10.31.2013

Rozdział 10: Puśćcie ją!

Leon
Jestem już w Buenos Aires. Zadzwoniłem po taksówkę, która zawiezie mnie do mojego starego domu. Rodzice go nie sprzedali, ponieważ mieliśmy tu wrócić. Gdy tylko pojechałem pod dom wysiadłem, wszedłem do domu, rzuciłem bagaże i pojechałem do domu. Zapukałem do drzwi. Otworzyła je Angie.
- Leon? Co ty tu robisz?- zapytała zdziwiona 
- Wiem, że jest już po północy, ale muszę porozmawiać z Violettą- powiedziałem na jednym oddechu
- Nie ma jej.
- Angie, wiem, że ją skrzywdziłem, ale to naprawdę bardzo ważne. Proszę wpuść mnie.
- Ona wyszła gdzieś około 16.00 i jeszcze nie wróciła. German i Ramallo pojechali jej szukać, a ja i Olga miałyśmy zostać w domu jakby wróciła- powiedziała zdenerwowana
- Dzwoniliście do niej?
- Tak, ale wyłączyła komórkę.
- Jadę jej szukać.- powiedziałem i wróciłem do samochodu.
Jeździłem po mieście przez całą noc w poszukiwaniu Violi. Jeśli coś się jej stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę. Angie zgłosiła jej zaginięcie na policji. Rano porozwieszałem plakaty ze zdjęciem Violetty i moim numerem telefonu. Jak na razie zero rezultatów.

Violetta
Obudziłam się w jakiejś starej szopie. Nagle do szopy wszedł jakiś mężczyzna w czarnej kominiarce.
- Ooo proszę. Nasza królewna się obudziła. Trzeba było słuchać i ściągnąć tutaj Verdasa. Teraz trochę tu posiedzisz. - powiedział mężczyzna po czym wyszedł.
Nogi i ręce mam związane, a na moich ustach przyklejona jest taśma. Czułam się jak w jakimś kryminale. Ujrzałam jakiś nożyk. Chciałam się do niego przybliżyć, ale usłyszałam rozmowę dwóch mężczyzn:
- Młody Verdas wrócił do miasta.- powiedział jeden. Czyżby chodziło mu o Leona?
- Skąd wiesz?! Kiedy?!- zapytał drugi
- Wrócił jakieś 2 dni temu. Niestety bez ojca.
- Wie już, że ją porwaliśmy?
- Wie, że zaginęła. Po całym mieście rozwiesza plakaty z jej zdjęciem.
- To mamy problem.
- Nie, skądże? Co nam może zrobić jakiś durny dzieciak?
 Skoro nie jest takim tchórzem jak jego ojciec i tu wrócił to raczej trzeba na niego uważać.
- Może, ale nie przesadzałbym.
Czyli Leon wrócił? Boże, proszę, żeby mnie znalazł. Boję się jak nigdy! Zanim się obejżałam zasnęłam.

Natalia
Wszyscy w Studio już wiedzą o zaginięciu Violi. Martwimy się o nią. Słyszeliśmy też o powrocie Leona. Jest on zbyt zajęty poszukiwaniami Violetty. Myślę, że ją naprawdę kocha. Tylko nie rozumiem dlaczego wyjechał i jej nic o tym nie powiedział. Z moich przemyśleń wyrwał mnie Maxi:
- Kotku, może pójdziemy dzisiaj na jakąś randkę?
- Nie, nie Maxi. Za bardzo martwię się Violą.
- Naty, policja, Leon i jej ojciec ją szukają. Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu.
- Maxi, moja przyjaciółka zaginęła, nikt nie wie gdzie ona jest, a ty oczekujesz, że to oleje i pójdę z tobą na randkę?! Jesteś straszny!- powiedziałam i odeszłam. 
Wiem, że potraktowałam go za ostro, ale bardzo się tym wszystkim martwię. Może przynajmniej zrozumie, że nie powinien mnie zapraszać na randki w takich sytuacjach, a później jeszcze mieć do mnie pretensję, że nie chcę iść.

Francesca
Dzisiaj spotykam się z Leonem. Chcę, żeby mi wyjaśnił kim są ci ludzie co porwali Violę. Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko Studio. Ja tu już jestem, ale Leon się spóźnia. Nagle wszedł do lokalu. Po jego twarzy i włosach wnioskuję, że tej nocy nie zmrużył oka.
- Hej Leon.- przywitałam się
- Hej Fran.- powiedział po czym ziewnął
- Kiedy ostatni raz się zdrzemnąłeś, zasnąłeś? - spytałam
- Jakoś w Madrycie.
- Że co?
- Zaraz jak przyjechałem dowiedziałem się o zaginięciu Violetty, a potem nie miałem czasu na sen. I tak nie zasnąłbym wiedząc, że Violi może się coś przeze mnie stać.
- Czemu ją porwali?
- Mój ojciec...- nie dokończył, bo przerwał mu dzwonek telefonu- To Violetta!- krzyknął uradowany, a wszyscy ludzie się na niego automatycznie spojrzeli jak na jakiegoś wariata.

Violetta
Kiedy się obudziłam przypomniałam sobie, że mam w kieszeni telefon. Przesunęłam się i złapałam nóż. Jakimś cudem przecięłam sznur na rękach i nogach, a następnie zdjęłam taśmę z ust. Wyciągnęłam komórkę i cały czas płacząc wybrałam numer Leona.
V.: Leon, pomocy.
L.: Violetto, gdzie jesteś?!
V.: Jestem w jakiejś szopie niedaleko lasu przez, który przejeżdżaliśmy przed twoim wyjazdem samochodem.
L.: Jestem niedaleko, zaraz tam będę.
- Kto cię uwolnił?!- nagle do pokoju wszedł jeden z bandytów.
Szybko się rozłączyłam. Mężczyzna zawołał swojego wspólnika i z powrotem mnie związali tylko tym razem nie nakleili mi taśmy na usta. Zabrali mi także telefon.
- Co ten Verdas w tobie widzi?- zapytał jeden
- Pewnie jest dobra w łóżku- odpowiedział drugi
- Sprawdźmy to- powiedział po czym zerwali ze mnie koszulkę i zaczęli obmacywać
- Puśćcie ją!

***
Taki tam dość dramatyczny koniec. Mam nadzieję, że wam się podobało. Niestety bez zdjęć, ponieważ zabrakło mi czasu na ich szukanie. Niestety w tygodniu będę musiała rzadziej dodawać rozdziały. Rozumiecie szkoła, siatkowka. Ale dokonam wszelkich starań by je dodawać, a w weekendy na pewno nie będę sie obijać. Opinie wyrażajcie w komentarzach i dziękuje, żę czytacie to... jakby to nazwać? Bagno.                

3 komentarze: