On – syn bogatego Verdasa. Szlachta starająca się dojść do władzy za wszelką cenę, nawet po trupach.
Ona – córka bogacza, Castillo, który jest jedyną przeszkodą na drodze Verdasów. Tak samo jak oni nie odpuszcza.
Oni – poznali się na dyskotece, jednak żadne z nich nie wie o sobie nic poza imionami i tym, że świetnie tańczą. Oboje wpadli sobie w oko i z utęsknieniem wyczekiwali kolejnych dyskotek, które zaczęli spędzać tylko w swoim towarzystwie.
***
Weszli do gabinetów swoich ojców i usiedli naprzeciwko nich wyczekując tego, co mieli im do powiedzenia.
- Wiesz, że Verdas/Castillo to nasz największy wróg. – Kiwnęli głowami. – Uprowadzisz jego syna/córkę. – Dostali koperty ze zdjęciami swoich ofiar. Zamarli patrząc na swoje fotografie, ale wiedzieli, że muszą to zrobić.
***
Jak co tydzień udali się na imprezę. Chłopak wyczekiwał dziewczyny zastanawiając się jak ma to zrobić i dlaczego ona to ona. Po chwili weszła i odszukała go wzrokiem. Kręcąc biodrami podeszła do niego. Biła się z myślami, które były dokładnie takie same jak myśli Verdasa. Nie chciała robić tego, co powinna. Nie chciała go zabijać. Ale jej ojciec… Z nim się nie wygra, doskonale to wiedziała. Przywitała się z nim pocałunkiem w policzek i pociągnęła go za rękę w stronę parkietu. Nie protestował. Stanęła tyłem do niego i zaczęła tańczyć skupiając na sobie wzrok męskiej części klubowiczów. Z szerokim uśmiechem wyrażający dumę, że to on jest jej wybrańcem, który może robić z nią praktycznie, co tylko chce położył dłonie na jej talii przyciągając ją do siebie i powodując, że teraz jej pośladki ocierały się o jego przyjaciela. Po chwili poczuła jak kładzie głowę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała mieć go blisko. W oczach kobiet będących w klubie widziała zazdrość. Nie ma, co się dziwić, w końcu Leon z pewnością należy do przystojnych mężczyzn. Chcąc zrobić wszystkim na złość i pokazać, że nie mają z nią żadnych szans odwróciła się przodem do chłopaka, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała namiętnie, a on odwzajemnił pocałunek łapiąc ją za pośladki. Uśmiechnęli się do siebie po oderwaniu. Oboje przy tym pocałunku czuli coś wspaniałego. Przyjemne ciepło rozchodzące się po ich ciałach, którego nie czuli nigdy wcześniej. Objął ją ramieniem i powędrowali do baru po drinki, z którymi udali się do stolika, gdzie siedzieli ich znajomi. Usiadł i posadził ją sobie na kolanach przyglądając się jej długim nogą odzianym w obcisłe, skórzane spodnie. Zaczęli rozmawiać ze wszystkimi jakby się z nimi przyjaźnili, sami zachowywali się jak para. Czuli się wspaniale w swoim towarzystwie i to ich przerażało.
Dopili drinki i wrócili na parkiet. Tańcząc kusili siebie nawzajem. Królowali na parkiecie, po chwili dołączyli do nich przyjaciele. Z uśmiechem obserwowali jak tańczy Marco z Fran. Violetta wiedziała, że Włoszka czuje coś do chłopaka, z kolei Leon wiedział to samo o przyjacielu. Po kolejnej dawce tańców wrócili do stolika, tym razem bez drinków, więc Castillo usiadła na Verdasie okrakiem i uśmiechnęła się szeroko. Chłopak ułożył dłonie w miejscu, gdzie wystawał dziewczynie pasek od stringów. Stwierdził, że tylko on ma prawo to widzieć, a nie cały klub. Pocałowali się, a po chwili dziewczyna wtuliła się w silne ramiona szatyna, po chwili rozmawiali wesoło z towarzyszami. Leon obserwując siedzącą na jego kolanach dziewczynę zauważył, że ta coraz częściej zamyka oczy.
- Chodź, odwiozę Cię – szepnął. Wyszli razem z klubu, zabierając wcześniej kurtki i torebkę dziewczyny. – Gdzie mieszkasz? – Zapytał, a kiedy odpowiedziała stwierdził, że to trochę daleko. Ruszył, więc w stronę swojego domu. W pewny momencie poczuł na spodniach dłoń dziewczyny. Z uśmiechem spojrzał na nią i zobaczył jej szeroko otworzone oczy. Zaśmiał się. – Ktoś tu się rozbudził – stwierdził – i przeszkadza mi w jeździe – dodał po chwili, na co szatynka się zaśmiała. Dokładnie czuł jak jej zwinne dłonie przesuwają się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu odpinają guzik i rozporek w jego spodniach. Jęknął i niechętnie zabrał jej rękę. – Kochanie, rozpraszasz mnie. W dodatku piłem, chcesz abyśmy wylądowali na drzewie? – Zapytał. Odpuściła. Chociaż właściwie to by było jej na rękę. Nie musiałaby robić mu krzywdy. Kolejne kilometry pokonywali w ciszy. Verdas na kilka kilometrów przed końcem trasy położył rękę na udzie Castillo, wcześniej biorąc jej i kładąc na swoim. W szybkim tempie odpiął zbędne w tym momencie zabezpieczenia spodni i wsunął dłoń pod ich materiał. Uśmiechnął się do siebie słysząc pomrukiwanie dziewczyny, kiedy przesuwał dłonią po jej skórze, to w górę, to w dół aż do zetknięcia z paskami bielizny. Wjechał na podjazd i opuścili samochód. Otworzył dom, wpuścił ją przodem i pokierował do łazienki. Sam udał się do gabinetu po pistolet i poszedł do kuchni. Parząc kawę nasłuchiwał, kiedy będzie schodzić. Dźwięk kroków usłyszałem dopiero po dwudziestu minutach. Kobiety, przeszło mu przez myśl i wywrócił oczami. Odczekał kilkadziesiąt sekund i odwrócił się w jej stronę celując w nią pistoletem. Zdziwił się, bowiem dziewczyna robiła dokładnie to samo.
- Więc wiesz? – Zapytali w tym samym momencie. Nie musieli odpowiadać. Stali tak przez dobre dziesięć minut nie wykonując żadnej czynności. Ich oczy wyrażały niewyobrażalny ból. – Strzelaj – znowu powiedzieli razem. Żadnej reakcji. Po chwili kobieta opuściła pistolet. Nie mogła tego zrobić. Nie mu. Patrzył na nią zaciekawiony.
- Nie mogę. Nie potrafię, nie chcę – szepnęła patrząc mu prosto w szmaragdowe tęczówki. Niewiele myśląc szatyn również odłożył broń, szybko pokonał odległość, jaka ich dzieliła i złączył ich usta w namiętnym, pełnym miłości pocałunku. Po chwili poczuła jak się unosi za sprawą silnych dłoni mężczyzny, który posadził ją na blacie. Oplotła mu nogi w pasie, a ręce wplątała w jego brązowe włosy. Po raz kolejny poczuła jego ręce pod bluzką, tym razem jednak z tyłu. Powoli unosił ją do góry czekając na jakąś reakcję partnerki. Wciąż mogła się wycofać, ale nie zrobiła tego. Chwycił ją mocno i wciąż całując jej nabrzmiałe już usta udał się do sypialni.
***
Rano pierwszy obudził się szatyn i spojrzał w dół czując na torsie głowę kochanki. Po chwili i ona podniosła powieki i spojrzała w górę. Uśmiechnęła się szeroko widząc wzrok chłopaka.
- Cześć Tygrysie – szepnęła cicho poczym całym ciałem wdrapała się na niego. Czuł na swoim torsie jej piersi, które w nocy tak wspaniale reagowały na jego pieszczoty. Odgarnął niesforne kosmyki włosów z jej twarzy. Widział w jej oczach iskierki szczęścia, ona to samo widziała w jego – jak się spało?
- Cudownie, bo z moją Tygrysicą – odpowiedział pewnie i pocałował kobietę. Po chwili to nie ona leżała na nim, a on na niej. – Jak Ty to robisz, że w nocy kochaliśmy się przez sześć godzin, a mi ciągle mało? – Zapytał odrywając się od jej ust i zjeżdżając z jej ciała by nie było jej za ciężko jednak głowę ciągle miał nad nią, zupełnie tak jak przed chwilą, kiedy jeszcze na niej leżał. Przejechała dłonią po jego policzku, ale na pytanie nie odpowiedziała. – Prysznic? – Kiwnęła głową i wspólnie poszli do łazienki. Chwilę później letnie krople wody spływały po ich rozgrzanych ciałach. Wziął swój płyn do kąpieli i namydlił jej ciało. To samo zrobiła dziewczyna. Przymykali oczy czując swoje delikatne dłonie na nagich ciałach. – Mówił Ci ktoś, że jesteś piękna? I cholernie seksowna? – Przerwał ciszę Leon.
- Tak, ale w Twoich ustach to brzmi lepiej. – Uśmiechnęła się i ponownie w tym dniu pocałowała kochanka.
***
On ubrany w luźny dres, ona w jego koszulkę. Razem zeszli na dół i udali się do kuchni. Uśmiechnęli się wchodząc do pomieszczenia, gdzie wczoraj wszystko się zaczęło. Wspólnie zaczęli przygotowywać śniadanie ciesząc się swoim towarzystwem. Przerwał im dzwonek do drzwi. Szatyn nim otworzył sprawdził, kto to i przeklął pod nosem. Wrócił do kuchni i chwycił dziewczynę w pasie energicznie ciągnąc do siebie i zatykając usta ręką by przypadkiem nie pisnęła. Odwrócił ją w swoją stronę. Spojrzawszy w jego oczy wiedziała, że coś jest nie tak. Przestała się uśmiechać i wtedy ją puścił.
- Idź na górę, schowaj się i siedź cicho. To mój ojciec. – Polecił. – Weź swoje rzeczy, lubi czasami pomyszkować. – Wyjaśnił i szybko musnął jej usta chcąc dodać jej otuchy. Zobaczył w jej oczach strach. Szybko pobiegła na górę i wykonała polecenia Leona. Chłopak odczekał chwilę i poszedł otworzyć ojcu. Przywitał się z nim i zaproponował śniadanie. Zjedli wspólny posiłek. – Co Cię tu sprowadza?
- Chciałem sprawdzić jak Ci idzie z Castillo. Niedługo wybory.
- Pracuję nad tym – odpowiedział bez zająknięcia. – Możesz być spokojny. Przecież mnie znasz. Coś jeszcze, bo chciałem wyjść?
- Nie, nie. Pospiesz się. Do zobaczenia – starszy Verdas opuścił pomieszczenie, a Leon głośno wypuścił powietrze. Zamknął na klucz drzwi za swoim ojcem i poszedł szukać Violetty.
- Kochanie, możesz wyjść! – Krzyknął i po kilku minutach trzymał ją w swoich ramionach. Pociągnął ją na dół i odgrzał śniadanie. Postawił przed szatynką talerz i po chwili kawę. W ciszy przyglądał się jak nie, w głowie ustalając to, co musi jej powiedzieć. Nie może jej stracić, więc musi coś wymyślić. Wstał i poszedł do salonu, gdzie usiadł na kanapie i przykrył twarz dłońmi. Zastanawiał się, dlaczego on? Dlaczego on ma takiego pecha i zakochał się w kobiecie, którą nie powinien darzyć tak silnym uczuciem? Po pięciu minutach poczuł na ramieniu delikatny dotyk ukochanej, uśmiechnął się lekko i usadził ją sobie na kolanach. – Masz jakiś pomysł jak uniknąć tego, co powinniśmy zrobić?
- Nie. Zaskoczyłeś mnie. Słyszałam, że Leon Verdas zawsze wypełnia misje. – Pogłaskała go po policzku i pocałowała w czoło.
- I vice versa – zaśmiał się całując jej policzek. Milczeli przez chwilę spoglądając sobie w oczy. – Ufasz mi? – Zapytał po chwili. Nie odpowiedziała tylko przytaknęła głową. – A jesteś w stanie zostawić to wszystko i uciec ze mną? – Znów to zrobiła oczekując na dalsze słowa chłopaka. Ten jednak zdjął ją ze swoich kolan i udał się na górę po jej bokserkę i jakąś jego koszulę. Następnie poszedł do kuchni skąd zabrał ostry nóż. Wrócił do pokoju. Spojrzała na niego niepewnie nie rozumiejąc, po co mu to wszystko. Z niepokojem patrzyła jak przykłada nóż do dłoni i rozcina ją. Z rany zaczyna sączyć się krew, a on bierze swoją bluzkę i plami ją cieczą z przodu. Zrozumiała. Wzięła od niego nóż i zrobiła to samo tyle, że ze swoją bluzką. Kiedy stwierdzili, że ubrania są wystarczająco przesiąknięte krwią opatrzyli sobie nawzajem dłonie. Chłopak poszedł do swojego gabinetu skąd wyciągnął dużą ilość pieniędzy, którą odkładał na taką właśnie okazję. Spakował je w torbę i wrócił do ukochanej. Chwycił ją za rękę, zabrali potrzebne rzeczy i poszli do samochodu. Wyjechali z miasta. Kilkaset kilometrów od domu stanął, aby kupić Violetcie coś do ubrania. Dziewczyna przebrała się i poszli na pocztę, gdzie nadali paczki, w których znajdowała się splamiona krwią odzież, dowody osobiste i telefony. Wysłali je do swoich ojców. Zostawili samochód i pociągiem udali się w miejsce, gdzie Leon miał swoją oazę. Kupił tam dom jeszcze jak matka żyła. To ona mu to poleciła, znając możliwości swojego męża. Ze stacji doszli już pieszo, pomimo że do domu było jakieś dziesięć kilometrów. Kiedy doszli byli szczęśliwi. Teraz nikt im już nie przeszkodzi. Wpuścił ją przodem mówiąc, by czuła się tu jak u siebie, w końcu to będzie ich nowy dom. Wręczył jej klucze i powiedział, że wraca za godzinę. Wyszedł. Usłyszała tylko jak jakiś pojazd odjeżdża z garażu. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła zwiedzać pomieszczenia. Dokładnie po godzinie Leon wrócił obładowany torbami. Zaśmiała się patrząc, jak co chwilę wychodzi i wchodzi z nowymi pakunkami. Postanowiła mu pomóc, ale było za późno. Dał jej kilka toreb, gdzie jak się później okazało były rzeczy dla niej i nowy telefon. – Dowody też będziemy mieli nowe. Na inne nazwiska. – Uśmiechnął się i poszedł rozpakować siatki gdzie było jedzenie. Dziewczyna swoje torby zaniosła na górę, do sypialni, gdzie w szafach znalazła rzeczy ukochanego. Ułożyła wszystko na wolne półki i wróciła na dół. Przytuliła się do jego pleców.
- Kocham Cię – szepnęła. Odwrócił się w jej stronę. Widziała w jego oczach miłość i to bezgraniczną.
- Ja Ciebie też. I już zawsze będziemy razem. – Odpowiedział i złączył ich usta w pocałunku.
***
Miesiąc później odbył się ich pogrzeb. Ciał nigdy nie odnaleziono, bo niby jak skoro żyją. Przez cały ten miesiąc cieszyli się sobą i swoim szczęściem. Z nowymi danymi byli bezpieczni. Zmienili wygląd by nikt ich nie poznał. Pieniędzy mieli tyle, że pracować nie musieli. I na razie nie zamierzali. To wszystko póki, co musi ucichnąć.
Leon wrócił z zakupów i zastał swoją dziewczynę w ogrodzie siedzącą na huśtawce. Zaniósł torby do kuchni i wrócił do niej. Przysiadł się i objął ją ramieniem, a ona momentalnie się w niego wtuliła.
- Będziesz ojcem – powiedziała po chwili cicho – jestem w ciąży. – Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich iskierki szczęścia. Pocałował ją.
* * *
Oto OS, który spodobał mi się najbardziej.
Mam 2 wiadomości - dobrą i złą. Dobra jest taka, że właśnie kończę rozdział, a zła, że jest dość krótki i nie mogę go dodać, ponieważ był pisany na tablecie, a nie mam tam polskich znaków :///
Kocham twórczość Candy!
OdpowiedzUsuńNie szkodzi poczekamy spokojnie ;)
Jest genialny to prawda !!! :)
OdpowiedzUsuńTalent !!!! , prawdziwy talent
Hej mam nowego bloga, ale chyba i tak nie dorównam twojemu. Czy możesz go odwiedzić. http://vilu--y--leon.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny One shot czekam na nexta i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńRewelacyjny Os , w pełni zasłużone 1 miejsce !!! :)
OdpowiedzUsuńo matko on jest najlepszy jaki czytałam booskii normalnie chcę więcej
OdpowiedzUsuńPiękny! <3
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będzie cudny, bo w końcu napisany przez Candy!
Ona ma wielki talent i należy go rozwijać <3
Leonetta <3
Czekam na rozdział i życzę weny! xxx
~KatePasquarelli
Jeeej, świetny one shot. Gratuluję pomysłu :D
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam pisać opowiadanie, ale zapraszam.
Boski <33
OdpowiedzUsuńChciałam użyć wulgaryzmu, aby wyrazić to, jaki jest świetny, ale się powstrzymałam ;)
Nie rozumiem jak Candy może mieć taki talent xDD
Candy, jeśli to czytasz musisz wiedzieć, że cię kocham <33, ale Ciebie Nicol też <33
Buziaki ;**
Arcydzieło :)
OdpowiedzUsuńBrak słów , żeby określić jak wspaniały jest ten Os :)
Candy - masz wielki talent :), oczywiście ty Nicol też masz wielki talent :)
Jesteście genialne :)
Pozdrawiam
WOW <3 zajebisty :3 ten shoot <3 ahhh <3 po prostu niesamowity :3 CANDE ma talent :D
OdpowiedzUsuńheheh klub i potem to wszytsko a wszytsko zaczło się od kuszącego tańca :3
Cudny !!
OdpowiedzUsuńCzekam na rozdział !! ~ Julka ♥
A już myślałam , że strzeli.... A tu co no, ja się pytam ...........Super ..Gratulacje!!!!!!! ...........Jakby ludzie pisali takie zawsze to bym z kompa nie schodziła.....papatki
OdpowiedzUsuńLodo<3
Super !
OdpowiedzUsuńMasz talent :)
Piękny <3
OdpowiedzUsuńTaki oryginalny *.*
Uciekli razem, jakie to romantyczne ;3
Cudo, cudo, cudo ♥
Ś. :**
:o
OdpowiedzUsuńBrak słów!!! Dosłownie!!!
Szczerze.?? Kiedy mieli się zabić poryczałam się jak głupia... Do tego momentu ryczę ;-;
Jednym słowem.? GENIALNY
Pomysł.? rewelacyjny
Wykonanie.? perfekcyjne
Nic tylko czytać coś takiego w nieskończoność<3333333