8.30.2014

Rozdział 23: Co się z wszystkimi dzieje?

     Tydzień później...

     Po powrocie z pracy, zaglądam do skrzynki na listy. Robię to w celu wzięcia rachunków, ale gdy idąc do mieszkania po schodach, przeglądam koperty, widzę list od Leona. Z początku myślę, że wpadł na ten sam pomysł, co ja, ale on wysłała swój list. Zmieniam jednak zdanie po przeczytaniu go.

Kochana Violetto! 
Uwierz, że dla mnie jest to równie trudne. Nie ma dnia, w który bym o Tobie nie myślał i nie walczył sam z sobą, aby do Ciebie nie zadzwonić. Może nie zaczepiam pięknych kobiet na ulicy - Tobie nie dorównałaby nawet najpiękniejsza Hiszpanka w całym Madrycie - ale widzę Cię nawet na opakowaniu kawy. Niedługo zacznę myśleć, że trzeba to leczyć.Co do "kiepskich" żartów czy "niedojrzałego" zachowania - ranisz mnie!      
Moje żarty ani trochę NIE BYŁY KIEPSKIE, a zachowanie BARDZO DOJRZAŁE! Jeśli znowu sobie o nich przypomnisz - nie pozwól na to, by wydawały się smutne. Pomyśl o tym, co czułaś kiedy Ci je opowiadałem. Z pewnością nie myślałem wtedy, że kiedykolwiek będą powstrzymywały Cię przed chociażby uśmiechem. Wygnij więc kąciki ust do góry, i pokaż wszystkim szczęściarzom, którzy mogą Cię teraz oglądać, jaki masz piękny uśmiech. A jeśli się zaśmiejesz... Boże, nawet nie wiesz, co bym zrobił, żeby na 2 minuty znaleźć się obok i Cię słuchać. 
Zapewniam Cię, że nigdy w życiu nie spotkałem - i nie spotkam - lepszej przyjaciółki niż Ty. Żałuję tylko, że nie spotkałem Cię wcześniej. Byłoby o wiele łatwiej, a teraz nie pisałbym do Ciebie tego listu, tylko był tam, gdzie Ty.     
Od ucieczki przez okno nadal mam bliznę. Tobie bluza przypomina o mnie, mi blizna o Tobie - jesteśmy kwita.
Twój Leon x

     Moją pierwszą myślą po przeczytaniu tego listu jest, kto to wysłał. Wchodzę do domu i podchodzę do stolika, na którym wciąż powinien leżeć list. Jestem w stu procentach pewna, że go stąd nie ruszałam. Nie wiem, jak to możliwe, że Leon go dostał.
     Kiedy jednak czytam list po raz drugi, żałuję, że sama tego nie zrobiłam. To z pewnością dałoby mi więcej niż trzymanie go do końca życia w szufladzie. Jestem zła jednak na osobę - kimkolwiek ona jest - która wysłała ten list za mnie. To... To zwyczajne naruszenie mojej prywatności.
     Postanawiam odpisać.

Drogi Leonie!
     Muszę przyznać, że nie myślałam, że mi odpiszesz. List był po prostu abym przestała trzymać to w sobie. Cieszę się jednak, że to zrobiłeś. Jak w Madrycie? Mam co prawda nadzieję, że gorzej niż tutaj, ale zawsze warto spytać. A Fran? Jak się czuje?    Na płatkach śniadaniowych? Twoja twarz reklamowała z kolei pastę do zębów. Od razu przypomina mi się twój uśmiech - między innym, to on sprawił, że pomyślałam o Tobie, jak o kimś innym niż przyjacielu. Teraz jednak chcę abyś był tylko nim. Ranimy tym kogoś? Przyjaźnią? Nie sądzę. A zdecydowanie wolę przyjaźń niż romans, który nie ma przyszłości i sprawia, że wszyscy wokół cierpią. Tak więc zostaniesz moim przyjacielem? :)     Twoje żarty były kiepskie, ale - jeśli Cię to pocieszy - czasem udawało Ci się opowiadać ciut zabawne. Zachowanie... Pozwól, że zostawię to bez komentarza - możesz dalej się oszukiwać. Co do Twojej rady - żałuję, że ktoś taki jak Ty wpadł na to, a ja nie. Oczywiście się do niej zastosuję - z pewnością mi pomoże.    Czekam na odpowiedź!    Tylko Twoja Violetta x

* * * 


     Dwa miesiące później...

     Od dwóch miesięcy ja i Leon regularnie ze sobą korespondujemy. W ostatnim czasie zmieniło się tylko to, że teraz piszemy maile - uznaliśmy, że tak będzie szybciej. Verdas często opowiada mi o swoim dziecku. Wiadomo już, że urodzi mu się syn. Mimo tego, że wciąż czuję do niego coś więcej niż przyjaźń, cieszę się razem z nim. Jestem pewna, że będzie wspaniałym ojcem.
    Martwi mnie tylko to, że na ostatnią wiadomość mi nie odpisał. Minęły 3 dni, a zazwyczaj na następny dzień dostawałam odpowiedź. czasem jeszcze tego samego dnia. Może coś się stało? Mam nadzieję, że po prostu był tak zawalony pracą, że nie miał kiedy mi odpisać.
    Tajemniczą osobą, która wysłała mój list, okazała się Jennifer. Może potraktowałam ją za ostro, ale mam dość, że wciąż się wtrąca. Wiem, że przyniosło to dobre skutki, ale... Ale i tak. Aktualnie nie rozmawiałam z nią od około 3 tygodni. Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje - mam tylko nadzieję, że nic złego.
    Wchodzę do firmy i widzę kompletny chaos na korytarzu. Wszyscy biegają to w tą stronę, to w drugą i nie mają za ciekawych min. Zupełnie nie wiem, o co chodzi. Postanawiam zapytać osoby, która na pewno będzie miała takie informacje - Ludmiłę.
    Podchodzę do jej biurka. Jednocześnie rozmawia poddenerwowana przez telefon i robi coś w komputerze. Kiedy mnie dostrzega, gestem pokazuje, że mam chwilę poczekać i kontynuuje wcześniejsze zajęcia.
    - Co jest? - zapytała, po skończonej rozmowie.
    - O to właśnie chcę zapytać - objaśniam. - Co się z wszystkimi dzieje? 
    - Nic nie wiesz? - spytała zdziwiona. W mojej głowie pojawiają się najczarniejsze scenariusze. O czym?! O czym nic nie wiem?! - Leon miał wypadek samochodowy. Leży w szpitalu.

* * *

O mój Boże. Czy to można nazwać rozdziałem? Coś mi się chyba wydaje, że nie :'/// Boże, ja wiem, że to okropne, ale mnie na nic lepszego, przepraszam :x Mam wenę na dalsze losy, te leżą i kwiczą. Nie dość, że przyspieszyłam akcję, która miała się zdarzyć w 25, to jeszcze to takie krótkie i nudne. Omg... :////
Przed 1 września TUTAJ raczej nic się nie pojawi :/ Muszę zebrać się i przemyśleć wszystko, więc rozdziały będą tutaj rzadziej niż powinny. Co do roku szkolnego - żeby nie było rozczarowań: przewiduję, iż będzie po jednym rozdziale na obu blogach na tydzień jak zwykle Nicol wychodzi na głupią - co za nowość (wyczujcie ironię :p) Będzie jeden rozdział na którymś z blogów, czasem na obu, ale najpewniej dodam coś w jednym tygodniu na CEEA, a w kolejnym na GMLL itd. Przepraszam, ale nauka też jest ważna (nawet ważniejsza) i to na niej zamierzam się skupić.
Tyle, lepiej nic już nie piszę i pozwolę Wam śmiać się z tego czegoś do woli ;)

Nicol <3

8.25.2014

Rozdział 22: Tęsknię za przyjacielem...

Chciałam, żeby zniknął z mojego życia. Pragnęłam nigdy więcej go nie widzieć, aby po prostu o nim zapomnieć. Chciałam aby był szczęśliwy z Francescą i ich dzieckiem. Nie. Poprawka - wmawiałam sobie, że tego chcę. Rzeczywistość jest taka, że chciałam codziennie go widywać. Pragnęłam, żeby pracował za ścianą. Chciałam już zawsze o nim pamiętać. I właśnie dlatego wiadomość o tym, że wyjeżdża aż tak boli.
     A co jeśli już nie wróci? Nie zdziwię się, gdy tak zrobi. Tam nie będzie miał już tych wszystkich problemów. Skupi się na swojej żonie i dziecku. Będzie w końcu szczęśliwy. A ja będę za nim cholernie tęsknić.
     Tak, jestem samolubna. Ale myśl o tym, że już go mogę więcej nie zobaczyć sprawia, że do oczu napływają mi łzy. Świadomość, że stoi za tymi drzwiami i żegna się z resztą pracowników, wcale mi tego wszystkiego nie ułatwia. Nie mogę wyjść i pożegnać się z nim - to zbyt trudne. Ale chcę! Chcę ostatni raz się do niego przytulić. Nienawidzę tego, że nie mogę znaleźć w sobie jakiejś siły, która mi na to pozwoli.
     Moje przemyślenia przerywa ciche pukanie do drzwi. Tak jakby ktoś chciał zapukać, ale bał się mojej reakcji. Po mało kreatywnym proszę z mojej strony, w gabinecie ukazuje się Leon. Zamyka za sobą drzwi i spogląda na mnie.
     - Pomyślałem, że... - Przerywa, jakby tak naprawdę nie wiedział, co chce powiedzieć. - Że nie mógłbym wyjechać bez pożegnania z tobą.
     Wolałabym, żeby po prostu powiedział, że nie może wyjechać, ale mimo to na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Wstaję z krzesła, podchodzę do niego, po czym wtulam twarz w jego tors. Bez wahania obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami, i stoimy tak przez dłuższą chwilę. Wdycham jego zapach, jakbym już nigdy nie miała go zobaczyć - co jest bardzo możliwe.
     - Uważaj na siebie - szepczę w jego granatową koszulkę. - Na Fran i wasze dziecko także. Obiecasz mi to? - Podnoszę głowę, aby ostatni raz spojrzeć w jego oczy.
     - Pod warunkiem, że ty będziesz uważała na siebie - odszeptuje. - I zadzwonisz, gdy tylko będę mógł ci pomóc.
     Zamykam oczy, a on całuje mnie w czoło.


* * *


     15 dzień bez Leona uważam za rozpoczęty. Zastanawiam się tylko, czy jeśli za każdym razem, gdy wstanę pomyślę o tym, ile dni minęło odkąd wyjechał, kiedykolwiek o nim zapomnę. Podejrzewam, że nie. Od czasu jego wyjazdu jest inaczej. W firmie wszystko wróciło do czasu, gdy on nie wrócił jeszcze do Buenos Aires. Wcześniej nie zauważałam różnic między okresem, gdy go nie było, a gdy zaczął pracować, ale teraz je widzę. I są zdecydowanie zbyt odczuwalne.
     Przez ostatnie dwa tygodnie próbowałam robić wszystko, aby o nim zapomnieć - spotykałam się z Ludmiłą, z którą od dłuższego czasu nie rozmawiałam zbyt często, albo z Jennifer. Wydaje mi się, że coś ukrywa. Nie mam pojęcia jednak, czy to mi się po prostu nie wydaje. Jak te obrazy z Leonem w roli głównej.
     Tego dnia nie idę do pracy. Nie mam zresztą żadnych innych planów, więc siedzę na kanapie i gapię się w telewizor, którego programy i tak mnie nie interesują. W lewej ręce trzymam średniej wielkości pudełko z sorbetem z czarnej porzeczki, a w prawej wielką łyżkę. Moje spojrzenie ponownie przenosi się na telefon leżący na szklanym stoliku. Od jakiegoś tygodnia walczę z sobą, by do niego nie zadzwonić. Chcę mu tyle powiedzieć... Nie mogę tego jednak zrobić. To, że ja nie mogę o nim zapomnieć, nie oznacza, że muszę utrudniać to jemu. Pewnie jest tam tak pochłonięty pracą, Fran i dzieckiem, że już dawno nie pamięta, kim jest była Violetta Castillo.
     Postanawiam napisać list, którego po prostu mu nie wyślę. Często pisałam takie listy do ojca lub matki, i wciąż leżą gdzieś w jakiś kartonach.
     Wyjmuję z komody białą kartkę i długopis i zaczynam pisać.

     Drogi Leonie...
     Nie przypuszczałam, że to będzie takie trudne. Gdzie się nie obejrzę widzę Ciebie, ostatnio nawet zaczepiłam dwóch mężczyzn na ulicy i w sklepie. Zapewne pomyśleli o mnie jak o dziwadle, czy jakiejś chorej psychicznie osobie. I szczerze mówiąc odkąd Ciebie nie ma, tak właśnie się czuję - jak dziwadło. Nie potrafię cieszyć się razem z innymi, bo gdy się uśmiecham, od razu przypominają mi się chwilę, gdy to Ty mnie rozśmieszałeś swoimi KIEPSKIMI żartami czy niedojrzałym zachowaniem.
     Tęsknię za Tobą już nawet nie jak za kochankiem. Tęsknię za przyjacielem, którego zdecydowanie w Tobie miałam. Przyjacielem, którego żarty mimo, że w ogóle nie trzymały się kupy i nie był śmieszne w najmniejszym stopniu, i tak mnie rozśmieszały i mogłam się śmiać z nich godzinami. Przyjacielem, którego niedojrzałe zachowanie sprawiało, iż ja też czułam się jak niedojrzała nastolatka. Sprawiłeś, że odzyskałam wiek nastoletni, który zdecydowanie zbyt szybko straciłam. I żałuję, że nie byłeś tą jedyną osobą, której powiedziałam sama z siebie, dlaczego. 
     Znalazłam w mojej szafie Twoją bluzę. Dokładnie pamiętam dzień, w którym ją zostawiłeś. Widok Ciebie uciekającego przez okno w samych bokserkach i ciuchach w ręku, gdy do mojego mieszkania weszła Jennifer, wciąż prześladuje mnie po nocach. 
     Z początku myślałam o tym, żeby dowiedzieć się, jaki masz adres i odesłać Ci ją. Stwierdziłam jednak, że ją zatrzymam i - mimo iż chcę pragnę chcieć o Tobie zapomnieć - już zawsze będzie mi o Tobie przypominała. 
     Tęsknię za Tobą, jak za nikim jeszcze nie tęskniłam x

     Twoja Violetta xx
 
     Po skończeniu, złożyłam kartkę na pół i położyłam ją z powrotem na stoliku. 
     Niedługo później przychodzi Jennifer, która mówi mi, że spotkała się z Diego. Na początku jestem na nią zła, później jednak decyduję się z nim spotkać. I najwyraźniej jestem zbyt przewidywalna, bo ta oznajmia, że mam się z nim spotkać o 18 w parku.



* * *


     Kilka minut przed 18 przemierzam park w czarnym płaszczu, rozglądając się, czy na jakiejś ławce nie siedzi mój były chłopak. W końcu go widzę - opiera się łokciami o swoje nogi i patrzy przed siebie. Zatrzymuję się, wiedząc iż to ostatnia szansa na rezygnację. Biorę jednak głęboki oddech, wkładam ręce do kieszenie płaszczu i podchodzę do ławki, po czym na niej siadam. Podnosi wzrok i na mnie spogląda, a ja jedynie lekko się uśmiecham.
     - Hej - mówię cicho.
     - Cześć - odpowiada. - Cieszę się, że w końcu chciałaś się ze mną spotkać.
     - Przyszłam Ci powiedzieć, że... - Zawieszam na chwilę głos. - Że w tym momencie nie potrzebuję kogoś, kim dla mnie byłeś, Diego. Ale bardzo potrzebuję prawdziwego przyjaciela. I wiem, że mimo swoich wad, jesteś w stanie nim dla mnie być. Mogę cię o to prosić?

* * *

Hm, nie ma Leosia i od razu szybciej rozdział mi się pisze ;O Ten napisałam w jakieś półtorej godziny, a to jest mój osobisty rekord ;D Dostałam kompa mamy, niestety zapewne tylko na dzisiaj i jutro mogę o nim pomarzyć, ale... Zawsze jest jakieś ale ;D Mój laptop wróci prawdopodobnie w środę. Choć to nie jest pewne, bo a) gdybym oddała laptopa do naprawy wcześniej koszt wynosiłby 30zł (zacięła się jakaś tasiemka czy coś i jakoś ekran jeździł, pojawiały się różne kolorki, a gdy się ruszyło ekranem to albo przestawało, albo jeszcze bardziej "jeździło") Cóż, tak się okazało, że gdy ruszanie ekranem nie pomagało naprawdę się zdenerwowałam (tak robiło się jeszcze przed tym jak mój pierwszy dysk się popsuł, a aktualnie mam czwarty) i zbyt mocno uderzyłam w ekran (czyt. aż mnie w ręce mrowiło ;D). W jakiś magiczny sposób stłukłam ekran, ale jakoś od środka i trzeba cały wymienić ;D Tak oto z 30zł zrobiło się 150-200 ;> Tsa... b) gościu, któremu dałam tym razem laptopa jest jakimś cudotwórcą (jak mi znowu padnie dysk idę do niego)/(odpalił laptopa, który został obsikany przez kota ;OOOOO) i dostaje około 7-10 laptopów do naprawy dziennie. 
Eh, tyle paplania a o rozdziale ani słowa. Powiem tyle - dobrze mi się go pisało i nawet podoba mi się ten list, jedynie ostatni wątek coś mi nie pasuje, ale mówi się trudno. Zawsze musi być coś xD 
Czekam na Wasze opinie :*

Nicol :*

40 komentarzy = Rozdział 23

8.23.2014

Informacje, podziękowania i propozycja

Witam Was w ten nadzwyczajny wieczór! No dobra - on jest zupełnie zwyczajny ;D

Zacznijmy może od informacji:

1#Ci, którzy czytają mojego drugiego bloga wiedzą już, że mój komputer znów się popsuł. Jej, wytrzymał od środy aż do dzisiejszego dnia ;o ;D Tym razem to jest raczej coś innego niż padnięty dysk, w dodatku zanoszę komputer do innego serwisu, gdzie mam nadzieję w końcu go naprawią raz na chociaż 6 miesięcy. Zaniosę go niestety dopiero w poniedziałek, a jutro wyjeżdża mój tata. Z kolei laptop mamy (który także był w naprawie O.O) wraca w poniedziałek. Jutro tak więc nic się nie pojawi ani na tym blogu, ani na drugim. Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie przybędzie zgraja anonimków, które będą miały pretensje do mnie. Bo to, że mój laptop po 4 latach postanowił iść do naprawy po raz pierwszy i tak mu się to spodobało, że wraca tam średnio co 2 miesiące to nie moja wina :)

2# W poprzednim rozdziale był szantaż czy jak to zwać. Myślałam, że nie musze tego pisać pod każdym rozdziałem, ale trudno - napiszę to ostatni raz tutaj. Nie będę liczyć spamu typu raz komenatzr z konta, raz z anonima; wstawiane minuta po minucie. Równie dobrze mogę sobie sama 40 komentarzy napisać. Rozumiem, że najwyraźniej taka osoba chce bardzo kolejny rozdział, ale cóż... musi poczekać :)

3# Proszę - nie nominujcie mnie do LBA. Cieszy mnie, że tylu ludzi uważa, że mój blog na to zasługuje, ale ja i tak tego nie robię; nie mam czasu, gubię się w tych nominacjach itd. A poza tym z tego co czytałam kiedyś o tym, nominuje się małoznane blogi. No cóż z pewnością mój blog nie jest najbardziej znany na bloggerze, ale prawie 300tys wejść i prawie rok istnienia to chyba wystarczająco dużo, żeby już nie zaliczać go do małoznanych blogów. ;)

4# Tak jak wyżej niedługo stuknie 300 tysięcy wejść (i to jest część z informacjami i podziękowaniami). Czekałabym i zrobiłabym odpowiednią notkę, kiedy to już nastąpi, ale skoro jest akurat okazja, a w sumie i tak nie podaje statystyk czy coś, więc mogę tutaj króciótko napisać jakieś podziękowania. A więc DZIĘKUJE! <3 Wszystkim, którzy są tu od początku, a także tym, którzy czytają tego bloga od 2 dni. W szczególności dziękuję osobie, która zrobiła dla mnie strasznie dużo i jest to Vivien. Ja wiem, że ona tego nie czyta, i nigdy nie przeczyta, ale po prostu czuję potrzebę podziękowania jej. Mimo, iż pod koniec naszej znajomości było naprawdę ciężko, i inne osoby, gdyby znały całą sytuacje nazwałyby mnie jakąś idiotką, ale Vivien zawsze gdzieś tam będzie zajmowała swoje miejsce w liście osób, na których szczególnie mi zależy <3 I to z pewnością się nie zmieni. Dziękuję także Nath, Miśkowi i Kathy, które potrafią mi poprawic humor dosłownie zawsze. A także Cannelli, Caroline, xAdusiax, Kindze <3 Mogłabym zacząć wymieniać wiele osób, ale wolę aby znalazły się tu po prostu te najważniejsze dla mnie :*

5# W październiku jest rocznica tego oto bloga. Ja wiem, że to jeszcze sporo czasu do października, ale ja strasznie wolno myślę, i nie potrafię dotrzymywać obietnic składanych samych sobie, więc pisze to tutaj. Jeśli do tego czasu pojawi się tu notka w styłu "odchodzę", zlinczujcie mnie, pohejtujcie, powyzywajcie i sprawcie abym płakała i w podskokach pisała kolejny rozdział! Będę wdzięczna xD Co do tej rocznicy chciałabym tu zrobić takie Party hard! xDD Dlatego mam nadzieję wymyślic coś przez te 2 miesiące, ale myślę, że moglibyście mi jakoś pomóc. Piszcie mi w komenatarzach, prywatnie, co mogłabym zrobić na tą okazję. Uprzedzam, że nie wkleję tu swojego zdjęcia (bo z Waszymi kompami stanie się jeszcze to samo co z moim [KLIK]) ani nie zrobię konkursu na One Shot'a (to mi niszczy psychikę i wrawia w kompleksy). I proszę aby pojawił się tu chociaż jeden komentarz dotyczący tego, a nie totalna zlewka punku 5 ;>

Pora na propozycję:

Zanim wróciła mi ta wstrętna faza na Leonettę (da się to jakoś leczyć?) miałam dwa pomysły na opowiadanie z innymi bohaterami. Tak sobie myślałam, że po skończeniu tego opowiadania mogłabym je tutaj zrealizować w formie córka Leonetty i jej historia. Chciałabym Was jednak zapytać o zdanie na ten temat, bo nie chcę, żeby z 40 komenatzry pod rozdziałami zrobiło się 5. Ich córka napewno byłaby w liceum, ale z pewnością nie będę się skupiać na jej wykształceniu i bez względu na to jaki pomysł wybiorę będzie zrywała się z lekcji, miała jakieś problemy (poważniejsze lub mniej poważne) i to na czym wszystkim zależy, czyli - nie będzie... eee... dziewicą xDDDD Napiszcie w komentarzach co o tym myślicie i - żeby nie było - nie podoba Wam się; piszecie to w komentarzu, a ja biorę się w garść i wymyślam coś o Leonetcie.

Koniec tej strasznie długiej notki :/ Mam nadzieję, że nie jest do końca bezsensowna, i większość osób ją przeczyta :)

8.21.2014

Rozdział 21: Kiedy mam jechać?

Staję przed lustrem w małej łazience i jeszcze raz dokładnie patrzę na twarz. Sporo pracy włożyłam w to, aby nie było widać, co robiłam dzisiejszej nocy. I chyba mi się udało - przynajmniej mam taką nadzieję.
     Oglądam także swoje ubranie, upewniam się, czy nie jest pogniecione. Mam na sobie białą ołówkową sukienkę bez rękawów, czarną marynarkę i ciemne szpilki. Moje włosy są związane w koka. Chcę wyglądać na kogoś, kto nie spędził nocy na płaczu i jest szczęśliwy ze swojego życia. W środku czuję się okropnie, ale to nie oznacza, że tak muszę wyglądać na zewnątrz.
     Opuszczam łazienki i trafiam do przedpokoju. Z niego zabieram torebkę, a następnie ruszam do firmy. Pieszo. co z tego, że droga spacerem zajmie mi prawie 2 godziny? Pracę zaczynam dopiero za 2 i pół. Nie mogłam w nocy spać, dlatego też szybciej się przyszykowałam, a nie widzę sensu, żeby siedzieć w domu i gapić się w ściany.
     Idę powolnym krokiem, obserwując otaczających mnie ludzi. W sumie nie ma ich wielu. Próbuję jednak odwrócić swoją uwagę i zająć czymś umysł, aby nie myśleć o Leonie. Przyjdzie dzisiaj do pracy? Z jednej strony chcę go zobaczyć i pragnę, żeby to zrobił. Z drugiej, gdy tylko go ujrzę, wiem, że się rozpłaczę i nie chcę z nim rozmawiać. Wczoraj powiedziałam wszystko, co potrzebowałam. Należy teraz wrócić do szarej rzeczywistości, w której jestem zwykłą pracownicą w wielkiej firmie, i praktycznie nic ciekawego - poza pracą - w moim życiu się nie dzieje. I dobrze. Tak zaoszczędzam wiele niepotrzebnych łez i uczuć. Miałam życie poza pracą i jak to się skończyło? Bólem i cierpieniem. Nigdy więcej.
     Droga zajmuje mi akurat tyle czasu, ile mam do zużycia. Kiedy docieram, od razu kieruję się do windy. Za mną - niestety - wchodzi Leon. Podejrzewam, że na początku mnie nie poznaje, bo prawie w ogóle na mnie nie patrzy, a wita się cichym "dzień dobry". Po chwili jednak podnosi wzrok i widzi, że to ja. Wciska guzik na najwyższe piętro i staje obok.
     - Dzień dobry - odpowiadam na jego wcześniejsze powitanie.
     - Ja... - zaczyna, ale nie kończy. Dojeżdżamy na 1 piętro, gdzie do windy wchodzą 3 osoby - 2 kobiety i 1 mężczyzna. Cała trójka jest elegancko ubrana i zna Leona. Co ja gadam? Wszyscy w tej firmie znają Leona! Przecież to  s y n  p r e z e s a.
     Zapewne jego wypowiedź miała kontekst prywatny, ponieważ po wejściu innych pracowników nie kontynuuje. Może to i lepiej, myślę. Z pewnością to lepiej! 
     Gdy docieramy na najwyższe piętro, od razu wychodzę - mimo iż widzę, że szatyn chce mnie zatrzymać. Jak najszybciej zamykam się w swoim gabinecie i staram się skupić na pracy. Verdas na szczęście mi nie przeszkadza.

Lara

     Wychodzę z windy i od razu kieruję się  do gabinetu ojca. Muszę z nim porozmawiać i to zaraz, teraz! Rozumiem, że nie polubił Violetty, ale takiego świństwa nie spodziewałam się nawet u niego. Wczoraj - gdy pomagałam mamie sprzątać dom - natknęłam się na szarą teczkę. Kiedy ją otworzyłam, ujrzałam całą masę zdjęć Castillo, i różnych informacji. Infromacji, których nie powinnam czytać - on zresztą też.
     Wróciłam do domu i postanowiłam dokładnie przemyśleć, co mu powiem, ale dzisiejszego dnia - po przespaniu się z tą myślą - stwierdzam, że po prostu mu wygarnę. To co robi jest po prostu chore! Jak on może wynajmować detektywa? Przecież to zwykła pracownica; jestem pewna, że nie znajdzie na jej temat niczego, co zaszkodziłoby tej durnej firmie.
     Podchodzę do drzwi i powoli chcę wejść, rezygnuję jednak, gdy widzę, że ojciec nie jest sam - rozmawia z jakimś mężczyzną. Stoję więc przy uchylonych drzwiach i czekam aż skończą - całkiem przypadkiem słuchając również ich rozmowę.
     - Co to jest? - pyta mój ojciec, pokazując na szarą kopertę podpisaną "Castillo". 
     - Coś dzięki czemu będziesz miał idealny powód, aby zwolnić dziewczynę - odpowiada drugi mężczyzna.
     Ojciec bez najmniejszego zastanowienia, otwiera kopertę. Wyjmuje z niej jakieś zdjęcia. Od razu widzę, że jest zaszokowany, i jednocześnie zdenerwowany nimi. Ciekawe, co się na nich znajduje.
     - I co? Zawołać ją za ciebie?
     - Nie, najpierw chcę porozmawiać z synem - mówi szybko i stanowczo. O czym on chce rozmawiać z Leonem?!
     - Jasne, powodzenia.
     Kiedy widzę, że mężczyzna chce wyjść, uciekam. Czekam parę minut w bufecie i wracam z powrotem do - teraz pustego - gabinetu. Na szczęście tata zostawił kopertę. Wyjmuję z niej zdjęcia, i na 100% mam identyczną minę, jak ojciec.

Jennifer

     Wczoraj byłam na spotkaniu z Diego. Tak jak myślałam - próbował wyciągnąć coś o Violetcie. Ma mnie chyba za kompletną idiotkę! Nawet pytając o to, co zamawiam, wypytywał o Violę. Oczywiście nic mu nie powiedziałam. I oficjalnie kończę ze spotykaniem się z tym... Nawet nie wiem, jak mogę go nazwać!
     Wracam właśnie do domu po pracy. Nie miałam dużo pracy, więc udało mi się szybko skończyć. Wchodzę do odpowiedniej klatki i zaczynam moją wspinaczkę po schodach. W dni takie jak te - kiedy ubieram szpilki - żałuję, że kupiłam mieszkanie na najwyższym piętrze.
     Kiedy docieram na górę, dostrzegam, że pod moimi drzwiami stoi jakiś mężczyzna. Gdy tylko się odwraca, rozpoznaję go.
     - Co tutaj robisz? - pytam nieźle zdenerwowana jego obecnością.
     - Przyjechałem, żeby porozmawiać z tobą i Violettą. Proszę, Jenn, wpuść mnie.

Violetta

     O 18 moim jedynym zadaniem jest zaniesienie Verdasowi papierów do podpisania. Wtedy mogę iść do domu, obejrzeć kiepską komedię romantyczną i najzwyczajniej w świecie zasnąć. Chyba po raz pierwszy odkąd tu pracuje, udało mi się zrobić tyle rzeczy w tak krótkim czasie. Skupiłam się przede wszystkim na tym, aby opuścić to miejsce. By nie musieć przebywać tuż obok gabinetu Leona.
     Kiedy stoję już przy biurku i czekam, aż mój szef podpiszę wszystko, rozlega się pukanie do drzwi. Zanim mężczyzna coś powie, w gabinecie zjawia się Leon. Wita się z ojcem i kieruje swój wzrok na mnie.
     - Wołałeś mnie - mówi, nadal koncentrując się na mojej twarzy. - Coś się stało?
     - Udało mi się załatwić wszystko z twoim wyjazdem dzisiaj.
     Niech zgadnę - kolejna delegacja. Szef ich nie cierpi, więc gdy tylko może wykorzystuje pracowników, aby jechali za niego.
     Szatyn przenosi swój wzrok na starszego Verdasa.
     - Kiedy mam jechać?
     - Pojutrze. Będziesz tam 3 miesiące, chyba, że zechcesz, aby wasze dziecko urodziło się tam; wtedy będziesz mógł ten okres przedłużyć.
     Co?!

* * *

Przepraszam, że taki krótki :// Chciałam go po prostu jak najszybciej dodać. Wróciłam właściwie w środę (była już 2 w nocy) ale miałam tyle na głowie, że za wiele czasu nie znalazłam na napisanie rozdziału :/ Mieszkałam w jakiejś wsi w górach, w domu ludzi z 5 dzieci, którzy mieli owce i kury ;| Ale powiem Wam szczerze, że za Edytą i Klaudią już tęsknię <3 Aż żałuję, że to tylko tydzień! xD
\ Cóż, jak widzicie Leon prawdopodobnie wyjeżdża ;> Tak, to że wspaniale spędziłam czas, nie znaczy od razu, że będę równie wspaniała w opowiadaniu ;D Przynajmniej nie będziecie narzekali, że nudno :p Mam taką nadzieję xD
Czekam na Wasze opinie :*

Nicol <3

40 komentarzy = Rozdział 22

8.10.2014

Rozdział 20: Dla nas nie ma przyszłości...

Pragnę jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyjść z biura, wrócić do domu, położyć się i zasnąć, nie myśląc o tym wszystkim. Ale czy to w ogóle możliwe?
     Przez cały dzień nie mogłam się skupić na pracy. Wciąż myślałam o Francesce. Jak by zareagowała na wiadomość, że jej mąż ją zdradza? I to jeszcze z kobietą, z którą ona chce się zaprzyjaźnić. To jest niedorzeczne. Cała ta sytuacja jest  n i e ź l e  p o k r ę c o n a.
     Chyba z dziesięć razy w ciągu jednej godziny wyobrażałam sobie, co stanie się, gdy nadal będziemy to ciągnąć. Gdy Fran urodzi. Co by było gdyby dopiero za kilka lat jego dziecko się o tym dowiedziało? Czy my w ogóle mamy przyszłość?
     - Violetta. - Cholera. - Musimy porozmawiać - rzuca i znika w swoim gabinecie.
     Przez chwilę stoję i zastanawiam się, czy wejść. Zawsze możesz zwiać, myślę. Gdybym uciekła nie musiałabym się teraz tłumaczyć, po do w ogóle u niego rano byłam i dlaczego przez cały dzień unikam rozmowy z nim.
     Musiałabym jednak jutro tłumaczyć się, dlaczego wyszłam i z nim nie porozmawiałam.
     Biorę głęboki wdech i wchodzę. Zamykam za sobą drzwi. Podchodzi do mnie i chce pocałować mnie w policzek, ale ja się odsuwam. Nie wiem, dlaczego. Dociera do mnie to, że w ogóle to zrobiłam, dopiero gdy widzę w jego oczach zaskoczenie. Żeby uniknąć tłumaczenia kolejnej rzeczy, lekko całuję go w usta. Następnie podchodzę do krzesła i siadam. Szatyn chwilę stoi, ale później również siada na czarnym, skórzanym krześle naprzeciwko. Wpatrujemy się w siebie. Widzę, że próbuje wyczytać coś z mojej twarzy, ja jednak skutecznie mu to uniemożliwiam. Zachowuję pełną powagę - jakbym rozmawiała z synem szefa, a nie kochankiem.
     - Rano chyba chciałaś mi coś powiedzieć... - zaczyna niepewnie. - Francesca nam przerwała.
     Prostuję się i wzdycham cicho.
     - To już nieaktualne.
     - O co chodziło? - W jego głosie słychać lekką irytację. Pff...
     - To moja sprawa prywatna.
     Marszczy brwi.
     - To wszystko?
     - O co chodzi?
     Nie mam ochoty mu o tym mówić. Wiem, że zachowuję się, jakbym go za coś karała, ale inaczej nie potrafię. Nie mogę mu kazać zerwać z Francescą, ale nie mogę także udawać, że wszystko gra, a mi to wcale nie przeszkadza. To byłoby jak kłamstwo, a raczej powinniśmy sobie ufać i nie okłamywać siebie.
     - Jestem zmęczona - mówię. - Skończyłam już swoją pracę.
     Wstaję i kieruję się do drzwi.
     - Odwiozę cię - słyszę za plecami.
     - Nie trzeba. - Ale on po prostu ubiera marynarkę i wychodzi.
     Idę za nim z lekko spuszczoną głową. Wchodzimy do windy, nie odzywamy się od siebie. Odchodzę jak najdalej, i opieram się o ścianę, po czym patrzę na swoje buty. Widzę, że szatyn chce coś powiedzieć, ale zanim to robi do windy wsiada inny pracownik. Wita się z Leonem i staje między nami. Zjeżdżamy windą na dół.


* * *


     Jedziemy w ciszy - bardzo niezęcznej ciszy. Opieram głowę o szybę i podziwiam miasto, w którym zdążyło zrobić się już ciemno - im bliżej zimy, tym dłużej i szybciej mogę podziwiać takie widoki. Przypomina mi to o chwilach, w których byłam sama. Siedziałam na ławce w parku i po prostu myślałam. Z dala od bezwzględnego Bena, bezbronnej matki i mającego mnie gdzieś ojca.
     Zastanawiam się, co teraz robią - cała trójka. Nie otrzymałam odpowiedzi od matki. Po mojej głowie krąży mnóstwo pytań, które dotyczą właśnie ich. Czy matka nadal jest z Benem? Czy Ben się choć trochę zmienił? Czy ojciec w ogóle chce się ze mną skontaktować? Boję się, że nie uzyskam odpowiedzi.
     - O czym myślisz? - wyrywa mnie głos Leon.
     Przymykam oczy. Nie odpowiadam, ale on nie powtarza pytania. Zaufałam mu już na tyle, żeby powiedzieć o moich prawdziwych rodzicach. Ale niewiele wie o Benie. Ufam mu na tyle, żeby to wszystko powiedzieć? Przecież nie wie o tym nikt poza Benem, moimi rodzicami, mną i Jenn.
     Dopiero po jakiś 10 minutach się odzywam.
     - O mojej rodzinie.
     Widzę, że zastanawia się, co mi odpowiedzieć. Ja jednak nie chcę, żeby odpowiadał cokolwiek. Pragnę zmienić temat, ale zupełnie nie wiem, na jaki.
     - Twój ojciec tak się ucieszył, że zgodziłeś się u niego pracować, że zapomniał o tym, że chciał mnie zwolnić - mówię pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Na jego twarzy dostrzegam cień uśmiechu.
     - Wziąłem tą pracę dla ciebie.
     Gwałtonie odwracam się w jego stronę. Spogląda na mnie, ale nadal skupiony jest na drodze. Jak to dla mnie?
     - Dlaczego?
     Wzrusza ramionami, zatrzymując się na czerwonym świetle.
     - Gdybym znalazł pracę, gdzie indziej zapewne dużo rzadziej byśmy się widywali.
     - Tym bardziej, że masz żonę i niedługo zostaniesz ojcem.
     Od razu żałuję tych słów. Są dużo bardziej oschłe niż chciałam, żeby były. Poprawka - w ogóle nie chciałam żeby takie były. Tak to jest jak najpierw mówię, a potem myślę...
     Wzdycha i otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale zamyka je i przez resztę drogi się do siebie nie odzywamy.
     Kiedy jesteśmy już pod moim domem, bez zastanowienia wysiadam. Marzę tylko o tym, żeby rzucić się na łóżko, wtulić w poduszkę i zasnąć. Na chwilę zapomnieć o tym koszmarnym dniu.
     Leon jednak wysiada za mną.
     - Zaczekaj - zatrzymuje mnie. Nie chcę czekać, ale chyba powinnam. Nie mogę go ot tak olać. - O co chodzi?
     Odwracam się do niego i unoszę pytająco brew. Naprawdę nie wiem, o czym mówi. Dobra, nie chcę przyjąć tego do wiadomości.
     - Zachowujesz się dzisiaj dziwnie - wyjaśnia poważnym tonem. - I jest tak od samego początku dzisiejszego dnia. O co chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
     Wzdycham głośno i przez chwilę zastanawiam się, co mu powiedzieć. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiem. I nie chodzi już nawet o to, że nie wiem, jak ułożyć to w słowa, ale o co mi właściwie chodzi. O Francescę? Przecież nie powiem mu, że ma z nią zerwać. I nagle do mnie wszystko dociera.
      - Zastanawiałeś się kiedyś jak wyglądałaby nasza przyszłość? - pytam i, nie czekając nie odpowiedź, mówię dalej. - Będziemy się spotykać, gdy twoje dziecko będzie w szkole, a Fran w pracy? A może tylko wtedy, gdy oni gdzieś wyjdą. I co? Do czego to w ogóle zmierza? Leon, dla nas nie ma przyszłości...
     Stoi i wpatruje się we mnie. Widzę, że chce coś powiedzieć, ale nie wie, co. Zresztą ja też nie za bardzo to wiem. W oczach czuję łzy, które chcę zetrzeć, powstrzymać, ale nie mogę. Zastygam i wpatruję się w niego, on także. Właśnie powiedziałam coś, co oboje wiedzieliśmy od początku. Nie chcieliśmy po prostu dopuścić do siebie tej myśli - i to był nasz błąd.
     - Uznałam, że... Że lepiej powiedzieć to teraz, niż gdy ty będziesz już miał pełną rodzinę, której ja nie chcę i nie zamierzam niszczyć - mówię. - To koniec, Leon.
     Nie czekając aż coś odpowie, odwracam się i idę do domu. Tam od razu wchodzę do sypialni, rzucam się na łóżko i płaczę w poduszkę. Najbardziej boli mnie to, że się w to wpakowałam. W końcy, gdybym wtedy nie poszła tam, do jego biura, dzisiaj nie wypłakiwałabym łez w poduszkę tylko siedziała i pracowała lub spała. Nic by się nie zmieniło, i teraz bym nie cierpiała.


* * *

Krótko - wiem. Ale chciałam coś jeszcze dziś dodać, bo we wtorek wcześnie rano wyjeżdżam i tak jak pisałam, podejrzewam, że rozdziały się nie będą pojawiać w tym czasie. Postaram się napisać jeszcze 2. na drugiego bloga, mam nadzieję, że mi się uda, bo w sumie cały pomysł mam i początek, więc trzeba to tylko dopracować i napisać. Nie wiem, kiedy wrócę, bo to nie jest tak, że będę spała w hotelu, tylko u kolegi mojego taty, więc mogę tam siedzieć nawet do 20 (wtedy moim rodzicom będzie kończył się urlop). Dodałam zakładkę "Zapytaj bohatera" i chcę jeszcze zaaktualizować "Spis rozdziałów" oraz "Bohaterowie" nie wiem, czy mi się to uda, ale postaram się xd.
Jak widzicie rozstanie Leonetty nadeszło. Chcę, żeby potrwało parę rozdziałów, więc nie spodziewajcie się, że w 21. się pogodzą ;D
Mam nadzieję, że mimo długości się Wam podoba i czekam na opinie.

Nicol <3

PS
ZAPRASZAM ;D [KLIK]   

8.07.2014

Znowu nowy blog ;D

Któryż to już nowy blog? ;o Bez dłuższej przemowy, zapraszam na upragnionego (albo i nie) bloga o Udawanej narzeczonej. [KILK] Wszystko, co powinniście wiedzeć, znajduje się tam, pod rozdziałem pierwszym ;) Mam nadzieję, że wpadniecie (lepiej dla Was, żeby tak było ;>)

Co do rozdziału - jest w trakcie pisania i powinnam zdążyć przed wyjazdem, ale nie obrażę się jeśli znajdzie się tam trochę więcej kom xD

8.04.2014

Rozdział 19: Przeszkadzam?

Wstaję i otrzepuję się z trawy. Przyglądam się sobie. Mam ubraną różową sukieknę do kolan, w pasie jest zapięty pasem. Na moich nogach zaś widnieją płaskie sandały pod kolor paska, a na głowie mam koka i opaskę również takiego samego koloru jak buty. Paznokcie mam pomalowane odżywką, a na ustach mam jedynie błyszczyk.
     Powoli się obkręcam, aby dokładnie obejrzeć, co jest wokół mnie. Nie ma tu nic poza pustą przestrzenią. Ja, trawa, niebo i słońce - tylko to znajduje się w zasięgu mojego wzroku.
     Zaczynam zastanawiać się, gdzie jestem, skąd się tu wzięłam. Zupełnie nic nie pamiętam. Gdzieś za Buenos Aires?, pytam w myślach. Z pewnością. Znam całe miasto na pamięć i nie przypominam sobie żadnej... łąki?
     Nie wiem, co robić. Ruszyć się i znaleźć kogoś czy zostać i czekać aż ktoś znajdzie mnie? Bezradna opadam na kolana, po czym chowam twarz w dłoniach i chwilę siedzę tak, zastanawiając się, co robić. Po minucie jednak puszczam dłonię i patrzę w niebo. Nie widać ani jednej chmury. Jest tak gorąco, że gdybym miała wybierać między informacją, gdzie jestem a butelką wody, wybrałabym wodę.
     - Violetta! - słyszę znajomy głos.
     Szybko wstaję w nadziei, że to dzieje się naprawdę, a nie zaczyna mi odbijać. Odwracam się i widzę Leona. Bez słowa podbiegam do niego i mocno się przytulam. Wdycham przez chwilę woń jego wspaniałych perfumów, a następnie całuję go. Bez wahania oddje ten pocałunek. W tym momencie czuję się bezpieczna, bo wiem, że on jest obok.
     Kiedy się odrywamy, uśmiecham się do niego. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale za jego plecami stoi Francesca. Przygląda się nam, a z jej twarzy nie da się nic wyczytać. Smutek złość?
     Leon widząc moją minę, również się odwraca. Puszcza mnie i pochodzi do Włoszki. Całuje ją namiętnie, a ja nie wiem, co mam robić. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego tylko ja tego nie wiem?
     Kobieta po oderwaniu szczerze się do niego uśmiecha, a potem patrzy na mnie. Teraz wyraźnie widzę w jej oczach złość. Wygląda jakby chciała mnie rozszarpać. Dlaczego Leona całuje, a na mnie tak patrzy?! Co się tu do jasnej cholery dzieje?!
     Podchodzi do mnie i nagle zmienia się. Jej oczy stają się czarne, zaś miętowa sukienka przeistacza się w również ciemną. Wokół niej zaczyna unosić się dym takiego samego koloru. Blada karnacja wygląda, jakby właśnie pocierała o nią węgiel. Podchodzi coraz bliżej, a ja stoję z miejscu przerażona. W końcu jednak zaczynam uciekać. Biegnę przed siebie, niezważając na to, czy mnie goni, czy może dała sobie spokój. Nagle łąka zmienia się w chodnik, a z obu moich stron jest jakiś mur.
     Nagle przede mną pojawia się identyczny.
     Podbiegam jak najbliżej i odwracam się. Stoi tam i patrzy na mnie. Podchodzi, a ja z każdym jej krokiem cofam się. W końcu nie mam, jak, ponieważ stoję tuż pod murem i opieram się o niego plecami. Zaczynam krzyczeć, wołać o pomoc, ale i tak nikt nie przybiega.


* * *


     Budzę się, krzycząc. Rozglądam się - jestem w swojej sypialni. Mam na sobie koszulę nocną, a w pomieszczeniu nie ma ani Francesci, ani Leona.
     - To był tylko sen - szepczę do siebie.
     Kładę sobie rękę na wilgotnym od potu czole. Po chwili zastanowienia wstaję i idę do kuchni, gdzie wypijam całą butelkę wody. Opieram się o blat i głośno oddycham. Wdycham powietrze nosem, i wydycham ustami. Przestaję dopiero po kilku minutach. Mam dość obaw, że Francesca dowie się o mnie i Leonie. Wiedziałam na co się pakuję, rozpoczynając romans z jej mężem, ale nie myślałam, że to będzie aż tak trudne. Tym bardziej, że ona zaczyna się czegoś domyślać.
     Muszę porozmawiać z Leonem. Chcę, żeby wiedział o tym, że wcale nie jest mi tak łatwo, i żeby mnie wspierał. Wiem, że mogę tego od niego oczekiwać.


* * *


     Jestem w drodze do pracy. Przez resztę nocy nie mogłam zmrużyć oka i zdaję sobie sprawę z tego, że wyglądam teraz jak zombie. O ile nie gorzej. Mam na sobie byle jaką spódniczkę, koszulkę i marynarkę, która w ogóle nie pasuje do reszty stroju. Nie wspomnę już o butach. W dodatku obok mnie siedzi chłopak - na moje oko wygląda na jakieś 15 lat - który wygląda jakby chciał mnie przelecieć. Co więcej cały czas gapi się na moje piersi i myśli, że tego nie widzę. Poprawiam więc koszulkę, aby jak najbardziej zakryć swój biust.
     Gdy tylko dojeżdżamy na mój przystanek, jak najszybciej wysiadam i idę szybkim krokiem w stronę firmy. Wjeżdżam windą na odpowiednie piętro, witam się z Ludmiłą, siedzącą jak zwykle pszy swoim biurku i wchodzę do swojego gabinetu. Odkładam torebkę na biurko i zaczynam obmyślać, co powiem szatynowi. Dlaczego nie zrobiłaś tego w domu, idiotko?, myślę. Albo chociaż w autobusie. 
     Kiedy już dokładnie wiem, co mu powiem, wychodzę ze swojego gabinetu i kieruję się do Verdasa. Niepewnie pukam i kiedy słyszę jego głos, wchodzę. Zamykam za sobą drzwi i podchodzę do niego. Na mój widok się uśmiecha, po czym całuje mnie delikatnie. Odrywa się i uśmiech znika z jego twarzy.
     - Coś się stało? - pyta, widząc moją minę.
     Nagle zapominam wszystko, co chciałam mu powiedzieć. Nie wiem zupełnie nic - jak zacząć, kontynuować ani skończyć. Kiedy otwieram usta wydaję z siebie jedynie cichy jęk bezsilności i wtulam się w jego tors. Pachnie identycznie jak w moim śnie koszmarze. Mam nadzieję jednak, że nie pojawi się tu Franncesca, która mnie rozszarpie.
     Chcę opowiedzieć mu o moim śnie, gdy ktoś puka do drzwi. Szybko się odsuwam, a Leon pozwala wejść. W gabinecie pojawi się Francesca. Błagam, nie zmieniaj się w postać jak z horroru, proszę w myślach.
     - Przeszkadzam? - pyta na mój widok.
     Leon otwiera usta, żeby coś odpowiedzieć, ale jestem szybsza.
     - Nnnie, nic więcej nie chciałam.
     Zmierzam w stronę drzwi, nawet nie patrząc na Leona. Włoszka posyła mi serdeczny uśmiech, którego ja nie jestem w stanie odwzajemnić. Po prostu wychodzę.
     Gdy wchodzę do swoego gabinetu siadam przy biurku i zaczynam płakać. Nienawidzę tego, ale teraz nie mogę się powstrzymać, nie potrafię.

* * *

Przybywam z 19, która była pisana na spontana, ale jakoś dziwnym trafem treść (nie wykonanie!) mi się podoba ;D Niedługo koniec szczęsliwej Leonetty ;> Przepraszam oczywiście za błędy, ale nie mam jak ich sprawdzić, bo ten Szwedzki komputer mnie nienawidzi. Aktualnie cały tekst jest podkreślony [KLIK] ;///
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na opinie :*
Im więcej komentarzy tym szybciej next ;P

Nicol <3

Deja vu [EDIT]

Krótko, zwiezle i na temat.
Rozdziału nie będzie, bo komputer PONOWNIE jest w naprawie. Tym razem komp mamy też jest popsuty, więc zupełnie nie mam jak go napisać.
PS
I tak nie ma wystarczajacej ilości komentarzy.

[EDIT]
Tata dał mi swój komputer, a dzisiaj idzie po mój do serwisu (robić aferę, ale obchodzi mnie tylko to, żeby mój komp działał :D) Tak więc postaram się coś napisać, ale nic nie obiecuję, bo pierwsza sprawa to to, że komputer jest cały po Szwedzku, i praktycznie nie umiem na nim nic zrobić, poza wejściem w bloggera XD Do wczoraj nie było Polskich zanków, ale dzisiaj tata już mi ustawił Polską klawiaturę. Mimo to boję się, że będzie mnóstwo błędów, bo praktycznie każde słowo mi podkreśla i autokorekta jest po Szwedzku :/// Będę się starała, ale nic nie obiecuję. Druga sprawa to to, że nie wiem czy w ogóle znajdę czas.