2.25.2014

Rozdział 63: Nigdy Cię nie zostawię

- Jjjja jjestem bbbezpłodna. - Odpowiedziała Naty, po czym wybuchła płaczem. Wszyscy natychmiast do niej podeszliśmy i ją przytuliliśmy. Wiem, że bardzo pragnęła dziecka. A teraz... Teraz okazuje się, że nie może go mieć.
- Ale przecież możecie zaadoptować dziecko. - Powiedziała Fran. Miała rację. Mogą zaadoptować dziecko. Ale w tym momencie na pewno tego nie zrobią. Natalia jest załamana.
          Przez cały dzień staraliśmy się ją uspokoić. Na marne... Naty wciąż płacze.
- Przynajmniej nie będą buzować Ci hormony. - Odezwał się Tomas.
- Ale ja chcę, żeby mi buzował hormony! - Powiedziała, po czym ponownie wybuchła płaczem.
          Wieczorem razem z Leonem, Fran i Marco wróciliśmy do domu. Włoszka i jej mąż poszli do sypialni, a my opadliśmy na kanapę. Ponte są nami przyjaciółmi, martwimy się ich problemami i cieszymy szczęściem. Nie rozumiem, dlaczego to właśnie ich to spotkało.
- Chcesz coś do picia? - Zapytał Leon, wyrywając mnie tym z moim przemyśleń.
- Nie, dzięki. - Odpowiedziałam. - Co teraz?
- Co z czym?
- No z Naty i Maxim. - Wytłumaczyłam krótko. - Tak bardzo chcieli mieć dziecko, a teraz okazuje się, że nie mogą.
- Mogą. - Oznajmił. - Przecież mają możliwość zaadoptowania dziecka.
- To nie to samo...
- Tak, czy siak to będzie ich dziecko. Bez względu na to czy Naty je urodzi, czy je zaadoptują.
- Co Ty byś zrobił w takiej sytuacji? - Zapytał. Leon podniósł pytająco brew do góry. - Co byś zrobił, gdyby okazało się, że jestem bezpłodna?
- Nie wiem...
- Zostawił byś mnie?
- Na pewno nie. - Zaprzeczył. - Nie pozwalam Ci tak myśleć. - Pogłaskał mnie po policzku. - Nigdy Cię nie zostawię.
- Obiecujesz? - Upewniłam się.
- Obiecuję. - Odpowiedział, po czym delikatnie musnął moje usta swoimi. Cieszę się, że mam przy sobie osobę taką, jak Leon. Wiem, że nigdy mnie nie zostawi. Zawsze przy mnie jest i mnie wspiera.
             Po wykąpaniu się, poszliśmy spać.

*Tomas*
          Przez całą noc Simon co chwila się budził. Płakał, a potem z powrotem zasypiał. A ja myślałem, że kiedyś nie spałem.
          Ludmiła wymyśliła, że powinniśmy zrobić imprezę Ponte. Chce ich tak pocieszyć. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale to Ludmiła... Jak ona sobie coś wymyśli, to już nikt jej nie powstrzyma.
          Postanowiłem wyjść wcześniej do Leona i Violi. Ostrzegę ich przed tym. Przechodziłem przez ulicę i nagle ujrzałem starszego pana. Szedł o lasce. Pokiwał mi. Zdziwiłem się tym gestem, ale odwzajemniłem go. Staruszek znalazł się za moimi plecami, a ja stanąłem na wycieraczce Verdasów. Gdy miałem nacisnąć dzwonek do drzwi, poczułem jak ktoś skacze mi na plecy. Okręciłem się, próbując zrzucić tą osobę. W końcu mi się to udało. Ujrzałem staruszka, który przed chwilą wskoczył mi na plecy.
- Ccco pan... - Mówiłem, ale nie udało mi się dokończyć, ponieważ ten spoliczkował mnie, po czym poczochrał moje włosy. Następnie zaczął się śmiać i uciekł. Przez chwilę przyglądałem się oddalającemu staruszkowi.
           Kiedy wróciłem na Ziemię, zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi Leon.
- Czego chcesz? - Zapytał. - I czemu jesteś poczochrany?
- Jakiś staruszek mnie zaatakował. - Wytłumaczyłem krótko. Ten wyciągnął dłoń i położył ją na moim czole. - Co Ty robisz?
- Sprawdzam, czy nie masz gorączki.
- Hahaha, ale śmieszne. - Powiedziałem sarkastycznie. - Jest Violetta.
- Może... Zależy od tego, co od niej chcesz. - Oznajmił.
- Muszę z nią porozmawiać. Chciałem z Wami, ale z Ciebie zrezygnowałem.
- Pff, wal się. - Odparł, po czym zamknął drzwi.
            Waliłem w nie, ale na marne. Leon nie miał zamiaru mi otworzyć.
            Po kilku minutach przyszła Ludmiła z Simonem.
- Co robisz pod drzwiami? - Zapytała, pukając w drzwi. - Wiesz, że mogłeś wejść do środka?
- Leon zamknął mi drzwi przed nosem.
- Nie dziwę mu się.
- Co to miało znaczyć?
- Nic...
            Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tym momencie drzwi otworzyła Violetta. Wpuściła nas do środka, po czym, na prośbę Lu, zawołała Fran i Marco. Następnie usiedliśmy na kanapie.
- O co chodzi? - Zapytała Francesca.
- Wiem, jak możemy poprawić humor Naty i Maxiemu. - Odpowiedziała z uśmiechem Ludmiła. Zaczyna się, pomyślałem.
- Oświeć nas. - Odparła Violetta. - Chociaż nie sądzę, że to będzie takie łatwe.
- Urządzimy im imprezę!
- Myślisz, że przyjdą na imprezę i będą się świetnie bawić? - Zapytał Leon. - To niedorzeczne.
- Ty się nie znasz. - Stwierdziła moja żona. - Siedź cicho.
- Ej! To mój dom. - Kłócił się.
- Masz pecha! Na górę!
- Pff, spadaj.
- Sam spadaj!
- Czemu ich wpuściłaś? - Zwrócił się do Violetty.
- Lu, mów dalej. - Powiedziała, po czym wszyscy zamieniliśmy się w słuch.
          Ludmiła opowiedziała nam wszystko. Po dość długich namowach, zgodzili się wszyscy oprócz Leona.
- Dobra, więc nie robimy imprezy. - Zadecydowała Francesca.
- Co?! Ja chcę imprezę! Kiedy i gdzie?! - Pytał Leon.
- Gdzie byłeś przez ostatnie 2 godziny? - Spytał się go Marco.
- No tutaj.
- Przez ostatnie 2 godziny jako jedyny nie chciałeś się zgodzić na imprezę! - Oznajmiła Ludmiła.
- Dobra! Koniec tematu! Robimy imprezę, a Leon siedzi cicho! - Zarządziła Violetta.
- Ej!
- Cicho, bo będziesz spał w ogrodzie.
          Leon od razu się zamknął.
- W takim razie, trzeba wszystko ustalić. - Powiadomiła nas moja żona. - Fran i Marco załatwią miejsce, Leon i Violetta przygotują jedzenie, a ja i Tomas muzykę.
- Dobra, może być. - Zgodziła się Francesca. Wszyscy przytaknęli. Następnie ja, Ludmiła i Simon udaliśmy się do naszego domu.

*Leon*
          Pff, że ja niby mam spać w ogrodzie? Nawet, gdybym musiał, w nocy wróciłbym do Violi. Właśnie siedzi na kanapie i coś czyta. Fran i Marco poszli na górę do swojego pokoju. Usiadłem obok mojej żony i zacząłem się jej przyglądać. Po jakiś 2 minutach, spojrzała na mnie kątem oka.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Zapytała. - Mam coś na twarzy?
- Nie. - Zaprzeczyłem. - Nie przyglądam Ci się.
          Wróciła do czytania. Nie odrywałem od niej wzroku.
          Po kolejnych 2 minutach, zbliżyłem się i pocałowałem ją w szyję. Zaśmiała się pod nosem. Nie przerywałem czynności. W końcu oderwała wzrok od książki.
- Co robisz? - Zapytała z uśmiechem. Jaki ona ma piękny uśmiech...
- Nie widać? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. - Całuję moją żonę.
           Wróciłem do poprzedniej czynności. Po chwili przeniosłem się na jej usta.
- Leon... - Wypowiedziała cicho moje imię. Spojrzałem na nią. - Co jak Fran i Marco zejdą?
- Nie zejdą. - Wróciłem do jej szyi.
- Ale...
- Bez "ale".
           Po chwili odłożyła książkę na stolik. Całowaliśmy się coraz namiętniej. Zacząłem błądzić ręką po jej udzie, a ta powoli odpięła pierwszy guzik mojej koszuli. Lekko przechyliła się na bok, i teraz ja leżałem na niej. Po chwili odpięła już wszystkie guziki. Zaczęła wodzić rękoma po moim torsie.
           Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach. Oderwaliśmy się od siebie. Ujrzeliśmy Francescę i Marco.

* * *

Koniec rozdziału to moja najsłabsza strona -.-
Przperaszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Miałam napisać rozdział w weekend, a tu nic :/ Zaczęłam go pisać i na samym początku się zacięłam. Dopiero dzisiaj byłam w stanie coś napisać ;)
Mam nadzieję, że zaskoczyłam Was sprawą z Naxi ;)
Co do Tomasa... Za kilka rozdziałów dowiecie się, o co chodzi z tymi dziwnymi sytuacjami xD
Do następnego :****

2.20.2014

Rozdział 62: Nowy sąsiad...

*Violetta*
- Jest taki słodki - stwierdziła Fran, która właśnie trzymała na rękach małego Simona.
- Tak, jest przecudny - przyznałam. Blondynka od razu się uśmiechnęła.
                Wczoraj wrócili ze szpitala. Simon jest w 100% zdrowy. Teraz Lu i Tomas mogą się nim cieszyć u siebie w domu. Cieszę się z ich szczęścia. Nie mogę się doczekać, aż ja i Leom będziemy mieli takiego szkraba.
                 Od jakiegoś czasu nie mamy kontaktu z Natalią i Maxim. Ludmiła zdzwoniła do nich i powiedzieli, że gdzieś pojechali. Dziwne... Wyjechali bez uprzedzenia?
- Teraz kolej na Was - oznajmiła blondynka. - Fran, Violu, pora na Wsze potomstwo.
- Ja i Marco się nie śpieszymy - powiedziała brunetka. - Ale Viola...
- Nie. Nie Viola - zaprzeczyłam. - My też się z tym nie śpieszymy.
- Ale pomyślcie sobie - nakazała Ludmiła. - Mieć takiego małego szkraba... 24 godziny na dobę... Robiłybyśmy sobie wspólne spacery.
- Na spacery możesz iść z Tomasem - odparłam, a w salonie pojawili się chłopacy. Każdy z nich usiadł na kanapie.
- Tomas, co Ty taki zestresowany? - zapytała Włoszka, widząc jego minę. - Czyżbyś bał się rodzicielstwa.
- Nie, tylko... - Zawiesił na chwilę głos. - Ostatnio zdarzają mi się dziwne rzeczy.
- To znaczy jakie? - zadałam pytanie. Ciekawiło mnie co takiego mogło się stać Tomasowi. Dla niego nie jest dziwne to, że w wieku 10 lat ssał smoczek.
- No na przykład jak wczoraj szedłem parkiem, napadła na mnie piątka dzieci. Miały jakieś 6 lat.
- Napadły Cię dzieci? - upewnił się Marco. Tomas przytaknął głową. Razem z Leonem wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
- Co zrobiły? - zapytała przez śmiech mój mąż.
- Zaczęły rzucać we mnie balonami z wodą - oznajmił. Tym razem także ja, Fran i Ludmiła zaczęłyśmy się śmiać. - Albo ktoś ukradł mi komórkę.
- Kto? - odezwał się Leon, który przed chwilą się opanował. - Staruszki? - I ponownie zaczął się śmiać.
- Ta, śmiejcie się. Będzie Wam głupio, jak Was także napadną - powiedział Tomas, po czym udawał obrażonego.
            Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Leon krzyknął "Proszę!" i ujrzeliśmy w salonie Brada.
- Leon! Druhu! - krzyknął, po czym rozłożył ręce, tak jakby chciał przytulić mojego męża.
- Brad! Wkurzający synu przyjaciół moich rodziców! - okrzyknął.
- Wiesz jak mógłbyś powiedzieć krócej? - spytał blondyn.
- Jak?
- Nowy sąsiedzie!
- WTF?! - krzyknął zdziwiony, po czym od razu wstał. - Jaki sąsiedzie?!
- Kupiłem dom obok - odpowiedział uśmiechnięty.
- Dlaczego?!
- Postanowiłem przeprowadzić się koło mojego najlepszego kumpla i jego pięknej żony.
- Skąd wiedziałeś, że tu mieszkamy?!
- Byłem u Twojej mamy. - I wszystko jasne... - Powiedziała mi też o Twojej niani.
- Zaklepałem ją pierwszy - powiedział.
- Co zrobiłeś? - odezwałam się.
- Kupiłem swojej żonie nowe buty - skłamał, po czym mrugnął porozumiewawczo do chłopaków. - A teraz musisz już wyjść - zwrócił się do Brada.
- Czemu?
- Bo wychodzimy - odpowiedział, po czym wypchnął go za drzwi.
                 Następnie naściemniał z chłopakami, że idą na spacer. Zapewne poszedł kupić mi buty...

*Leon*
                Właśnie szedłem z chłopakami do sklepu. Po co ja gadałem o tych butach?
                 Weszliśmy do centrum i poszliśmy do pierwszego, lepszego sklepu z obuwiem. Kupiłem buty i wyszliśmy. Postanowiliśmy iść do Maxiego. Ponoć wyjechał, więc włamiemy mu się do domu i obejrzymy "Zmierzch". Tomas jest dobry w te klocki.
                 Otworzyliśmy drzwi i ujrzeliśmy smutnego Maxiego.
- Co Ty tu robisz? - zapytałem zdziwiony. - Nie miałeś wyjechać?
- Nie, nie wyjechałem - odpowiedział. - Po co tu przyszliście skoro myśleliście, że mnie nie ma? I jak tu weszliście?
- Przyszliśmy obejrzeć... - mówił Tomas, ale Marco zakrył mu usta dłonią.
- Podlać kwiatki! - odpowiedziałem za niego. Nasz kumpel raczej nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że znowu będziemy grzebać w jego rzeczach.
                   W czasach kiedy Viola była z Diego, włamywaliśmy się do domu Ponte. Grzebaliśmy w rzeczach i nieraz zostawialiśmy po sobie ślad. Na przykład Tomas przez przypadek skleił mu gacie. Albo zostawił prezerwatywę na stoliku nocnym Naty. Maxi myślał, że go zdradza i się wyprowadził do mnie. Dopiero kiedy Heredia kapnął się, że nie ma swoich gumek, pogodzili się. Zastanawia mnie tylko jedno - skąd Tomas miał przy sobie prezerwatywy? Po co on je wszędzie nosi? Nie powiem, robiłem to już w rożnych miejscach, a nie noszę ze sobą gumek.
- Czemu nie wyjechałeś? - zapytał z pretensjami Marco. Ten od razu posmutniał. - Co jest?

*Violetta*
                Siedziałyśmy z dziewczynami i rozmawiałyśmy, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - Leon. Pewnie nie wie jaki mam rozmiar buta.
                 Przeprosiłam dziewczyny i odebrałam.
- Co jest? - zapytałam.
- Lepiej przyjedź z dziewczynami do Maxiego i Naty - oznajmił poważnym tonem. Poważnym? Leon?
- Przecież nie ma ich w domu.
- Po prostu przyjedźcie - powiedział, po czym się rozłączył.
                  Powiedziałam dziewczynom, o co mu chodziło i razem pojechałyśmy do domu Naxi. Weszłyśmy do środka, i ku naszemu zdziwieniu zobaczyliśmy smutnych Naty i Maxiego.
- Co się stało? - zapytałam, a po policzku brunetki spłynęła łza.

* * *

Mam dobrą wiadomość! xD
Strasznie łatwo pisało mi się ten rozdział :D Zaczęłam go chyba około 12, a skończyłam teraz ;)
Wiem, że jest krótki, ale chciałam zrobić "dramatyczny koniec" xD
Mam ważne pytanie! Nikt nie chce mi na nie odpowiedzieć, tylko wszyscy mówią, że jestem głupia :/ xD
Oto one:
Czy można ogolić głowę żyletka? xD
Do następnego :***

2.16.2014

Rozdział 61: Bierz tą łapę, bo ci zaraz coś zrobię

            Stałam tam i przyglądałam się Bradowi.
            Skąd on się tu wziął?, pytałam w myślach. Przecież mieszka w Hiszpanii.
- Co Ty tu robisz? - zapytał zdenerwowany Leon. Po jego minie widziałam, że nie jest zbyt zadowolony jego widokiem. Cóż się dziwić? Nie wiem, dlaczego mój mąż tak go nie lubi. Jest naprawdę fajny.
- Spędzam czas na bankiecie - odpowiedział.
- Nie mieszkasz w Hiszpanii? - zadałam pytanie.
- Znacie się? - spytała moja teściowa.
- Ta, niestety tak - powiedział Leon.
              Brad podszedł do niego, po czym uśmiechnięty położył mu rękę na ramieniu.
- Co u Ciebie, Leon?
- Bierz tą łapę, bo ci zaraz coś zrobię - wysyczał. Brad od razu zdjął swoją rękę.
- Skąd się znacie? - odezwał się ojciec Leona.
- Byliśmy na podróży poślubnej w kurorcie mamy Brada - oznajmiłam.
- No tak.
- Ty nie mieszkasz w Hiszpanii? - ponownie zapytałam.
- Nie, tam mieszka moja mama. Czasem jeżdżę do jej kurortu, ale mieszkam tutaj - wytłumaczył.
- A Wy skąd go znacie? - zapytał Leon swoich rodziców.
- Ojciec Brada jest naszym dobrym przyjacielem.
- Nie możecie znaleźć sobie innych przyjaciół?
                 Przez resztę wieczoru unikaliśmy Brada. Znaczy Leon unikał i ciągnął mnie za sobą.
                 Po powrocie do domu od razu się położyliśmy.
- Czemu Ty go tak nie lubisz? - zapytałam mojego męża.
- Po prostu go nie lubię.
- Musi być jakiś powód.
- Lubisz Larę? - zmienił temat.
- Nie.
- Dlaczego?
- Po prostu.
- Właśnie...
- Nie zmieniaj tematu - powiedziałam. Ja i Lara, a Leon i Brad to dwie inne sytuacje. Lara to była mojego męża. Nic dziwnego, że jej nie lubię. A Leon nie lubi Brada, bo ma taki kaprys. Nawet jeśli za nim nie przepada, to nie oznacza, że musi być taki wredny.
- Nie zmieniam.
- Po prostu skończmy już tą bezsensowną kłótnie.
                Zgasiłam lampkę nocną, po czym wtuliłam się w tors Leona. Tak zasnęliśmy.
                Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto przychodzi o tak wczesnej porze?
- Leon, idź otwórz - powiedziałam zaspanym głosem.
- Teraz Twoja kolej - oznajmił. Co? Jaka kolej?
- Czemu moja?
- Bo ja otwierałem ostatnio - odpowiedział.
- Co? Niby kiedy?
- W poprzednim wcieleniu.
                  Nic nie odpowiedziałam, tylko wstałam i ubrałam szlafrok. Następnie zeszłam na dół i podeszłam do drzwi. Ujrzałam Fran i Marco.
- Fran, Marco! - krzyknęłam, po czym ich przytuliłam. - Co tu robicie?
- Wracamy do Buenos Aires - powiedziała Włoszka. Ponownie ją przytuliłam. - Tylko jest jedna sprawa.
- Jaka? - zapytałam.
- Sprzedaliśmy nasze mieszkanie i... - mówiła, ale jej przerwałam.
- Jasne, że możecie u nas zamieszkać.
- Dziękuję. Gdzie Leon?
- Śpi. Co powiecie na kawę? - zaproponowałam.
                  Przytaknęli, po czym usiedli na kanapie, a ja poszłam zrobić kawę.

*Leon*
                Kiedy się obudziłem, Violi nie było. Przypomniałem sobie, że poszła otworzyć drzwi. Kogo niesie o tej godzinie?
                Wstałem, po czym zszedłem na dół. Tam zobaczyłem moją żonę, Fran i Marco.
- Co Wy tu robicie? - zapytałem.
- Fran i Marco u nas zamieszkają przez jakiś czas - powiedziała Violetta.
- Przecież mają swoje mieszkanie - zauważyłem.
- Sprzedali je.
- Po co?
- Bo wyjechali do Włoch - oznajmiła.
- Niby kiedy?
- Kilka miesięcy temu.
- I ja nic o tym nie wiedziałem.
                 Cała trójka złapała się za głowę. O co im chodzi?
- Leon, urodziłeś się taki głupi? - odezwała się Francesca.
- Z tego co wiem byłem poczęty na podróży poślubnej, więc się nie dziwcie - powiedziałem, po czym poszedłem do kuchni.
                   Przez resztę dnia byliśmy z Fran i Marco na spacerze. Jutro mamy zamiar iść do Lu i Tomasa.

* * *

Ta dam! Paczajcie na najgorszy rozdział na świecie!
Nie wyszedł -.-
Miałam zacząć nowe opowiadanie. Miałam pomysł. Nawet 2.
Czemu go nie zaczęłam?
Nie potrafię się rozstać z tym xD
Podjęłam decyzję.
Będę pisać to opowiadanie xD
Nie wiem, jak mi to wyjdzie, ale mam nadzieję, że dobrze xDDD
Postaram się dzisiaj zmienić nagłówek, bo wraca Marcesca!
Stęskniłam się za nimi xD
Jutro wracam do szkoły (;(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((() więc rozdziały będą się pojawiać rzadziej :/
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa pod poprzednim postem i przepraszam za to, że jestem taka głupia ;)

2.13.2014

Rozdział 60: Brad...

          Natychmiast zadzwoniliśmy na pogotowie. Tomas i Ludmiła pojechali karetką, a my taksówką, za nimi. Ludmi rodzi. Tak się o nią boję. To wszystko przez tą głupią kłótnie naszych mężów.
          Siedzę teraz z Leonem w poczekalni. Blondynka i Tomas są na porodówce. Mam nadzieję, że przy porodzie nie będzie żadnych komplikacji. Ona była w 8 miesiącu. Powinna jeszcze przez miesiąc nosić tą ciąże. Przez tą całą kłótnie, nie mogła. Nie mogę znieść tego czekania. Tak bardzo chciałabym już wiedzieć, czy wszystko dobrze.
- Wszystko będzie dobrze - odezwał się Leon. Sama nie wiem, czy chcę z nim gadać. To w jakiejś części także jego wina. Czemu wyszłyśmy za takich idiotów?
- Oby, bo jak nie to będzie Twoja wina - powiedziałam.
- Jak to moja?
- Twoja i Tomasa.
- Tak, wszystko moja wina. To, że Tomas to idiota też? - zapytał z pretensjami.
- Oboje jesteście idiotami. Dobrze wiedziałeś, że Ludmiła była w ciąży, a i tak wszczynałeś awanturę - wytknęłam mu.
- Przecież nie robiłem tego po to, żeby ona urodziła.
- Ale to robiłeś - odpowiedziałam. - Najlepiej już nie gadajmy.
              Przez kilka następnych godzin, siedzieliśmy w ciszy. Czekaliśmy aż z sali ktoś wyjdzie i powie, że wszystko dobrze z Ludmiłą i dzieckiem. Jeśli powie co innego, to nie wiem co zrobię Leonowi. W sumie mogę się nad tym zastanowić... Na pewno będzie spał na kanapie. Albo nie! Na strychu! Chociaż... Ogród to będzie najlepsze rozwiązanie. A jeść będzie tylko wyłącznie chleb i wodę. Nic więcej.
               Po chwili z sali wyszedł Tomas.
- Jestem ojcem! - krzyknął. Oboje z Leonem wstaliśmy z miejsc.
- Wszystko w porządku? - zapytałam dla pewności.
- Tak, mamy zdrowego syna. Chcecie go zobaczyć? - Od razu przytaknęliśmy.
              Brunet zaprowadził nas do sali gdzie leżała blondynka. Była zmęczona, ale trzymała małego szkraba. Podeszłam do niej i usiadłam obok.
- Jak się czujesz? - zapytałam.
- Dobrze - odpowiedziała krótko. - Dziękuję, że tu tyle siedzieliście.
- Nie masz za co dziękować. Piękny synek.
- Prawda? Gdzie są chłopacy? - Odwróciłam się. Nie było ich.
- Nie wiem,ale nie przejmuj się nimi teraz.
- Tomas podczas mojego porodu zemdlał. - Zaśmiałyśmy się cicho. - Teraz kolej na Ciebie i Naty.
- Naty. My na razie nie planujemy dziecka.
- Nie chcecie mieć dzieci? - zadała pytanie.
- Nie planujemy ich jeszcze. Kiedyś... Może kiedyś będziemy je mieć, ale na tą chwilę nie - oznajmiłam. W sumie nie rozmawiałam jeszcze o tym z Leonem. Jesteśmy młodzi i będziemy mieli jeszcze czas na potomstwo. Bez pośpiechu.
- Chcesz potrzymać? - zapytała blondynka.
- Jasne - odpowiedziała chętnie. Podała mi swojego synka. Wzięłam go na ręce i trzymałam. - Jakie było uczucie, gdy go pierwszy raz zobaczyłaś?
- Wspaniałe. Czułam, że już nic nie może popsuć mojego szczęścia. Nie liczyło się już dla mnie nic.
            Po chwili do sali weszli nasi mężowie.
- Gdzie byliście? - zapytałam.
- Na korytarzu - odpowiedział mój mąż.
- Pogodziliście się? - zadała pytanie, tym razem Ludmiła.
- Tak.
- Musimy już iść - oznajmił Leon.
- Czemu?
- Za 5 godzin musimy być na tym bankiecie.
- No tak, zapomniałam.
            Oddałam Ludmile jej synka, pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu. Tam zaczęliśmy się przygotowywać na bankiet.
           
*Ludmiła*
             Jestem taka szczęśliwa. W końcu mam mojego synka. Już nic nie chcę od życia. Mam wspaniałego syna i męża. Dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Czego chcieć więcej? Mam ochotę teraz skakać ze szczęścia.
- Jak damy mu na imię? - zapytał Tomas.
- Na pewno nie Edward.
- Co powiesz na Simon? - zaproponował. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Jest piękne.

*Violetta*
              Właśnie przyjechaliśmy na bankiet. Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do środka. Wszyscy byli elegancko ubrani. Pełno osobistości. Byłam tym zdumiona.
- Witajcie - powiedziała mama Leona, która właśnie wyszła z tłumu. Za nią szedł jej mąż. - Już myśleliśmy, że nie przyjdziecie.
- Przepraszamy. Nasza przyjaciółka dzisiaj urodziła - powiedziałam.
- Nic się nie stało - zapewniła nas moja teściowa.
              Przez cały wieczór poznałam mnóstwo osób. Podejrzewam, że nie pamiętam połowy z nich.
              Stałam i rozmawiałam z Leonem oraz moim teściem, gdy przyszła mama mojego męża. Przyprowadziła jakiegoś mężczyznę i... Brada?!

* * *
Oto 60 rozdział.
Ludzie, czemu nie komentujecie?:(
Po 58 rozdziałem było 25 komentarzy, a pod 59, 9  ://
Mam nadzieję, że ten rozdział się Wam spodobał i będzie tu trochę więcej komentarzy niż pod poprzednim :*

2.12.2014

Rozdział 59: Śniadanie dla mojej pani Verdas

*Violetta*
           Od razu wyszłam za Leonem. Poszedł do Lu i Tomasa.
- Leon, uspokój się. - Nic nie opowiedział, tylko wszedł do środka.
- Gdzie ten zbok?! - zapytał Ludmiły.
            Ta spojrzała na niego zdziwiona. W końcu nie codziennie do jej domu wchodzi sąsiad ubrany w samą pidżamę.
             Nic nie odpowiedziała, więc Leon sam wszedł na górę. Ja z blondynką pobiegłyśmy za nim. Wparował do ich sypialni, a tam Tomas próbował schować lornetkę.
- Jesteś psychiczny, czy jak?!
- Jja? - udawał, że nie wie, o co chodzi. To jeszcze bardziej wkurzyło Leon, bo już chciał do niego podejść. Ja i Ludmiła go zatrzymałyśmy.
- Pornole Ci nie wystarczają?!
- To co Wy robicie jest ciekawsze - odpowiedział, jakby nigdy nic.
- Mogę mu przyłożyć? - zapytał się mnie Leon.
- Nie.
- No weźźź...
- Nie, Leon. Wracamy do domu - zarządziłam.
- Jeszcze się zemszczę - powiedział, po czym wyszliśmy z ich domu.
            Wróciliśmy w ciszy do domu.
- Możesz mi powiedzieć, co to było?! - spytałam zdenerwowana.
- Ja?! Ja mam Ci się tłumaczyć?!
- Tak, Ty! - odpowiedziałam. - Idziesz w środku nocy do naszych przyjaciół, robisz im awanturę! Po co to wszystko?!
- Jak to po co?!
- To na pewno da się jakoś wyjaśnić - oznajmiłam ciszej.
- Tak, da się - nasz sąsiad jest zboczeńcem!
- Leon, to Twój przyjaciel...
- Już nie - odparł. Skierował się do schodów. - Idziesz spać, czy nie?
            Przytaknęłam i razem poszliśmy do sypialni. Tam zasnęliśmy.

*Tomas*
             O nie! Leon odkrył, że och podgląduję! On mnie zabiję! Gdyby nie Violetta i Ludmiła już byłbym trupem. Trzeba było przebrać się za ninje. Wtedy pomyślałby, że to nie ja.
- Głupi Tomas! - Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło.
              Jutro będę ninją! Wtedy Leon na pewno nie dowie się, że to ja. Przecież nie jest taki mądry. Tylko jakiś Einstein by odkrył, że to ja. A co jeśli Leon to potomek Einsteina?! Wtedy mnie zdemaskuje! Co ja mam zrobić?!
              Po chwili do pokoju weszła Ludmiła.
- Co to było?! Ty idioto! - Zaczęła bić mnie po głowie.
- Skąd Ty wiesz, co zrobiłem? - spytałem zdziwiony.
- Nie wiem, ale i tak jesteś idiotą.
- Fajnie wiedzieć.
- Idź do salonu. Chcę iść spać.
- Czemu nie mogę z Tobą?
- Bo nie!
- Ale czemu? Kanapa jest niewygodna - marudziłem.
- To masz pecha - powiedziała, po czym wyrzuciła mnie z sypialni.

*Violetta*
               Obudziłam się dzisiaj w wyśmienitym humorze. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu. Miałam ochotę spędzić cały dzisiejszy dzień z Leonem. Mam nadzieję, że przeszło mu po wczoraj. Tomas zachował się jak jakiś idiota, ale na pewno jest tego wytłumaczenie. A Leon powinien to wyjaśnić. Gdyby nie ja i Lu, to by się pobili.
                Przekręciłam głowę w lewo. Leona nie było.
                Po chwili drzwi od sypialni się otworzyły. Ujrzałam w nich Leona. Trzymał w ręku tacę z jedzeniem. Przeciągnęłam się i wstałam do pozycji siedzącej.
- Śniadanie dla mojej pani Verdas - powiedział, kładąc tacę na stoliku nocnym. - Jak Ci się spało?
- Świetnie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jesteś kochany.
- Wiem. - Położył się obok mnie. - Co dzisiaj robimy?
- Sama nie wiem. Jakieś propozycje?
- Na pewno nie do moich rodziców. - Zaśmiałam się. - Dowiaduję się od nich o przykrych faktach z mojego życia.
- A ja bym z chęcią do nich poszła. Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy.
- Nie idziemy do nich.
- To co robimy? - zapytałam.
- Spacer?
- A później do Twoich rodziców.
- Nie!
                  Zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i wyszliśmy z domu.
                  Spacerowaliśmy uliczkami Buenos Aires. Uwielbiam to jak jestem z Leonem. Nieważne gdzie i co robimy. Ważne jest to, że jesteśmy razem. Czuję się przy nim szczęśliwa i bezpieczna. Nie potrzebuję niczego innego.
                  Po godzinie spacerowania, poszliśmy na plażę. Usiedliśmy na pomoście i rozmawialiśmy. Praktycznie o wszystkim.
                  Po drodze do domu spotkaliśmy Tomasa i Lu.
- Leon, spokojnie - powiedziałam, widząc jego minę.
- Jak mam być spokojny, kiedy on...
- Masz być spokojny.
- Hej - przywitała się blondynka.
- Cześć. - Podeszła i pocałowałam ją w policzek. Leon i Tomas stali z obrażonymi minami. - Może byście się tak przywitali?
- Nie mam zamiaru rozmawiać ze zboczeńcami.
- A ja z... Z Leonami!
- Toś się wysilił, mamucie.
- Przestańcie - próbowałam ich uspokoić. - Nie ma sensu się kłócić. Pogódźcie się.
- Nie mam zamiaru - powiedzieli w tym samym czasie.
- Jesteś chory - stwierdził mój mąż.
- Chyba Ty!
- To nie ja podgląduję swoich sąsiadów w sypialni!
- Nie, ja!
- A kto?!
                Po chwili zobaczyłam, że Lu łapie się za brzuch. Zwija się z bólu.
- Lu, co Ci jest? - zapytałam.
- Zawieźcie mnie do szpitala.

* * *
Nie podoba mi się ten rozdział :///
Nie miałam na niego pomysłu i dlatego jest taki beznadziejny -,-
Moja kochana xAdusiax podsunęła mi pomysł z tą kłótnią na końcu rozdziału, za co jej strasznie dziękuję :*
Ech, ogólnie od poniedziałku po mojej głowie zaczęła chodzić myśl o usunięciu bloga. 
Gdyby nie 4 osoby to bym to zrobiła już dzisiaj.

Dziękuję 2 kretynką, które usunęły swoje blogi, bo powiedziałam im, że się nad tym zastawiam. Tak, to do Was, Jolu i Aniu :* Jesteście chore psychicznie, ale dla to co dla mnie wczoraj zrobiłyście naprawdę dużo dla mnie znaczy <333

Izie, która się ze mną kłóciła.Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Tak
- Nie
- Tak
- Nie
Ale najwyraźniej poskutkowała :) Kocham Cię, Luzia <333

I mojej kochanej Adzie, która mnie zrozumiała i nie naciskała. Poprosiłaś, żebym to sobie przemyślała i Cię posłuchałam. I nie żałuję <3 Kocham Cię <3 <3 <3 <3