Castillo dostrzega wielki tłum turystów.
- Bacio! - Krzyczy ktoś inny.
- Bacio! - Zaczynają krzyczeć wszyscy zebrani dookoła ich. Każda osoba, nawet kelner, czy kelnerka w pobliskiej restauracji, podbiegają do Fontanny di Trevi i krzyczy ,,Bacio!''.
- Proszę Cię. - Szepcze Leon jeszcze raz.
Castillo po długiej chwili rozmyślania, która trwała cały czas trwała pod krzykami publiczności oraz głębokim patrzeniem Leona w jej oczy, postanawia zaryzykować. Wspina się na palce i całuje namiętnie Verdasa. On bez chwili zastanowienia się, oddaje jej pocałunek również namiętnie.
Wszyscy zebrani zaczynają wiwatować i cieszyć się. Niektórzy nawet płaczą ze wzruszenia. Na początku jedna osoba, a potem każdy dookoła wyciąga aparat i robi im zdjęcia. Oni się tym nie przejmują. Oboje nawet nie zwracają na to uwagę, tylko się całują.
Kiedy odrywają się od siebie, stykają się czołami i uśmiechają do siebie.
- Dziękuję, że mi zaufałaś. - Szepcze Leon.
- Ja dziękuję za to, że jesteś. - Odpowiada Violetta.
- Congratulazioni! ** - Krzyczy jakiś mężczyzna.
- Congratulazioni! - Dołącza się do niego jakaś kobieta.
- Congratulazioni! - Zaczynają wszyscy pozostali krzyczeć. I ponownie wielki hałas panuje dokokoła Fontanny di Trevi.
- Grazie mille! *** - Krzyczy do tłumu szatyn.
Stoją jeszcze przez chwile i robią im zdjęcia, a następnie zaczynają odchodzić. Zakochani ponownie uśmiechają się do siebie.
- Chodź, może coś zjesz? Zapewne jesteś głodny. - Proponuje mi szatynka.
- W sumie, to zjadłbym coś, ale mam propozycję. Chodźmy do restauracji. - Mówi do niej.
- No dobrze. - Zgadza się szatynka. Splatają ich palce razem ze sobą, a następnie idą w kierunku luksusowej restauracji.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni wiele się zmieniło. German pojechał ja leczenie, które ma mu pomóc ponownie stanąć na nogi, Suzanne wróciła do Buenos Aires i przez ten czas zatrzymała się u swojej koleżanki. Nasi zakochani jadą właśnie samochodem z lotniska do rodziców szatyna. Oboje chcą się podzielić wspaniałą wiadomością, że są ze sobą razem, ale teraz już naprawdę.
Podjeżdżają pod dobrze już znany dom Violettcie. Leon wychodzi jako pierwszy z samochodu i obchodzi go, a następnie otwiera drzwi pięknej szatynce. Ta z uśmiechem wysiada z samochodu. Wyjmują swoje walizki z bagażnika, a następnie kierują się do drzwi, które otwiera im mama szatyna.
- Leon, jeżeli znowu chcesz mnie okłamać, to nie wchodź najlepiej tutaj. - Grozi mu palcem Elizabeth.
- Nie mamo, spokojnie. - Uspokaja ją Leon.
- Straciłeś taką cudowną kobiete, którą była Violetta. - Zaczyna rozpaczać.
- Może i straciłem, ale odzyskałem. - Mówi tajemniczo. Daje znak głową, żeby ukazała się jej matce, tak też i robi.
- O mój Boże, Violetta! - Mówi podekscytowana Elizabeth i ją przytula. - Jezus powiedz mi, że to wszystko prawda! Powiedz, że Leon mnie nie okłamuje. - Szatynka uśmiecha się szeroko i łapie swojego chłopaka za rękę.
- To wszystko prawda. - Mówi. Elizabeth od razu rzuca się na nich i ich mocno obejmuje.
- William! - Woła swojego męża. Ten po chwili zjawia się tuż obok swojej małżonki.
- Leon, zawiodłeś mnie! - Zaczyna od razu chłodnym tonem.
- William, ale ty zobacz. - Mówi Elizabeth i otwiera szerzej drzwi. Mężczyzna dostrzega Violettę. Od razu uśmiecha się promiennie.
- Alleluja! Boże Violetta, powiedz, że to wszystko prawda! - Mówi i mocno ją ściska. Szatynka uśmiecha się promiennie i przytakuje głową.
- Idźcie się ogarnąć, a my zaraz podamy kolację na stół. - Leon przepuszcza w drzwiach Violettę, która zmierza do pokoju, a sam bierze obie walizki. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Podbiega do niego William.
- To prawda? To wszystko teraz prawda? - Pyta się go. Szatyn kiwa twierdząco głową.
- Mam zamiar dzisiaj przy kolacji poprosić ją o rękę, więc ubierzcie się jakoś ładniej. - Dodaje i idzie na górę z walizkami.
Wchodzi do pokoju gościnnego, a tam zauważa stojącą i podziwiającą widok za oknem Violettę. Stawia cichutko walizki na podłodze, a następnie podchodzi do niej i obejmuje ją w talii. Szatynka uśmiecha się do siebie pod nosem. Po chwili odwraca się w stronę swojego chłopaka. Zarzuca mi ręce za szyję.
- Ubierz się dzisiaj ładnie na kolację. - Mówi do niej Leon. Szatynka podnosi pytająco brew do góry.
- Po co? - Pyta się zaciekawiona.
- Niespodzianka. - Dodaje szatyn. Całuje ją delikatnie w usta.
- No dobrze, w takim razie może znajdę coś odpowiedniego. - Oddaje mu pocałunek.
- No to ja dam Tobie spokój, żebyś mogła się wyszykować. - Całuje ją w policzek i bierze swoją walizkę. Wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Kiedy jedzenie jest już na stole, wszyscy czekają na Violettę. Po chwili słychać dźwięk szpilek obijających się o schody. Wszyscy od razu przenoszą swój wzrok na to miejsce. Po chwili ich oczom ukazuje się Violetta ubrana w przepiękną sukienkę koloru kremowego.
- Wow. - Komentuje to nawet William. Od początku Castilllo mu się podobała i widział ją jako idealną małżonkę dla jego syna.
Wniebowzięty Leon, chwyta swoją dziewczynę za rękę i prowadzi do przepięknie nakrytego stołu. Zajmuje miejsce obok niej, a na przeciwko ich William oraz Elizabeth. Wszyscy oprócz Violetty wiedzą co ma się wydarzyć po zjedzeniu posiłku. Są bardzo podekscytowani tym.
- Jeszcze Ci tego nie mówiłem, ale cudownie wyglądasz. - Szepcze jej na ucho szatyn. Violetta od razu się rumieni i uśmiecha się.
Jedzą kolację w wyśmienitym nastroju. Jedzenie przepyszne przygotowane przez Elizabeth znika w ciągu 10 minut. Kiedy jest już po, Leon przerywa szampański nastrój.
- Mamo, tato, Violetto. - Mówi i wstaje z krzesła. Elizabeth i William starają się grać jak najbardziej przekonująco, tak aby wyglądało, że nic nie widzą o tym co ma się zaraz wydarzyć. - Skarbie, wstaniesz na chwilkę? - Szatynka wstaje bez chwili zastanawiania się. Leon spogląda jej prosto w oczy i kątem oka obserwuje swoich rodziców, którzy dodają mu odwagi.
- Leon, co jest? - Pyta się zaniepokojona Violetta.
- Kochanie, chcę Ci powiedzieć jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Chcę, żebyś to wszystko wiedziała, że kocham Cię z całego serca. Chcę Ci podziękować za to, że odmieniłaś mój świat. Sprawiłaś, że stałem się o wiele lepszym człowiekiem. Ukazałaś mi co to tak naprawdę znaczy miłość i co to tak naprawdę znaczy kochać drugą osobę. Wiem, że popełniłem wiele błędów. Wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się tak jak powinna i tego teraz żałuję. Gdybym mógł cofnąć czas, to zapewne bym to uczynił, ale niestety nie mogę. Dlatego teraz w tym momencie, który jest dla mnie niezwykle ważny, mam do Ciebie pytanie. - Przez chwilę milczy. Szatynka zaczyna coś podejrzewać. Leon sięga ręką po bordowe pudełko znajdujące się w kieszeni spodni. Wyciąga je i klęka na jedno kolano. - Violetto skarbie, uczynisz mi ten zaszczyt i przyjemność i wyjdziesz za mnie? - Szatynka przez chwilę milczy. Elizabeth i William mocno się chwycili za ręce. Mają nadzieję, że Violetta zgodzi się być narzeczoną ich syna.
- Leon, ja... - Mówi po chwili. Spogląda prosto w jego zielone oczy, które czekają na jej decyzję. - Zgadzam się.
Szczęśliwy Verdas wstaje z kolana i zakłada na palec przepiękny pierścionek zaręczynowy. Szatynka spogląda na niego i rzuca się swojemu już teraz narzeczonemu. Całuje go namiętnie.
- Brawo! - Cieszą się również rodzice Verdasa.
Świeżo po ślubie państwo Verdas postanowili zamieszkać w Los Angeles. Violetta wróciła do pracy w firmie jej męża, którą razem rządzą. German wyzdrowiał, dzięki wspaniałym lekarzom, którzy postawili go na nogi. Już nie musi jeździć na wózku inwalidzkim, tylko chodzi na własnych nogach. Co do Suzanne, to bardzo się ucieszyła tak samo jak jej tata na wieść, że Leon oświadczył się jej starszej siostrze. Codziennie odliczała nerwowo dni do ich ślubu. Teraz Suzanne oraz Germanie wiedzie się znacznie lepiej. Zamieszkali w nowym, lepszym miejscu oraz mają dużo pieniędzy.
Pogoda dzisiaj przepiękna. Leon i Violetta nie mogli sobie odpuścić spaceru dzisiaj. Wybrali się na plażę, a dokładniej do tego samego miejsca, w którym rodzice Castillo się poznali. Siadają na piasku i podziwiają piękny krajobraz malujący się dookoła nich.
- Skarbie, muszę Ci coś powiedzieć. - Przerywa po chwili ciszę szatynka. Leon spogląda na nią zaniepokojony.
- Coś się stało? - Pyta się troskliwym głosem.
- Nie, to znaczy tak... - Zaczyna się jąkać i coraz bardziej denerwować.
- Kochanie, co się stało?
- Leon, bo ja... Jestem w ciąży. - Mówi po chwili. Verdas otwiera swoje oczy. Nie może w to uwierzyć, że jego żona jest w ciąży i za 9 miesięcy na świat przyjdzie owoc ich miłość. - Cieszysz się? - Pyta się go Violetta widząc jego minę. Szatyn nic nie odpowiada, tylko całuje ją namiętnie w usta.
- Ciesze się najbardziej na świecie. - Mówi po ich oderwaniu się od siebie. Wstaje i strzepuje z siebie piasek. - BĘDĘ OJCEM! BĘDĘ OJCEM! ZOSTANĘ OJCEM! - Krzyczy na cały swój głos. Violetta od razu podnosi się i podchodzi do niego.
- Przestań się wydzierać. - Uspokaja go szatynka.
- Cieszę się jak wariat z tego, rozumiesz?! - Bierze ją na ręce i wiruje z nią w kółko. Po chwili stawia ją na ziemi. Szatyn bez chwili czekania wpija się w jej usta. - Kocham Cię jak wariat, rozumiesz? - Kiwa twierdząco głową.
- Ja Ciebie też. - Odpowiada z szerokim uśmiechem.
* Pocałujcie się!
* Gratulacje!
* Dziękujemy bardzo!
Dziękuję za udział w konkursie. Nagrody postaram się dać w weekend. Jeszcze raz powtarzam, że OS były piękne i jeśli Ola lub Dominka, ma bloga to niech napiszę mi w komentarzu, bo nie mogłam znaleźć xD
Genialne !!! Gratuluję dziewczyny ;)
OdpowiedzUsuńMacie talent :)
Wszystkie 3 genialne;-)
OdpowiedzUsuńAle najbardziej podobała mi się wersja xAdusiax<3
Buźki:***
Nie mam niestety bloga. Pozdro Ola
OdpowiedzUsuńto ja dominika to jest mój blog http://milosctoconajwazniejsze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń