- Ale przecież możecie zaadoptować dziecko. - Powiedziała Fran. Miała rację. Mogą zaadoptować dziecko. Ale w tym momencie na pewno tego nie zrobią. Natalia jest załamana.
Przez cały dzień staraliśmy się ją uspokoić. Na marne... Naty wciąż płacze.
- Przynajmniej nie będą buzować Ci hormony. - Odezwał się Tomas.
- Ale ja chcę, żeby mi buzował hormony! - Powiedziała, po czym ponownie wybuchła płaczem.
Wieczorem razem z Leonem, Fran i Marco wróciliśmy do domu. Włoszka i jej mąż poszli do sypialni, a my opadliśmy na kanapę. Ponte są nami przyjaciółmi, martwimy się ich problemami i cieszymy szczęściem. Nie rozumiem, dlaczego to właśnie ich to spotkało.
- Chcesz coś do picia? - Zapytał Leon, wyrywając mnie tym z moim przemyśleń.
- Nie, dzięki. - Odpowiedziałam. - Co teraz?
- Co z czym?
- No z Naty i Maxim. - Wytłumaczyłam krótko. - Tak bardzo chcieli mieć dziecko, a teraz okazuje się, że nie mogą.
- Mogą. - Oznajmił. - Przecież mają możliwość zaadoptowania dziecka.
- To nie to samo...
- Tak, czy siak to będzie ich dziecko. Bez względu na to czy Naty je urodzi, czy je zaadoptują.
- Co Ty byś zrobił w takiej sytuacji? - Zapytał. Leon podniósł pytająco brew do góry. - Co byś zrobił, gdyby okazało się, że jestem bezpłodna?
- Nie wiem...
- Zostawił byś mnie?
- Na pewno nie. - Zaprzeczył. - Nie pozwalam Ci tak myśleć. - Pogłaskał mnie po policzku. - Nigdy Cię nie zostawię.
- Obiecujesz? - Upewniłam się.
- Obiecuję. - Odpowiedział, po czym delikatnie musnął moje usta swoimi. Cieszę się, że mam przy sobie osobę taką, jak Leon. Wiem, że nigdy mnie nie zostawi. Zawsze przy mnie jest i mnie wspiera.
Po wykąpaniu się, poszliśmy spać.
*Tomas*
Przez całą noc Simon co chwila się budził. Płakał, a potem z powrotem zasypiał. A ja myślałem, że kiedyś nie spałem.
Ludmiła wymyśliła, że powinniśmy zrobić imprezę Ponte. Chce ich tak pocieszyć. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale to Ludmiła... Jak ona sobie coś wymyśli, to już nikt jej nie powstrzyma.
Postanowiłem wyjść wcześniej do Leona i Violi. Ostrzegę ich przed tym. Przechodziłem przez ulicę i nagle ujrzałem starszego pana. Szedł o lasce. Pokiwał mi. Zdziwiłem się tym gestem, ale odwzajemniłem go. Staruszek znalazł się za moimi plecami, a ja stanąłem na wycieraczce Verdasów. Gdy miałem nacisnąć dzwonek do drzwi, poczułem jak ktoś skacze mi na plecy. Okręciłem się, próbując zrzucić tą osobę. W końcu mi się to udało. Ujrzałem staruszka, który przed chwilą wskoczył mi na plecy.
- Ccco pan... - Mówiłem, ale nie udało mi się dokończyć, ponieważ ten spoliczkował mnie, po czym poczochrał moje włosy. Następnie zaczął się śmiać i uciekł. Przez chwilę przyglądałem się oddalającemu staruszkowi.
Kiedy wróciłem na Ziemię, zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi Leon.
- Czego chcesz? - Zapytał. - I czemu jesteś poczochrany?
- Jakiś staruszek mnie zaatakował. - Wytłumaczyłem krótko. Ten wyciągnął dłoń i położył ją na moim czole. - Co Ty robisz?
- Sprawdzam, czy nie masz gorączki.
- Hahaha, ale śmieszne. - Powiedziałem sarkastycznie. - Jest Violetta.
- Może... Zależy od tego, co od niej chcesz. - Oznajmił.
- Muszę z nią porozmawiać. Chciałem z Wami, ale z Ciebie zrezygnowałem.
- Pff, wal się. - Odparł, po czym zamknął drzwi.
Waliłem w nie, ale na marne. Leon nie miał zamiaru mi otworzyć.
Po kilku minutach przyszła Ludmiła z Simonem.
- Co robisz pod drzwiami? - Zapytała, pukając w drzwi. - Wiesz, że mogłeś wejść do środka?
- Leon zamknął mi drzwi przed nosem.
- Nie dziwę mu się.
- Co to miało znaczyć?
- Nic...
Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi otworzyła Violetta. Wpuściła nas do środka, po czym, na prośbę Lu, zawołała Fran i Marco. Następnie usiedliśmy na kanapie.
- O co chodzi? - Zapytała Francesca.
- Wiem, jak możemy poprawić humor Naty i Maxiemu. - Odpowiedziała z uśmiechem Ludmiła. Zaczyna się, pomyślałem.
- Oświeć nas. - Odparła Violetta. - Chociaż nie sądzę, że to będzie takie łatwe.
- Urządzimy im imprezę!
- Myślisz, że przyjdą na imprezę i będą się świetnie bawić? - Zapytał Leon. - To niedorzeczne.
- Ty się nie znasz. - Stwierdziła moja żona. - Siedź cicho.
- Ej! To mój dom. - Kłócił się.
- Masz pecha! Na górę!
- Pff, spadaj.
- Sam spadaj!
- Czemu ich wpuściłaś? - Zwrócił się do Violetty.
- Lu, mów dalej. - Powiedziała, po czym wszyscy zamieniliśmy się w słuch.
Ludmiła opowiedziała nam wszystko. Po dość długich namowach, zgodzili się wszyscy oprócz Leona.
- Dobra, więc nie robimy imprezy. - Zadecydowała Francesca.
- Co?! Ja chcę imprezę! Kiedy i gdzie?! - Pytał Leon.
- Gdzie byłeś przez ostatnie 2 godziny? - Spytał się go Marco.
- No tutaj.
- Przez ostatnie 2 godziny jako jedyny nie chciałeś się zgodzić na imprezę! - Oznajmiła Ludmiła.
- Dobra! Koniec tematu! Robimy imprezę, a Leon siedzi cicho! - Zarządziła Violetta.
- Ej!
- Cicho, bo będziesz spał w ogrodzie.
Leon od razu się zamknął.
- W takim razie, trzeba wszystko ustalić. - Powiadomiła nas moja żona. - Fran i Marco załatwią miejsce, Leon i Violetta przygotują jedzenie, a ja i Tomas muzykę.
- Dobra, może być. - Zgodziła się Francesca. Wszyscy przytaknęli. Następnie ja, Ludmiła i Simon udaliśmy się do naszego domu.
*Leon*
Pff, że ja niby mam spać w ogrodzie? Nawet, gdybym musiał, w nocy wróciłbym do Violi. Właśnie siedzi na kanapie i coś czyta. Fran i Marco poszli na górę do swojego pokoju. Usiadłem obok mojej żony i zacząłem się jej przyglądać. Po jakiś 2 minutach, spojrzała na mnie kątem oka.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Zapytała. - Mam coś na twarzy?
- Nie. - Zaprzeczyłem. - Nie przyglądam Ci się.
Wróciła do czytania. Nie odrywałem od niej wzroku.
Po kolejnych 2 minutach, zbliżyłem się i pocałowałem ją w szyję. Zaśmiała się pod nosem. Nie przerywałem czynności. W końcu oderwała wzrok od książki.
- Co robisz? - Zapytała z uśmiechem. Jaki ona ma piękny uśmiech...
- Nie widać? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. - Całuję moją żonę.
Wróciłem do poprzedniej czynności. Po chwili przeniosłem się na jej usta.
- Leon... - Wypowiedziała cicho moje imię. Spojrzałem na nią. - Co jak Fran i Marco zejdą?
- Nie zejdą. - Wróciłem do jej szyi.
- Ale...
- Bez "ale".
Po chwili odłożyła książkę na stolik. Całowaliśmy się coraz namiętniej. Zacząłem błądzić ręką po jej udzie, a ta powoli odpięła pierwszy guzik mojej koszuli. Lekko przechyliła się na bok, i teraz ja leżałem na niej. Po chwili odpięła już wszystkie guziki. Zaczęła wodzić rękoma po moim torsie.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach. Oderwaliśmy się od siebie. Ujrzeliśmy Francescę i Marco.
* * *
Koniec rozdziału to moja najsłabsza strona -.-
Przperaszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Miałam napisać rozdział w weekend, a tu nic :/ Zaczęłam go pisać i na samym początku się zacięłam. Dopiero dzisiaj byłam w stanie coś napisać ;)
Mam nadzieję, że zaskoczyłam Was sprawą z Naxi ;)
Co do Tomasa... Za kilka rozdziałów dowiecie się, o co chodzi z tymi dziwnymi sytuacjami xD
Do następnego :****